Kto pierwszy rzygnie tęczą

651 65 10
                                    

Cas' P.O.V.

- Kontynuuj... - Jack postanowił pospieszyć kogoś, kto przemawiał do nas przez ten głośnik. Z urządzenia wydobyła się seria trzasków. 

- Chcecie się stąd wydostać? - Teraz inna osoba przemawiała. 

- Co za dupek... Zamorduję go, gdy tylko stąd wyjdę. - syknął Nico. 

- Też cię kocham, Di Angelo! A teraz, posłuchajcie. Aby drzwi się otwarły, muszą przed nimi zostać ogłoszone prawdziwe uczucia dotyczące osoby, z którą zostaliście wcześniej zamknięci. Pocałunki prawdziwej miłości dobrze widziane. Do roboty! - Dłos zamilkł. 

- To ja zacznę, okey? - Rzecz jasna, że był to kapitan Harkness. - Wszyscy to wiemy, ale skoro trzeba, to powiem to na głos. Ianto Jonesie, kocham cię, jesteś jedyną rzeczą, która trzymała mnie na Ziemi, chociaż i tak bezsensownie głupio tam potem wróciłem. - Kolejna iskierka przemknęła przez płytę. 

- Doskonale. Moja kolej. Jacku Harknessie, jesteś dupkiem, idiotą i bezczelnym draniem. Kocham cię. - Nie byłem w stanie stwierdzić, czy nie był to żart, ale kolejne błękitne światełko przemknęło przez drzwi. 

- Pocałunek prawdziwej miłości! -  Jeszcze inny głos przejął głośnik. Chyba cieszę się, że ciemności nie pozwoliły mi dostrzec tego, co stało się potem. 

- Więc, Will. Jesteś pierwszą osobą, której jakoś udało się mnie uleczyć. I to nie tylko fizycznie, tylko... rozumiesz, co mam na myśli. I... w przeciwieństwie do niejakiego Percy'ego Jacksona... jesteś w moim typie. - Syn Hadesa brzmiał na bardzo zdziwionego tym, co sam mówił. Jeszcze jedna iskierka, tym razem odrobinę ciemniejsza, przebiegła przez nasze wyjście. 

- O, Neeks! To było urocze! Też cię lubię. W takim trochę mało platonicznym sensie. - Mogę przysiąc, że wokół syna Apolla pojawiła się na chwilę złotawa aura. Kolejne światełko przeskoczyło po płycie. Na chwilę zapadła cisza. 

- Nasza kolej... - stwierdziłem. Kompletnie nie wiedziałem, co mam powiedzieć łowcy. Tego, co odczuwałem chyba nie dało się powiedzieć zwykłymi, ludzkimi słowami. 

- Na to wygląda. - Przyznał mi rację, ale również nie zamierzał zaczynać wyznania. 

- No powiedźcie to wreszcie! Te drzwi inaczej się nie otworzą! - Krzyknął głos, który słyszeliśmy na samym początku. 

- Charlie... Dobrze. Cas. Uważam cię za brata. - Nic się nie stało. 

- Nie kłam, to jest miejsce na prawdę! - wydarł się głos z głośnika. Teraz również rozpoznałem genialną hakerkę. 

- Poważnie, chyba ci coś zrobię! Doskonale! Castielu, wcale cię nie kocham tak jak brata. Nie wierzę... Sukinsyn, powiem to. Kocham cię. I niech mi tu nikt teraz nie wyskakuje z jakimś gejostwem, on jest aniołem! - Przez płytę przebiegła iskierka, która była czerwona, jakby usiłowała odzwierciedlić gniew Deana. Mnie natomiast zamurowało, nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. 

- Stary, nie masz się czego bać, jesteś wśród swoich! - Jack klepnął mnie w plecy. Przypomniał mi się pocałunek kapitana w zeszłe święta... 

- Ja ciebie też. - Nie były to jakieś wybitne słowa, ale kolejne światełko przebyło swoją drogę przez drzwi. 

- POCAŁUNEK PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI! - wydarły się dwa głosy, jednocześnie. Padło jakieś przekleństwo po włosku, słynne "sukinsyn" Winchestera i ciche "hura!". Z kolejnej iskierki przetaczającej się przez drzwi wywnioskowałem, że półbogowie się pocałowali. 

- Nie zrobię tego... - Dean brzmiał na nieźle wściekłego. Ktoś popchnął mnie od tyłu z taką siłą, że musiałem podejść kilka kroków do przodu, co sprawiło, że wpadłem na mojego przyjaciela. 

- Chyba musimy. - odpowiedziałem, z niejaką radością odnajdując usta łowcy. Gdzieś obok nas Ianto i Jack przybili piątkę. 

Usłyszałem odgłos przesuwania płyty i pokój został oświetlony na niebiesko. Całą szóstką wkroczyliśmy w światłość. 

Pierdololo Wszechświata [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz