V

367 35 21
                                    

***

Według tej mapy gość mieszka niedaleko stąd, na ulicy Sądowej - oznajmił Rogers wykładając na stół w jadalni mapę okolicy.
- Oooj, dla niego to z pewnością będzie dzień sądu ostatecznego - skwitowała Firicja, a Masky się zaśmiał.
- Skupcie się - nakazał Toby, mierząc ich wzrokiem.
- Jeżeli Roseman będzie w domu, zrobimy tak: Ja wejdę przez drzwi wejściowe, Firi i Hoodie - wy bierzecie kuchenne. Masky do ciebie należy taras.
- A ja? - Przerwała Lucy, a proxy spojrzał na nią niechętnie.
- Niech Lucy idzie z tobą, Toby - wtrąciła Firi, a bracia ją poparli. Black spuściła wzrok, po wczorajszych wydarzeniach nie za bardzo chciała spędzać z Tobym czas..
- Niech będzie - wycedził Toby i kontynuował:
- Jak już wejdziemy klasyczne zagranie, zakładając, że będzie w sypialni: Firi pierwsza, później przy drzwiach Masky, na schodach Brian, ja na dole... z Lucy... Ehh..
Jak już się Phila pozbędziemy to poszukamy zdjęcia, jeżeli będzie w domu to najpierw zdjęcie, później rozprawiamy. Wszystko jasne? - Proxy pokiwali głowami.
- Świetnie, to do roboty!


Dzień był pogodny, słoneczne promienie z trudem przebijały się przez gęste korony drzew. Po deszczu nie było ani śladu. Niebo było czyste i tylko kilka chmurek po nim dryfowało. Pięć niewyraźnych postaci wędrowało przez las, w stronę miasteczka. Mało rozmawiali, każdy był pogrążony w swoich myślach.
Lucy zastanawiała się nad wczorajszymi wydarzeniami. Pokłócili się o zwykłą grę, niby tylko grę, ale jednak padło wiele przykrych słów. Kiedyś Toby jej nie lubił, teraz pewnie jej nie znosi. Jak można tak żyć? Jak można żyć ze świadomością, że twoja miłość cię nienawidzi?
Z zamyślenia dziewczynę wyrwał gwałtowny ruch Toby'ego, nakazujący wszystkim się zatrzymać. Byli właśnie przy ruinach spalonej biblioteki, o której opowiadał operator. Na jednym z kamiennych fundamentów siedział  mężczyzna w średnim wieku. Na nosie miał okulary, a jego ubrania były moro. Siedział i robił coś na aparacie fotograficznym, który trzymał w dłoniach.
- Czy to Roseman? - szepnęła hybryda, na co Toby gestem dał znać, żeby wszyscy się cofnęli o pięć kroków.
Następnie cicho powiedział:
- Jeżeli to on, to mamy szczęście, jeżeli nie, to będzie o jednego trupa więcej. Najbardziej normalnie z nas wszystkich wygląda chyba Black.. Pójdziesz tam i zapytasz się gościa kim jest i tak dalej. Jeżeli to Phil, to zacznij kaszleć, a wtedy ja zajdę go od tyłu. Firi, Tim, Brian, wy otoczcie w razie czego ruiny. - Cała grupa przytaknęła i lider dodał:
- Lucy musi gadać z nim dwadzieścia sekund. W tym czasie musimy zająć pozycję. Zaczynamy.. - Szatynka naciągnęła kaptur na głowę i wsadziła ręce do kieszeni.
Już chciała ruszyć kiedy nagle spostrzegła, że jej nogi prawie niezauważalnie się trzęsą. To była jej chyba pierwsza misja bez operatora, który zawsze nad nią czuwał i jej pomagał. Tylko dzięki niemu udawało jej się nic nie zniszczyć, a teraz? Teraz była sama. Zupełnie sama.
Nabrała w płuca dużo powietrza, po czym powoli je wypuściła i ruszyła przed siebie. Gdy mężczyzna usłyszał kroki, podniósł wzrok. Widząc zbliżającą się do niego postać niespokojnie schował aparat do dużej, czarnej torby. Lucy przystanęła dwa metry od niej i zebrała w sobie całą, swoją odwagę i zapytała:
- Cco pann robbi?
- Zdjęcia. - Odparł. Lucy niewiedząc co dalej robić, wypaliła:
- Zzzna pan Phhila Rosemmana? - Na te słowa mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie.
- Taak, znam bardzo dobrze. To ja. - odpowiedział w tym samym czasie przeglądając grubą teczkę, którą wyjął z torby. Brązowowłosa już chciała zacząć kaszleć, gdy nagle..
- A ty to pewnie Lucy. Lucy Black.

- Sskąd pan to wie?
- Prowadzę pewne badania, powiedzmy, że mam swoje źródła. - Badacz wstał i zaczął powoli iść w stronę dziewczyny, wtedy zaczęła ona kaszleć. Gdy mężczyzna był już metr od niej, upadł na ziemię krzycząc z bólu. W jego ramieniu tkwił mały toporek. A chwilę później z lasu wyłonili się wszyscy proxy i otoczyli zranionego. Toby stanął nad nim i wyrwał swoją broń z jego ciała, co skutkowało długim krzykiem.
- Firi, weź jego rzeczy, Masky, Hoodie, wiecie co robić. - Bracia podeszli do ofiary, jeden z nich chwycił go za głowę i odchylił ją do tyłu, a drugi wyciągnął z kieszeni scyzoryk, który przyłożył mu do szyi, podczas gdy Firicja zabrała wszystkie rzeczy badacza. Lucy cały ten czas stała w miejscu.
- Toby.. - zaczęła.
- Co znowu?
- On.. On znał moje imię, i nazwisko.. Powiedział, że ma swoje źródła i prowadzi jakieś badania... - Twarz Rogersa pobladła.
- Ona mówi prawdę - wtrąciła białowłosa hybryda trzymając w ręce tą samą teczkę, którą wcześniej trzymał Phil.
- Tu są wasze akta. Lucy, Toby, Tim, Brian, Jeff, Jane, Nina, Jack, Natalie, Alice, Alan, Liu i inni.
- Pokaż to - Szatyn podszedł do dziewczyny i wyrwał jej papiery. Faktycznie. Cała teczka była wypełniona aktami mieszkańców rezydencji, nie wszystkich, ale jednak.
- SKĄD TO MASZ. - Zwrócił się do badacza, który uśmiechnął się blado.
- Miałem rację, cały ten czas MIAŁEM RACJĘ! Hjehjehje, wy naprawdę żyjecie! Wiedziałem.. Zawsze wiedziałem..
- SKĄD TO MASZ!? MÓW, BO INACZEJ NASI KOLEDZY PODERŻNĄ CI GARDŁO! - wrzasnął Toby.
- Laata badań, śledzenia, ukrywania się.. Cały czas miałem rację, a On? Też jest?
- To my tu zadajemy pytania - przerwał Hoodie i zbliżył scyzoryk do szyi faceta.
- Więc powtórzę ostatni raz. Odpowiedz dokładnie. SKĄD MASZ TE AKTA?!?
- Aaaaajajajajaj, hjehje, to zaczęło się dawno temu.. Miałem dwanaście lat. I pewnego wieczoru go zobaczyłem. Szedł w stronę lasu, miał na sobie garnitur.. W ramionach trzymał małego chłopca... To był mój brat, nie wiedziałem kim była istota, która go porwała i choć nikt mi nie wierzył, to ja postanowiłem odnaleźć brata, bo wiem, że on żyje, żyje i ma się dobrze.
Zacząłem szukać istoty, która go porwała, tak zacząłem natrafiać na innych zaginionych nastolatków, byłem pewien, że oni także żyją.. Szukałem informacji, kolejnych zabójstw, w pewnym momencie byłem na tyle poinformowany, że mogłem określić kto był sprawcą, a wszystkie ślady prowadziły tutaj. Wiem, że wszyscy zaginieni tutaj są. Spędziłem trzydzieści lat szukając brata i nie przestanę.. Nikt mi nie wierzył, wyśmiewali mnie, ale ja byłem pewny swego. I miałem rację. Jesteście! I mój brat pewnie też! Hjehjehje, zaprowadźcie mnie do niego!

- Dość. - Przerwała Firi i spojrzała na Toby'ego.
- On jest chory, nie myśli racjonalnie.
- To podobnie do nas.
- Toby! Trzeba to skończyć. Niech powie gdzie jest zdjęcie i zabijmy go. Przecież wszyscy wiemy, że jego brat już nie żyje.
- Wiem.. Phil Roseman. Wiemy, że posiadasz zdjęcie istoty, która porwała twojego brata. Chcemy, żebyś nam je dał.
- Nnie, nnie mogę, za dużo mnie kosztowało, żeby je zdobyć...
- Jeżeli oddasz nam zdjęcie zaprowadzimy cię do brata - Zaproponowała Lucy. Roseman spojrzał się na nią z zaskoczeniem.
- Zzrobicie tto?
- Tak, tylko oddaj to zdjęcie - podłapała pomysł Lucy, Firi. Mężczyzna pokiwał delikatnie głową i wskazał torbę:
- Ttam jest.
- Gdzie?
- W bocznej kieszeni, tam jest ukryta kolejna kieszeń. - Hybryda otworzyła boczną kieszeń.
- Gdzie ta ukryta? - spytała.
- Z boku.. - Dziewczyna zaczęła szukać kieszeni ze zdjęciem. W końcu odkryła, że jedną ze ścian torby można podnieść, gdy to zrobiła, znalazła białą kopertę.
- Otwórz! No już! - Pospieszył Masky. Firicja otworzyła kopertę i wyjęła z niej stare zdjęcie zapakowane w ochronną folijkę.
- Mamy je. - stwierdziła i skinęła Masky'emu i jego bratu głową. Brian już chciał podciąć Rosemanowi gardło, kiedy nagle ten chwycił go z rękę i rzucił nim o ziemię, Tim nawet nie zdążył zareagować i także leżał na ziemi. Phil chwycił szybko scyzoryk i zaczął uciekać.
- Jest wytrenowany, może być ciężko. Za nim! - Krzyknął Rogers i proxy szybko ruszyli za badaczem.
Lucy była najszybsza i pierwsza dopadła uciekiniera, biegnąc wzięła sporej wielkości kij i rzuciła w mężczyznę tak mocno, że ten upadł na ziemię. Dziewczyna pobiegła do niego i już chciała go.. Gdy nagle Roseman złapał ją z całej siły za nogę i przerzucił za siebie. Zszokowana proxy upadła na ziemię, a mężczyzna podniósł się i znów chciał zacząć uciekać, ale potknął się o kij, który wcześniej Lucy upuściła, i runął na miękki mech.
- LUCY! - Krzyknął z oddali Toby.
- ZABIJ GO! JUUŻ! - Black chciała podbiec do uciekiniera, lecz... Nie mogła. Poczuła jak całe jej ciało zostaje sparaliżowane.
- "Tylko nie teraz, nie teraz!!" - pomyślała i zaklęła w myślach. Wiedziała, od początku wiedziała, że bez Slendermana, który będzie ją kontrolował, nie da rady! No bo niby jak miałaby dać? Przecież ona nawet nie zasługuje na rolę proxy! Nie potrafi nic porządnie zrobić, do niczego się nie nadaje...

Po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
W tym czasie Pan Phil zdążył się podnieść i biec dalej, nie uciekł daleko, gdyż z ogromną prędkością w jego głowę wleciał toporek. Ciało bez życia padło na ziemię.

Było po wszystkim.


No witajcie!
Niesamowite!
Rozdział "Alice i przyjaciele" i love story w jednym tygodniu! Łał! Ala, to na pewno ty? Xdd
No, w każdym razie mam nadzieję, że się podobało. Zdecydowałam, że książka będzie miała od 20 do 40 rozdziałów ;/
Jak widzicie w tym rozdziale sporo się wydarzyło.. W przyszłości zastanawiam się czy nie pogłębić wątek z Rosemanem ;-;
Zastanowię się nad tym!
A wy koniecznie dodajcie mnie na Snapchacie: Alabohaterka
Tam wstawiam fragmenty rozdziałów, opowiadam wiele rzeczy, chociaż w ostatnim czasie mniej, bo mi się internet kończy T^T ale ogólnie Ci, którzy mają mnie na snapie mają lepiej xdd Także dodaj przemiły człowieku 8)
Z góry dziękuję, a teraz się żegnam!


~ Kocham
~ Alicja ❤

Toby&Lucy ~ bo gofry są dobreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz