Wpatrywałam się w Jacka pytająco, próbując w ten sposób zmusić go do rozwinięcia wyjaśnień. Wpatrywałam się w niego i myślałam, jak dziwne były nasze relacje ze względu na to, jak niespokojny tryb życia obecnie prowadziliśmy; w końcu gdyby nie wydarzenia ostatnich godzin, gdyby nie atak wilków, odniesione przeze mnie rany, wizyta w szpitalu i podróż, nadal byłabym na niego zła, a on pewnie na mnie, i nadal w ogóle byśmy ze sobą nie rozmawiali. A chociaż pretensje do niego i gniew nadal siedziały gdzieś w mojej głowie, schowane głęboko, zepchnięte w ciemny kąt, potrafiłam przemóc się, zapomnieć o tym chwilowo i po prostu normalnie z nim rozmawiać, bo wymagała tego sytuacja. Przypuszczałam, że to dobrze, bo przynajmniej mogliśmy jakoś współpracować i nie chcieliśmy się przy każdej okazji pozabijać, ale z drugiej strony było to też dziwne. W końcu nasza ostatnia dyskusja zakończyła się stwierdzeniem Jacka, że będzie najlepiej, jeśli nasze drogi możliwie szybko się rozejdą. Czy do tego właśnie dążyła ta współpraca? Bo w takich chwilach jak ta, gdy siedziałam na łóżku, a Jack klęczał przy moich nogach, mocno ściskając moje dłonie w swoich, wcale tak nie myślałam. Wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że te chwile jeszcze mocniej nas ze sobą wiążą. A to nie było dobre.
W końcu, według słów mamy, miałam przez niego umrzeć.
– Pani meteorolog od tornad – powtórzyłam powoli, mając nadzieję, że dzięki temu coś więcej z tego zrozumiem. Niestety, tak się nie stało. – Czyli jednak mnie okłamałeś, tak? Wcale nie wróciłeś do Oz przypadkiem, gdy byłeś chłopcem. Znalazłeś sposób.
– Tak, znalazłem sposób, złotko – przytaknął niechętnie. – Ale musisz zrozumieć, że miałem powody, żeby ci o tym nie mówić. Ta wiedza nie przydałaby ci się w Oz, bo Jo mieszka tutaj, w Hinton. Nie chciałem dawać ci złudnej nadziei, bo wiedziałem, że tak właśnie się to skończy, jeśli powiem prawdę. Z Oz nikt nie wydostałby cię za pomocą naukowego bełkotu.
– Czyli co, dzwoniłeś do niej? Miałeś numer? – pytałam z niedowierzaniem. Jack skinął głową.
– Jo dała mi swój numer, gdy poprzednim razem wracałem do Oz. Na szczęście go nie zmieniła, dodzwoniłem się do niej od twojej ciotki. Zaprosiła nas do siebie i obiecała pomóc w powrocie do Oz.
– Aha. Czyli jakaś zwykła pani meteorolog tak po prostu zajęła się badaniami tornad i w jakiś sposób dowiedziała się, że prowadzą do Oz? – dopowiedziałam, nadal z niedowierzaniem. – I nie zamknęli jej w zakładzie zamkniętym?
– Jo od początku wiedziała, czego szukać – odpowiedział Jack spokojnie, po czym podniósł się z klęczek i usiadł na łóżku obok mnie. – Wiedziała też, że nie może się z tymi badaniami afiszować. Oficjalnie prowadziła badania nad tornadami, a tak naprawdę szukała sposobów, by rozpoznać, że tornado prowadzi do Oz i dlaczego tak się dzieje. Dlatego od kilkunastu lat wyszukuje ludzi, którzy stamtąd pochodzą. To ona mnie odnalazła, nie ja ją, gdyby nie ona, pewnie nadal biegałbym po Ziemi i szukał sposobu na powrót do domu. Ale to Jo wyszukiwała po całym kraju informacji na temat ludzi, którzy wzięli się znikąd i twierdzili, że są nie z tego świata, a potem ich sprawdzała. Oz zawsze ją ciekawiło, ale nie miała śmiałości, by samej wybrać się w podróż tornadem, więc zadowoliła się kilkoma opowieściami, a potem pomogła mi wrócić do domu.
– Więc skąd u niej takie przekonanie, że Oz jest prawdziwe? – Podrapałam się po ramieniu, bo świeżo zaszyta rana swędziała pod opatrunkiem, cały czas jednak było tak samo źle. Myślałam, że oszaleję. – Po prostu uwierzyła na słowo kilku osobom, a potem wysłała ich wprost w tornado?
– Nie do końca, złotko. Jo nazywa się Baum. – Jack urwał, uśmiechając się domyślnie, a kiedy tylko potrząsnęłam głową, dodał niecierpliwie: – Nie rozumiesz, czyją jest praprawnuczką? Lymana Franka Bauma. Zdarzyło mu się spędzić kilka lat w Oz i przeżyć, a potem ktoś pomógł mu wrócić, ale nasłuchał się tam wystarczająco, by po powrocie napisać sporo książek.
CZYTASZ
Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONE
AventuraKiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodziewa się, co nastąpi później. Uciekając przed niespodziewaną burzą, Dorothy przypadkiem używa klucza i trafia... prosto do chatki pewnej bardz...