Blah, blah, blah, dzień dobry ;_;
Nie wiem co tu napisać, więc powitam Was z uśmiechem na twarzy ^^
W tym rozdziale pojawiają się przerobione fragmenty książki "Beacuse I'm Insane" autorstwa LucyBlack6. Wyraziła ona na to zgodę. Fragmenty te będą zamknięte w pogrubionych i podkreślonych cudzysłowach.
Zaczynajmy więc!***
" Kiedy Lucy wróciła ze szpitala pierwszą rzeczą jaką zrobiła było rzucenie się na łóżko. Leżała na nim bezczynnie dłuższą chwilę, kiedy w pewnym momencie poczuła wibracje pod głową. Odchyliła więc poduszkę i zaczęła szukać źródła wstrząsów. Po chwili złapała w dłoń telefon i odblokowała go. Pokazało się powiadomienie: trzy nowe wiadomości. Pierwsza brzmiała w następujący sposób: "Wróciłaś już?", druga: "Jak było?", trzecia natomiast: "Wpaść do ciebie?". Nadawcą każdego smsa był Toby Rogers, jej jedyny przyjaciel. Odpisała szybko, że jest zmęczona i nie ma ochoty pisać, na co on odpowiedział, że w takim razie on sam do niej przyjdzie. Zanim zdążyła się sprzeciwić usłyszała pukanie w szybę. Odwróciła się i zobaczyła chłopaka siedzącego na parapecie z uśmiechem. Wrzasnęła i szybko schowała się pod pościel.
- Lucy? - Toby zapukał ponownie - Lucy, wszystko okej? Mogę wejść?
- Nie! Znaczy... Tak... Znaczy... Ehh.. Otwarte. - Zgodnie z pozwoleniem brunet wszedł przez okno, a następnie usiadł koło brązowowłosej.
- Lucy? Co jest? - zapytał troskliwym tonem.
- Nnic...
- Przecież widzę, że coś jest nie tak, no już Lucyna.
- Nie nazywaj mnie tak! - Zdenerwowana odchyliła kołdrę, ale szybko przypomniała sobie o swoim wyglądzie, kiedy chciała się ponownie zakryć, Toby zapobiegł temu zrzucając z łóżka pościel.
- Co one Ci zrobiły... - wyszeptał widząc jej rany, oparzenia, brak włosów.
- Związały mnie i podpaliły mi włosy.. Tylko tyle pamiętam..
-Zapłacą za to!
- One nie żyją... - Przełknęła ślinę - Nie chciałam, żebyś mnie taką widział..
- Jak to nie żyją?
- Nie... Nie pamiętam - westchnęła - Ale mimo wszystko nie żyją..
- A niby dlaczego nie chciałaś, żebym
"taką" cię widział?
- Nie rób ze mnie idiotki, jestem cała w bandażch i wyglądam jak jakaś pokraka i.. - Chciała kontynuować, ale chłopak delikatnie ujął jej policzek i zmusił by spojrzała mu w oczy.
- Nie ważne ile osób Ci to powie, dla mnie nigdy nie będziesz pokraką. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz tą śliczną Lucy, która uratowała mnie na boisku. - Uśmiechnął się czule. Nie miała pojęcia co powiedzieć, więc spuściła wzrok.
- Toby.. Jestem zmęczona. Jutro porozmawiamy, dobrze?
- Niech będzie. - Brunet wstał, zabierając dłoń z jej twarzy. Podszedł do okna i kiedy był już na parapecie wyszeptał:
- Do zobaczenia Lucy.Wtedy po raz pierwszy od siedmiu lat znajomości Lucy żałowała, że go wyrzuciła. Kiedy wychodził miała ochotę go zatrzymać, ale nie zrobiła tego. Oboje mieli sporo problemów. W tej relacji nie było miejsca na miłość.
Zaraz po tym jak Toby wyszedł Lucy położyła się i zasnęła. "
***
Lucy obudziło ciche uderzanie kropel porannego deszczu o szybę. Nie chciała jeszcze wstawać, miała ochotę zostać dzisiaj w łóżku i z niego nie wychodzić. Leżała tak dłuższą chwilę aż nagle ktoś zapukał.
- Proszę - mruknęła niechętnie. Drzwi uchyliły się i do pomieszczenia zajrzał Masky.
- Lucy, ubieraj się szybko i złaź na dół, bo za piętnaście minut mamy spotkanie w gabinecie operatora, ma dla nas zadanie.
- Ee.. Tak, już się szykuję. - Dziewczyna wstała i ruszyła w stronę szafy z ubraniami, a chłopak w masce zamknął drzwi i zniknął. Lucy zdjęła swoją piżamkę składającą się ze słodkiej bluzki z kaczuszką oraz krótkich spodenek, a następnie sięgnęła po zestaw, który zwykle zakładała na misję. Już po chwili miała na sobie bluzę moro, czarne spodnie do kolan, czarne zakolanówki, czarne trampki, a na dłonie naciągnęła także czarne rękawiczki.
Następnie udała się do łazienki gdzie umyła twarz, zęby oraz upięła grzywkę aby nie przesłaniała jej oczu. Gdy była gotowa udała się na parter, do kuchni gdzie przygotowała sobie swoje ulubione tosty z nutellą.- Co tutaj robisz tak wcześnie? - zapytała Lena wchodząc do jadalni.
- Jem śniadanie, za kilka minut mam spotkanie z innymi proxy.
- Uuu, czyli dzisiaj raczej nie mogę na ciebie liczyć?
- Nie, dzisiaj raczej nie..
- A, no dobrze, to ja idę, miłej misji.
- Taaa... Dzięki - mruknęła Black, dokończyła jeść tosta i udała się w stronę gabinetu Slendermana.Zapukała, a następnie uchyliła drzwi.
Jej oczom ukazał się operator w towarzystwie firi, Masky'ego i Hoodie'ego.
- Dzień dobry - przywitała się cicho, a w jej głowie rozległ się poważny głos:
- Witaj Lucy, usiądź proszę. - Dziewczyna wykonała polecenie i usiadła na jednym ze skórzanych foteli.
- Ktoś z Was wie gdzie jest Rogers? - Ponownie rozległ się głos. Odezwał się Masky:
- On już idzie, chyba... - Slenderman prawie niezauważalnie pokiwał głową. Kilka minut później do pomieszczenia wpadł Toby.
- Przepraszam, że się spóźniłem - zwrócił się do właściciela gabinetu. Ten kiwnął głową na znak, że wybacza, a następnie wskazał wszystkim proxym sporą tablicę korkową wiszącą obok okna. Nastolatkowie spojrzeli na nią niepewnie, a Slenderman wstał zza biurka i do niej podszedł.
- Wiecie kto to jest? - Zapytał wskazując na zdjęcie jakiegoś mężczyzny, przypięte do tablicy.
Proxy pokręcili głowami.
- To Phil Roseman. Badacz zjawisk paranormalnych.
- Co to ma wspólnego z misją? Przecież.. My nie jesteśmy zjawiskami paranormalnymi. - odezwała się Firicja.
- Wy może nie. Człowiek ten wpadł na mój trop.
- Jjaki trrop? - zapytał Hoodie.
- Zdjęcie. Wiecie może gdzie są ruiny?
- Zależy czego. Jedne są przy wyjściu z lasu - odparła Lucy.
- Właśnie o te mi chodzi. Była tam kiedyś biblioteka. Powiedzmy, że całkiem niefortunnie wybuchł pożar. Na zdjęciu ukazującym zniszczenia, ktoś mnie uchwycił. Jak się okazało zdjęcie zostało sprzedane na aukcji jako dowód na istnienie sił paranormalnych. Zgadnijcie kto był kupcem.
- Phil Roseman - mruknął Toby.
- Właśnie, a teraz zaczął węszyć. Poszukuje mnie. Waszym zadaniem jest go delikatnie mówiąc, zlikwidować. Przy okazji zniszczycie to zdjęcie, żeby nie było przez nie więcej problemów. Zrozumieliście? - Cała grupka pokiwała głowami i kiedy już proxy skierowali się do wyjścia, usłyszeli:
- Macie na to dwadzieścia cztery godziny i nie będę mógł Was kontrolować. Nie wiemy jakie ten łowca ma zabawki. - Lucy prawie upadła.
- Jak to?!? Przecież ja...
- Najwyższy czas, żebyś poradziła sobie sama Lucy. Udowodnij, że naprawdę zasługujesz na rolę mojej pomocniczki. - Dziewczyna przełknęła ślinę i powiedziała cicho:
- Tak jest... - Następnie opuściła pomieszczenie przed, którym czekali na nią towarzysze.
- Przygotujcie się, macie wszyscy pięć minut i zbieramy się na dziedzińcu.
Trzeba pozbyć się tego gościa - oznajmił Toby.***
CZYTASZ
Toby&Lucy ~ bo gofry są dobre
Fanfiction"Bo w końcu facet powinien być tylko dodatkiem, uszczęśliwiającym dziewczynę, a nie jej całym światem, w którym się zamyka." "Mówi się, że miłość nieodwzajemniona jest najsilniejsza. Gówno prawda. Jest najboleśniejsza. Szczególnie wtedy kiedy obiekt...