68. Dorothy i resztki człowieczeństwa

3.1K 342 139
                                    

Był naprawdę szybki. Natarł na mnie, zanim zdążyłam opracować jakąkolwiek strategię. Zanim zdążyłam wymyślić cokolwiek! Kilka szybkich susów i już był przy mnie – oszalałe, żółte oczy, zakończone istnymi szponami dłonie, wyszczerzone, ostre, pożółkłe zęby, charkot wydobywający się z głębi jego gardła. Odsunęłam się chwiejnie o krok i zasłoniłam przedramieniem, gdy zaatakował. Jego dłoń wyprysnęła w górę, a potem poczułam ostry ból w ręce, którą czym prędzej do siebie przyciągnęłam.

Jeszcze jeden chwiejny krok i straciłam równowagę, lądując na tyłku. Odczołgałam się czym prędzej, próbując równocześnie nie spuścić atakującego mnie człekozwierza z oczu i znaleźć coś do obrony. Weź się w garść, Dorothy, przemknęło mi nagle przez głowę. Nie potrzebujesz żadnego narzędzia do obrony, znasz judo, na litość boską!

Kiedy człekozwierz znowu na mnie skoczył, zareagowałam odruchowo. Wyprostowałam nogi i uderzyłam przed siebie, celując w kolana. Gdy zawył z bólu, przenikliwym, świdrującym głosem i upadł na podłogę, nie próbowałam już uciekać. Jeśli miałam z nim jakieś szanse, to tylko w parterze, na krótki dystans. Poderwałam się na kolana, nie patyczkując się, wystosowałam mocnego prawego sierpowego. Stwór zawył ponownie, gdy moja pięść dosięgła celu, pod siłą uderzenia coś chrupnęło mocno, ale nie miałam czasu ani zastanawiać się, czy był to jego nos, czy szczęka, ani rozwodzić się nad ostrym bólem, który w następnej chwili eksplodował w mojej dłoni (pewnie skaleczyłam ją o jego zęby). Korzystając z chwili, gdy był zamroczony, chwyciłam go za kark, rzuciłam na ziemię, a potem praktycznie usiadłam na nim okrakiem i założyłam bardzo fachowego nelsona.

Już po chwili człekozwierz przyszedł do siebie, zaczął warczeć, krztusić się, bić nogami, które nadaremnie starałam się zablokować, a także rękami, usiłując jakoś mnie dosięgnąć. Byłam pod wrażeniem jego siły i wytrzymałości, co nie zmieniało faktu, że nie wiedziałam, co dalej robić. Byłabym w ogóle w stanie go zabić?

Przeniosłam ramiona na przód jego gardła i ścisnęłam mocno. Nie chciałam zabić, chciałam tylko, żeby stracił przytomność, żebym spokojnie mogła się zastanowić, co robić z nim dalej. Człekozwierz jednak tym gwałtowniej zaczął walczyć o uwolnienie. Szarpał się coraz mocniej, a ja próbowałam utrzymać chwyt, zamiast go jeszcze wzmocnić, bo wyglądało na to, że moje podduszanie go dawało niewielki skutek poza dodatkowym go rozjuszeniem. Trudno powiedzieć, może był silniejszy? Bardziej wytrzymały?

– Śpij wreszcie – wycedziłam przez zęby, gdy gwałtownym wierzgnięciem o mało nie zrzucił mnie z pleców. – Nie chcę cię skrzywdzić, do diabła!

Krzyknęłam, gdy nagle poczułam ostre zęby zatapiające się w moim przedramieniu. Głęboko, z pewnością do krwi, jeśli nie do mięsa. Chociaż chciałam być twarda i wytrzymać, zareagowałam odruchowo i nie bez trudu cofnęłam rękę, wyszarpując ją spomiędzy jego szczęk i nie zważając na kolejną falę bólu. Chwilowe poluzowanie chwytu i moja odwrócona uwaga mu wystarczyły. Wykręcił się pode mną, wierzgnął nogą, trafiając gdzieś w okolice mojej nerki; kiedy skuliłam się z bólu, zrzucił mnie z siebie i pociągnął za włosy, przygważdżając do podłogi, mocno, aż zobaczyłam gwiazdy przed oczami. Wygięłam się w łuk i znowu krzyknęłam, gdy ostre niczym szpony paznokcie do krwi przez ubranie rozorały mi skórę na plecach.

– Użyj magii, Dorothy! – darła się tymczasem Clarissa z lustra, najwyraźniej uważnie nam kibicując. – Zabij go magią albo daj się zabić!

Jasne, jakby to tylko było takie proste! Nawet gdybym chciała jej użyć, nie miałabym przecież pojęcia, jak...!

Poza tym, nie chciałam wcale zabić człekozwierza. Chociaż to prawdopodobnie byłoby bardziej miłosierne, nie potrafiłabym chyba tego zrobić. Po prostu go ogłusz, kołatało mi się w głowie. Przecież wiesz, jak, Dorothy.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz