Nie krzyknęłam, chociaż miałam na to wielką ochotę. Bałam się, że kiedy to zrobię, Jack zaalarmowany moimi wrzaskami wybiegnie z kajuty i ostatecznie się udusi. Milczałam więc, zagryzając mocno wargi i hipnotycznie wpatrując się w małpę przede mną, która właśnie rozłożyła swoje skórzaste skrzydła i postąpiła kolejny krok w moją stronę.
Rozejrzałam się dookoła, ale chociaż duszący dym utrudniał widoczność, i tak nie znalazłam drogi ucieczki. Znajdowałam się na górnym pokładzie, ze wszystkich stron otoczonym balustradą, z którego tylko schody prowadziły na dół, na główny pokład. Drogę do tych schodów zaś zastawiała mi latająca małpa, która z jakiegoś powodu nie zrobiła jeszcze żadnego gwałtownego ruchu w moją stronę. Po prostu stała tam i przyglądała mi się, zbliżając się powoli, o krok co chwilę.
Nie miałam przy sobie nic. Żadnej broni, tylko moje pięści i kopniaki, a wątpiłam, żeby to wystarczyło w starciu z latającą małpą. Spięłam się automatycznie, jednak atak nie nastąpił; małpa nadal wpatrywała się we mnie, a jej czerwone oczy przyprawiały mnie o ciarki.
Kiedy zrobiła kolejny krok do przodu, odsłoniła schody i pomyślałam, że może jednak uda mi się koło niej przedrzeć. W końcu w danej chwili najważniejsze było wygaszenie płonącego na pokładzie ogniska!
Nie zastanawiałam się ani chwili, bo gdybym się zastanawiała, nie zrobiłabym tego kroku nigdy w życiu. Wyminęłam małpę i rzuciłam się na schody, jednak w tej samej chwili rozległ się jej skrzek, po czym zwierzę złapało mnie i rzuciło do tyłu, aż straciłam równowagę i wylądowałam na górnym pokładzie na plecach.
Nie wytrzymałam i w końcu krzyknęłam. Odwróciłam się przodem do małpy, która właśnie leciała prosto na mnie, po czym w ułamku sekundy postanowiłam postąpić z nią jak z każdym moim przeciwnikiem w judo – sprowadzić do parteru i zastosować dźwignię albo ją poddusić. W tym dymie to nie powinno być trudne.
Kiedy jednak wystosowałam w jej stronę pierwszy cios, jeszcze z poziomu parteru, uznałam, że to jednak nie będzie takie proste. Małpa była bardzo silna i przy pierwszej okazji zdzieliła mnie swoim skórzastym skrzydłem, aż poleciałam pod samą balustradę. Jack jednak albo był za słaby, albo w ogóle stracił przytomność, bo nie wybiegł nawet wtedy, gdy z całej siły walnęłam o balustradę, aż poczułam ostry ból w klatce piersiowej – miałam tylko nadzieję, że to nie były złamane żebra – i nadal byłam sam na sam z małpą, która najwyraźniej postanowiła ze mną wreszcie skończyć.
Spojrzałam przez balustradę i zastygłam. Poprzez rzednącą powoli chmurę dymu dostrzegłam przewijającą się w dole rzekę. Woda musiała być głęboka i ciągnęła się daleko, a brzeg rzeki ginął gdzieś w chmurze dymu. Przypomniałam sobie wtedy, co kiedyś powiedział mi Noah.
Małpy bały się wody.
Zrobiłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy, nie zastanawiając się, czy to było sensowne. Trudno, marynarze musieli sobie sami poradzić z ogniem na statku; ja musiałam ratować życie, to był w tamtej chwili mój priorytet. Dlatego bez wahania, zanim małpa zdążyła mnie pochwycić, przeskoczyłam przez balustradę, a po chwili lotu uderzyłam w taflę wody z impetem, który wycisnął mi powietrze z płuc.
Woda w rzece była zimna i bardzo mętna. Odruchowo zanurkowałam i otworzyłam oczy, po czym kilkoma szybkimi ruchami ramion wydobyłam się na powierzchnię. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, unosząc się z trudem na powierzchni, bo nie ułatwiały mi tego buty i kurtka, które na sobie miałam. Prąd znosił mnie powoli na południe, w ślad za statkiem, który właśnie opuściłam.
Bok statku znajdował się tuż obok, wręcz za blisko, odruchowo odpłynęłam więc kawałek, bojąc się, że w końcu w niego uderzę. Raz jeszcze odetchnęłam głęboko, próbując pozbyć się z płuc resztek dymu, bo na dole, przy wodzie, powietrze było czyste, po czym rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu latającej małpy. Nigdzie jej nie widziałam i nie miałam pojęcia, czy znaczyło to, że odleciała, została na pokładzie czy gdzieś się na mnie czaiła.
CZYTASZ
Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONE
AventuraKiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodziewa się, co nastąpi później. Uciekając przed niespodziewaną burzą, Dorothy przypadkiem używa klucza i trafia... prosto do chatki pewnej bardz...