XIII

316 30 57
                                    

Słuchajcie Ludki, znów ponad 1000 słów ^^ Rozpisuję się, w tym rozdziale Toby i Lucy zamieniają się tak trochę miejscami, znów będziemy mieli do czynienia z nienawiścią i miłością, tym razem po przeciwnych stronach. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, jak widzicie rozdziały są częściej i tak będą pojawiać się aż do końca książki! Oby ten rozdział przypadł Wam do gustu! Jest on pełen przemyśleń, miłego czytania!
~ Ala ♥

Ps: Rozdział dedykuję malutka1232, która zmotywowała mnie do zaczęcia pisania tego rozdziału, tak jakoś przypadkiem wyszło, że jest cały, bo nie mogłam zasnąć ♥

***


Wszystko jest prostsze i łatwiejsze, do momentu aż uświadomisz sobie, że naprawdę kochasz. Ta świadomość zmienia wszystko, gdy już znasz swoje uczucia i jesteś nich pewien.
Wtedy wszystko jest bardziej skomplikowane, zaczynasz dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałeś. Zmienia się twoje podejście, zamieniają się twoje myśli, ty się zmieniasz. A najgorzej jest wtedy gdy musisz wszystko trzymać w sobie, bo to w końcu wybuchnie. I to w najmniej oczekiwanym i najmniej odpowiednim momencie.
Nie wolno trzymać w sobie uczuć, gdyż to może się źle skończyć.
Ale co zrobić gdy nie ma innej drogi?
Zamknąć się w sobie i odciąć od wszystkiego co może stwarzać zagrożenie? Cóż, bohater tej historii właśnie tak postąpił.

Zaczęła się zima. Zaczęło robić się zimniej, o godzinie szesnastej zapadał mrok, niedługo potem spadł pierwszy śnieg. Drzewa pokryły się białym puchem, a dziedziniec rezydencji znów było trzeba odśnieżać, najchętniej odśnieżał go Toby, był wtedy z dala od wszystkich, którzy tak się o niego zamartwiali. Przecież nie mógł im powiedzieć prawdy! Dlatego kłamał.

- Odkąd się wybudziłem.. Słabiej się czuję, myślę, że po prostu jestem osłabiony, trzeba poczekać jakiś czas.. W końcu dojdę do siebie.

Wymówka jak najbardziej zadowalająca.

Z czasem Rogers zauważył, że w towarzystwie Lucy, jego ciało się zmienia. Dziwnie na nią reaguje?
Chyba tak to można ująć.
W żołądku chyba stado motyli wzrywało się do lotu, mięśnie napinały się jakby podnosił coś niebywale ciężkiego (może to był ciężar tej miłości), oddech przyspieszał, a serce biło mocniej.

Nie lubił tego uczucia, czuł się wtedy odkryty, bał się, że pewnego dnia ktoś zwróci na to uwagę.

I dlatego świadomość tak bardzo wszystko zmienia. Bez świadomości swoich uczuć, Toby nie zdawał sobie sprawy z tych wszystkich rzeczy.. A może nawet ich nie odczuwał?

Jako, iż był lojalny operatorowi... Jedyną rzeczą jaka mu pozostała, była raniąca, szczera, ukryta miłość, bądź bolesna próba uciszenia lub pozbycia się tej całej miłości.

Ona stwarzała tylko problemy.
Nic więcej. Ale chyba taka jest miłość? Ciągle szuka problemów i powodów do cierpienia! Toby doszedł do wniosku, że tak. Miłość do Lucy była jego problemem.

- Mam problem.. - Mruknął pewnego dnia do siebie, podczas oglądania filmu w salonie.
- Z problemem ponoć najlepiej się przespać - rzucił wtedy Masky. Pewnie nawet nie wiedział, jak te słowa trafiły w Toby'ego.

I tak minęły dwa tygodnie.
Dwa tygodnie od pamiętnego snu, który odmienił wszystko.

Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że Toby unikał Lucy... Byli kiedyś przyjaciółmi, wiedział, że jej na nim zależało i serce mu się krajało, bo wiedział, że nie mogą się do siebie nazbyt zbliżyć... A na pewno nie tak jak on by chciał.

Serce chłopaka usychało.
Cały on usychał.
Bo wbrew temu co sobie wmawiał, miłość daje energię, miłość daje szczęście, a on miał to szczęście na wyciągnie ręki... Tak jakby...

Minął miesiąc.
Zaczęły się pierwsze burze śnieżne, staw w lesie zamarzł i mieszkańcy rezydencji dużo czasu spędzali, jeżdżąc tam na łyżwach, budując bałwany, czy bijąc się na śnieżki.
Toby jednak tylko obserwował..
Lucy zwykle też, ale były takie dni kiedy za namową Leny lub Firi także dołączała do zabawy.

Ten jej śmiech i promieniująca radością twarz, miód na serce Toby'ego.

Dawał jakoś radę.
Przyzwyczaił się do ciągłego bólu.
Może tak da się żyć?
Starał się nie myśleć o brązowowłosej dziewczynie, która tak bardzo zawróciła mu w głowie.
Pracował nad tym, żeby przestać kochać. Musiał to zrobić. Gdyby Slenderman dowiedział się o jego uczuciach, Toby byłby skończony.
Złamanie jakiegokolwiek punktu umowy proxych z operatorem, było równoznaczne ze śmiercią.

Pewnego dnia jednak miała miejsce sytuacja. Sytuacja, która odwróciła role.

Śniadanie, jak każde inne w rezydencji. Alice i Jane się o coś kłóciły, Dziudzia uspokajała niebieskowłosą. Toby jadł gofry, bez entuzjazmu. W pewnym momencie wstał aby wziąć karton z mlekiem i nalać go sobie do szklanki. Gdy wracał na swoje miejsce wpadła na niego mała Sally, chłopak stracił równowagę i całe mleko wylądowało na...

... Lucy, która właśnie wstawała od stołu. Cała sytuacja z boku na pewno wyglądała tak, jakby brunet zrobił to specjalnie.

Jeff rzucił jakiś głupi komentarz, niektórzy zaczęli się śmiać, nic dziwnego, Black wyglądała komicznie cała w mleku. Jednak ani jej, ani Toby'emu nie było do śmiechu.
Oczy dziewczyny napełniły się łzami.

- Dlaczego ty mnie tak bardzo nienawidzisz? - zapytała, patrząc na chłopaka swoimi dużymi, przeszklonymi oczami. Toby nie wiedział co odpowiedzieć, dlatego odwrócił wzrok.
- Nawet mi nie odpowiesz... - Po tych słowach, po policzku Lucy spłynęła pojedyncza łza. Otarła ją wierzchem dłoni i wyszła z jadalni odprowadzona spojrzeniami obecnych. Proxy przeklnął w myślach.

Trzymanie brązowowłosej na odległość było o wiele trudniejsze niż sądził, ale poradzi sobie. Odkocha się i będzie żył jak dawniej. Bez tego dziwnego uczucia w żołądku kiedy ona jest w pobliżu, bez przyspieszonego oddechu i napiętych mięśni. Z tego da się wyleczyć. Jak to mówią: czas leczy rany, więc może wyleczy także tą dolegliwość? 

A jeżeli nie, to co wtedy?

Te optymistyczne myśli Rogersa, przerwała Lena, która wyszła za Lucy z jadalni, mówiąc:
- Dupek. - Za nią wyszła Firi, Alice i Dziudzia, Jane śmiała się w najlepsze.
- Wyglądała jakby ktoś nie trafił jej spremą do ust! Ahahahahhahaha! - Toby spojrzał na nią gniewnie i odparł:
- Ty tak wyglądasz codziennie - Po czym opuścił pomieszczenie.
Narzucił na siebie kurtkę i wyszedł z rezydencyji. Potrzebował przestrzeni. Musiał pomyśleć.

Jak zobaczył łzę spływającą po policzku Lucy, miał ochotę ją scałować, gdy zapytała go dlaczego tak jej nienawidzi, miał ochotę wykrzyczeć, że jest na odwrót... Że ją kocha. Gdy wyszła z jadalni, chciał za nią pobiec, wyjaśnić, że to był wypadek, przeprosić i przytulić ją.
Ale wiedział, że nie może.

Jego jedynymi myślami, były myśli, które powstrzymywały go, żeby sam się tam nie popłakał. A miał taką ochotę, nawet teraz musiał powstrzymać łzy.
Wierzył, że po tej sytuacji Lucy tak bardzo go znienawidzi (już pewnie to zrobiła), że nie będzie chciała mieć z nim cokolwiek wspólnego... To byłoby o wiele prostsze, gdyby go znienawidziła.

Bo nienawiść nie rani tak bardzo jak obojętność, czy brak jakiegokolwiek zamienionego słowa. Ale jak on miałby tak żyć? Czy dałby radę żyć ze świadomością, że dziewczyna, którą kocha z dnia na dzień, coraz bardziej go nienawidzi? Miałby w sobie tyle siły, żeby to przetrwać?

Padał śnieg, wiał niewielki wiatr, słońce przebijało się zza chmur.
Tak jak rozum i serce Toby'ego przebijały się przez siebie nawzajem. Bo jedno mówiło, że to głupie i trzeba to skończyć zanim będzie za późno,
A drugie mówiło, żeby zaryzykować i kochać tak jak gdyby jutra miało nie być.

Tak jak słońce walczyło o to, żeby oświecić wszystko wokół, tak chmury walczyły, żeby słońce Ziemi nie powitało.

Toby&Lucy ~ bo gofry są dobreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz