XVI

239 34 4
                                    

Witajcie kochani!
Oj dużo się dzieje teraz..
Zbliżamy się do nieuniknionego finału!
Nie licząc tego rozdziału jeszcze trzy + epilog
i mamy koniec L&T ;//
Ogólnie przepraszam, że rozdział tak późno,
ale nie miałam internetu i po prostu
nie miałam jak go opublikować!
No nic, bez przedłużania...
Miłego czytania! Koniecznie wyrażajcie w
komentarzach swoje opinie!
~ Alicja ❣

***

W spruchniałym pniu drzewa pojawiła się kolejna dziura.
Po dłoniach chłopaka drugi raz w ciągu dnia spływała ciepła krew. Wielokrotne uderzenia w targane przez wiatr drzewo skutkowało zdartą skórą z zewnętrznej części dłoni i piekącym bólem, którego Toby nie mógł poczuć. A szkoda, bo naprawdę by chciał. Chciałby czuć jakikolwiek ból, fizyczny, psychiczny, jakikolwiek!

"Ty nigdy nic nie czujesz! Jesteś pozbawiony wszelkich uczuć!"

Właśnie tak określiła go Lucy. Oczywiście miała rację...
Nawet teraz gdy powinien odczuwać żal, smutek, rozpacz.. on nie czuł nic. Miał w sobie pustkę, pustkę którą chciał wypełnić bólem, a ból ten się nie pojawiał. Pustka, zero uczuć, zero wyrzutów sumienia. Szczerze mówiąc, wolałby każde emocje, nawet te najgorsze niż ich brak.

Ale właśnie tym był. Bezuczuciowym potworem, który ranił wszystkich, na których mu zależało! Zranił siostrę, w końcu gdyby nie on, ona nie wsiadła by tego feralnego dnia w samochód! Gdyby nie on ojciec jeszcze by żył! Nigdy nie żałował jego śmierci, wręcz cieszył się z niej. Ale nie wtedy.
Gdyby nie Toby, mama nie spłonęłaby prawie w pożarze!
Gdyby nie on Lucy by nie cierpiała! A cierpiała przez niego już w dniu kiedy się poznali, kiedy stanęła w jego obronie i sama została pobita! Najwyraźniej tak już musiało być. Każdy kto był dla niego w pewien sposób ważny.. cierpiał i był przez niego raniony. Proxy nienawidził się za to!

Kolejne uderzenie i kolejne, i kolejne, i kolejne. Czerwona ciecz pokryła całkowicie miejsce, w które uderzał i po chwili zastygła. W jednej chwili zaczął żałować wszystkiego co zrobił w życiu. Ile ludzi byłoby jeszcze na tym świecie gdyby nie on? Z całą pewnością wielu. Chłopak gardził sobą, oczywiście, że lepiej byłoby gdyby zniknął! Albo w ogóle nigdy się nie urodził! Oszczędziłby wtedy cierpienia zarówno sobie jak i innym..

Brunet opadł bez sił na ośnieżone podłoże i zamknął oczy.
Nic nie czuł. Nawet zimna, które raz po raz przeszywało jego ciało. Leżał tak i miał nadzieję, że zamarznie na śmierć. Z pewnością oszczędziłby tym samym wiele żyć i nerwów. Każdy cieszył by się ze śmierci Toby'ego Rogersa, proxy'ego Slendermana, Ticci Toby'ego, słynnego mordercy. Nikt by go nie żałował, bo po co? Skoro odchodząc, zabrałby wszelkie cierpienie? A przede wszystkim ochronił przed nim dziewczynę, którą kochał i za której szczęście był gotowy zginąć. Bowiem jak już go nie będzie Lucy ruszy do przodu, zapomni o nim i zacznie wszystko od początku. Tak musiało się stać, dlatego Toby postępował słusznie.

Po jakimś czasie jego ciałem zaczęły wstrząsać zimne dreszcze. Miał drgawki, cały się trząsł i tym razem nie było to spowodowane jego chorobą, a tym że umierał, zamarzał na śmierć w dosłownym tego zdania znaczeniu.

Kilka minut później stracił przytomność, a jego ciało prawie całe było pokryte cienką warstwą śniegu.

***

Ale będę się jutro delektował śniadaniem, które przygotują nam te lamusy, haha! - śmiał się Tim, gdy razem z Firicją i Brianem wracali do rezydencji po wykonaniu misji.
- Widzieliście minę tego chuja jak Firi wyrwała mu rękę?! Ahahah, to było epickie!
- Dzięki idioto - odparła z pełną skromnością hybryda.
- Cciekawwe ggdzie są ppozzostali.. - zastanawiał się na głos Hoodie.
- Mało mnie to obchodzi, byleby wrócili do domu przed jutrzejszym porankiem i zrobili nam te obiecane śniadanie - odpowiedział jego brat, a białowłosa dziewczyna przewróciła oczami. Maszerowali dalej, wesoło rozmawiając i śmiejąc się. Śnieg pruszył im prosto w oczy, ale nie zwracali na to zbytniej uwagi i kontynuowali spokojnie wędrówkę. Masky był tak zajęty rozmową, że nie zauważył lekkiego wzniesienia i zaliczył dość nieprzyjemne spotkanie z podłożem. Jego towarzysze wybuchnęli śmiechem, najgłośniej śmiała się Firi.

Toby&Lucy ~ bo gofry są dobreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz