Octavia przygotowała mnie tak dobrze, jak tylko mogła przy tak ograniczonych środkach. Włosy upięła mi wysoko na głowie, tworząc misterne gniazdo, które mimo wszystko nie wyglądałoby źle, gdyby nie fakt, że moje włosy bardziej niż kiedykolwiek nadawały się właśnie na gniazdo. Przez ostatnio uskuteczniany przeze mnie system odżywiania, stres i ogólny tryb życia straciły blask i głębię koloru, przez co wyglądały raczej żałośnie. Makijaż, który Octavia usiłowała wyprodukować mi na twarzy też na niewiele się zdał, bo i tak nie była w stanie zakryć cieni pod oczami, powstałych od chronicznego niewyspania, poza tym dziwny puder, którego używała, był stanowczo za jasny do mojej ogorzałej od słońca i wiatru skóry. Nie wspominając już o tym, że suknia, którą przyniosła – przypuszczałam, że była to jakaś staroć, pożyczona jej przez księżniczkę – wisiała na mnie niczym na wieszaku.
Aż do tamtej pory nie uświadamiałam sobie, jak niszcząca dla mojego organizmu – czysto fizycznie, a nie tylko psychicznie – była wędrówka po Oz. Ta świadomość wcale nie wpłynęła na mnie dopingująco. Wyglądałam po prostu źle, wiedziałam to doskonale. Wychudzona, z workami pod oczami, zniszczonymi włosami – doprawdy nie rozumiałam, co Jack we mnie widział. I chociaż Octavia zrobiła wszystko, co w jej mocy, by te niedostatki ukryć, tak całkiem nie była w stanie. Mentalnie machnęłam jednak na to ręką. Skoro w pobliżu nie było Jacka, to niby dla kogo miałam się stroić? Dla kogo miałabym chcieć ładnie wyglądać?
Nie widziałam takiej potrzeby.
Octavia jednak chciała, żebym na spotkanie z rodziną królewską wyglądała przynajmniej porządnie. Z jej słów wynikało, że oboje – zarówno król, jak i jego córka – zwracali na to sporą uwagę. Na moje niepewne spojrzenie Octavia poinstruowała mnie, żebym się nie martwiła, bo wspomnianą kolację mieliśmy jeść w towarzystwie kilkunastu dworzan i różnych gości; istniało więc prawdopodobieństwo, że nie stanę się atrakcją wieczoru. Nieduże bo nieduże, ale jednak. Zawsze to coś.
– Co mam zrobić, żeby mi pomogli? – zapytałam, gdy Octavia usiłowała zawiązać mi gorset. Nie byłam do tego przyzwyczajona, nic więc dziwnego, że protestowałam przy każdym mocniejszym pociągnięciu, zwłaszcza biorąc pod uwagę moje wciąż bolące żebra. Zresztą nie sądziłam, by ściąganie mnie w pasie czymkolwiek w ogóle było koniecznie. W końcu Octavia też dała za wygraną, związując gorset bardzo leciutko, tak, żebym ledwie go czuła. – No wiesz, wydostać się z Iw. Do Oz.
– Przede wszystkim nie proś o to tak od razu – poradziła Octavia, podając mi wierzchnią warstwę sukni. Była całkiem przyjemna, bladoniebieska, z jakiegoś miłego w dotyku, chłodnego materiału; zdecydowanie za bardzo opinała jednak biust i zostawiała zbyt duży dekolt, obwiedziony tylko skrawkiem białej koronki. Przynajmniej dół miała długi i obszerny, a rękawy sięgały łokci. – Jesteś tutaj nowością, atrakcją. Król i księżniczka, a zwłaszcza księżniczka, będą chcieli nacieszyć się twoim towarzystwem, zanim gdziekolwiek cię wypuszczą. Oczywiście jeśli uznają, że nie mają powodu, by się ciebie bać. Jeśli uznają, że mają, lepiej uciekaj jak najszybciej. A jeśli nie, to poczekaj spokojnie, aż Yvette się tobą znudzi, wtedy pozwolą ci odejść i może nawet pomogą sforsować morze.
To naprawdę nie brzmiało zachęcająco. Zarówno to o ucieczce w sytuacji, gdy dowiedzą się, że miałam magię, jak i o czekaniu, aż się mną znudzą.
Ja nie miałam czasu, by na to czekać! Nawet jeśli miałabym udawać śmiertelnie nudną, byle tylko szybko dali mi spokój.
– Nie jestem dobra w zabawianiu ludzi – mruknęłam, niechętnie się do tego przyznając. Nie widziałam nic chwalebnego w tym, że nie potrafiłam zbudować normalnej więzi międzyludzkiej i nie ufałam nikomu, nawet jeśli byłam usprawiedliwiona historią rodzinną. – Nie bardzo wiem, jak to się robi.
CZYTASZ
Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONE
AdventureKiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodziewa się, co nastąpi później. Uciekając przed niespodziewaną burzą, Dorothy przypadkiem używa klucza i trafia... prosto do chatki pewnej bardz...