88. Dorothy i jej przeznaczenie

2.8K 326 168
                                    

Czy Wy rozumiecie, że to tutaj OSTATNI rozdział? Rany... Kiedy minęło te osiemset stron?!

W każdym razie zapraszam na ostatni, 88 rozdział :)

_________________________________________

– Czy ja nie żyję? – wymsknęło mi się, gdy nie odpowiedział na moje pierwsze pytanie.

Zaśmiał się chrapliwie, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułam się pod nim bardzo nieswojo.

– A jak myślisz, Dorothy? – odpowiedział idiotycznie pytaniem, czego nie znosiłam. Chyba nikt tego nie lubił. – Sądzisz, że tak wyglądałoby życie pozagrobowe?

– Nie wiem...

– A co zrobiłaś, zanim tu trafiłaś?

– Zabiłam Czarownicę – przypomniałam sobie. Czułam się tak, jakbym wszystkie te emocje towarzyszące zabiciu mamy i Clarissy oddzieliła od siebie grubą szybą, będąc ciągle świadomą ich obecności, ale nieodczuwającą już tego bolesnego ścisku w sercu. – Właściwie to dwie.

– I przejęłaś ich magię, prawda?

Skinęłam głową. Mężczyzna znowu się zaśmiał, jakby z mojej niedomyślności. Wystarczył jeden jego ruch ręką, żeby przed oczami pojawiło mi się odpowiednie wspomnienie.

Nie sposób byłoby je przegapić.

Siedziałam znowu w antymagicznej klatce, wpatrując się w plecy oddalającego się Flynna, mama wypytywała mnie, skąd się wziął, a mnie w głowie brzęczały te słowa. Potem przypomniałam sobie również resztę jej wypowiedzi.

Jeśli tornado zostało stworzone za pomocą dużej ilości magii, w jego wnętrzu mogą zachodzić różne procesy. Możliwa jest wtedy nie tylko podróż ze świata do świata, jak z Ziemi do Oz, ale również na przykład podróż w czasie. Kwestia stężenia magii. Nigdy jednak nie widziałam tak silnego tornada, które potrafiłoby coś podobnego.

Zamrugałam i wspomnienie rozmyło się przed moimi oczami, pozwalając im znowu spojrzeć na uśmiechniętego mężczyznę. Niemożliwe...

– Tornado – podjęłam. Przytaknął. – Stworzyłam je, mając w sobie magię trzech Czarownic. Potem dołożyłam do tego jeszcze czwartą.

– Przypuszczam, że nawet nie wiedziałaś do końca, co robisz – odgadł bardzo trafnie. – Nie przejmuj się, magia wiedziała za ciebie. To musiało się wydarzyć.

– Co musiało się wydarzyć? I dlaczego? – dopytywałam lekko zdezorientowana.

– Bo jesteś związana swoim przeznaczeniem, Dorothy – odpowiedział lekko. – Zawsze byłaś, nawet jeśli o tym nie wiedziałaś.

Dobra, po tych słowach trochę się wkurzyłam. To był chyba najwyższy czas zagrać w otwarte karty, bo jego pieprzona tajemniczość i wymijające odpowiedzi powoli zaczynały mnie męczyć. Musiałam wracać do zamku Clarissy, odnaleźć Jacka, zakończyć to wszystko... Nie miałam czasu na jakieś filozoficzne dysputy!

– Wiem, kim jesteś – wypaliłam więc, jak zwykle nie bawiąc się w delikatności. – Jesteś Czarnoksiężnikiem, prawda? Tym pierwszym, prawdziwym, nie jednym z tych, którzy tylko cię zastępowali. Tym, który stworzył Oz.

Pokłonił się przede mną teatralnie, jakby cały czas czekał, aż powiem to na głos. Wyglądało to na jakąś kolejną grę, a po Clarissie miałam ich serdecznie dosyć i może dlatego tak mnie to wyprowadziło z równowagi.

– Po co mnie tu ściągnąłeś? – zapytałam więc ze złością, zanim zdążył coś odpowiedzieć. – Muszę tam wracać! Muszę...

– Nie ściągnąłem cię tu – wszedł mi w słowo, a ja natychmiast automatycznie zamilkłam.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz