Christian poprowadził mnie prosto na spotkanie z ojcem, które, jak się okazało, miało odbyć się w jednej z sal umeblowanych nieco bardziej niż większość w pałacu. Przy kominku stała sofa z zielonym obiciem i podobne dwa fotele, nieco dalej również stół z krzesłami i kolejna sofa pod oknem. Gdy weszłam do środka, zdziwiłam się, widząc oprócz taty również rozpartą na sofie przy rozpalonym kominku Czarownicę z Północy.
Na mój widok podniosła się z kanapy, żeby mnie przywitać. Podobieństwo do postaci z malowidła na suficie było, jak dla mnie, wyraźne, choć oczywiście istniały pewne różnice. Czarownica z Północy była wysoka, dużo wyższa ode mnie, szczupła, miała bardzo jasną cerę, jasne, niemalże białe włosy, związane wysoko na głowie w kok, mocno umalowane na ciemno niebieskie oczy i równie mocno pomalowane na czerwono usta. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat, ale ponieważ wiedziałam już, że Czarownice się nie starzały, byłam pewna, że miała dużo, dużo więcej. Jej długi, biały płaszcz sunął za nią po podłodze, gdy do mnie podeszła, i aż dziwiło mnie, że mimo rozpalonego w kominku ognia nie było jej gorąco, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że płaszcz miał wielki, futrzany kołnierz. Na rękach z kolei miała białe rękawiczki, które jednak zdjęła, by się ze mną przywitać, dzięki czemu dostrzegłam również jej pomalowane na krwistoczerwony kolor paznokcie. Spod płaszcza wystawały tylko czubki jej białych szpilek i pomyślałam sobie, że jak na Czarownicę z Oz, ta przynajmniej wiedziała, jak się ubrać.
– Dorothy, jak widzisz, odwiedziła nas Czarownica z Północy – odezwał się tata nieco nerwowo, podchodząc bliżej. Zauważyłam, że w towarzystwie tej kobiety (od której on również był nieco niższy) czuł się nieco niepewnie.
Czarownica uśmiechnęła się oszczędnie, po czym ujęła moje dłonie w swoje i uścisnęła je mocno. Miała bardzo zimne ręce.
– Tak, rzeczywiście to ja, ale wolę, jak ludzie zwracają się do mnie po imieniu. Jestem Clarissa, kochanie – zwróciła się do mnie ciepło, a ten ton zupełnie nie pasował mi do jej wizerunku. A przede wszystkim niebieskich oczu, które kojarzyły mi się z alpejskim lodowcem. – Kiedy tylko dowiedziałam się, że przyjechałaś, natychmiast musiałam cię zobaczyć. Musisz wiedzieć, że twoja mama była moją bliską przyjaciółką. Jesteś do niej bardzo podobna.
Tata syknął, a ja zamrugałam ze zdziwienia oczami, bo oto potwierdzała się właśnie moja teoria dotycząca mamy. Co innego jednak podejrzewać, a co innego dostawać argumenty na potwierdzenie moich przypuszczeń!
– Nie wprowadzałem jeszcze Dorothy w szczegóły – wtrącił. Czarownica z Północy skinęła głową i wreszcie puściła moje dłonie. Ledwie powstrzymałam się, by ich nie rozetrzeć, tak było mi w nie zimno, ale i tak zauważyła.
– Rozumiem. Wybacz, Dorothy, przebyłam długą drogę i nadal jestem trochę wychłodzona – wyjaśniła. – Przejdzie mi, ale muszę się trochę rozgrzać. Usiądziesz ze mną przy ogniu?
Rzuciłam tacie niepewne spojrzenie, bo miałam nadzieję, że będziemy sami i że uda mi się go o pewne rzeczy zapytać, najwyraźniej jednak nie miało mi to być dane, bo tylko lekko wzruszył ramionami. Zaparłam się nogami, gdy Czarownica z Północy chciała mnie zaciągnąć na kanapę, po czym zapytałam:
– To panią spotkałam w Nowym Jorku, prawda?
– Tak, ale mów mi po imieniu, kochanie – zaśmiała się Czarownica. – Wiem, nie wyglądałam wtedy najkorzystniej. Trudno jest wyczarować odpowiednią iluzję podczas przekraczania osnowy światów. Mogłam przybrać trochę bardziej nieporządną postać, niż zamierzałam, musisz mi wybaczyć, ale nie miałam wtedy wiele czasu, musiałam się spieszyć.
Skinęłam głową i dałam się wreszcie posadzić na kanapie obok Czarownicy; wyszarpnęłam jednak ramię, gdy tylko usiadłam, co zauważył tata, który zajął miejsce w fotelu niedaleko nas.
CZYTASZ
Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONE
مغامرةKiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodziewa się, co nastąpi później. Uciekając przed niespodziewaną burzą, Dorothy przypadkiem używa klucza i trafia... prosto do chatki pewnej bardz...