31

9K 452 51
                                    

Jestem pod jego mieszkaniem, którego nienawidzę, mam na sobie gówniane ciuchy, które on mi kupił, jestem w jego samochodzie, a on właśnie otwiera mi drzwi i chce pomóc usiąść na wózku inwalidzkim. Odkąd tak ozięble odpowiedziała mu na jego wywody, nie odezwał się do mnie ani słowem i nie zastanawiałam się dlaczego bo mało mnie to interesuje. 

– Pójdę sama. – mówię, ale kiedy stawiam pierwszy krok moje nogi znów się uginają, a mocny uścisk Zayna chroni mnie przed upadkiem. 

– Przestań się stawiać i siadaj. – zimny bezuczuciowy głos dociera do moich uszu, zagryzam zęby bo chciałabym mu pokazać, że umiem iść o swoich nogach, ale wiem, że jeszcze dzisiaj to nie jest możliwe. 

Ostrożnie siadam na wózku, czuję upokorzenie bo nie chcę żeby on się mną zajmował. Idziemy przez garaż, denerwujące odgłosy wózka drażnią moje uszy, ale tłumaczę sobie, że to tylko jeden dzień, jutro stąd wyjdę i nagle dociera do mnie, że nie mam się gdzie podziać. 

Nie mogę wrócić do domu bo zbyt bardzo boję się Nicka, jest bardziej nieprzewidywalny niż Malik, nie chce narażać Emmy ani Chucka na niebezpieczeństwo, jedyną opcją jest Carter, ale pomimo tego jaką mam do niego niechęć nie chcę żeby dostał obiecane pięć kulek w głowę od Zayna. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie mam niczego, nie mam nawet pieniędzy i nie ukończę szkoły przez moje ciągłe nieobecności, moją jedyną opcją jest ten diabeł. 

W sumie czy to takie straszne? Nie zależy mi na niczym więc może łatwiej będzie po prostu wyłączyć uczucia, które już zostały zgniecione i zamknięte gdzieś szczelnie w mojej głowie. 

– Jedz. – mówi twardo kładąc talerz z naprawdę dobrze wyglądającym makaronem, patrzę na niego, a mój brzuch akurat w tym momencie musiał dać o sobie znać. – Schowaj dumę głęboko i zacznij jeść. – dodaje siadając na przeciwko mnie, chwytam za widelec leżący obok jednak zanim wbijam go w danie spoglądam na niego. 

– Dumę? – parskam, widzę jak jego chuda szczęka się napina jednak się nie odzywa. – Moją dumę zdeptałeś kilka miesięcy temu i do tej pory się nie podniosła. – dodaję obojętnie i zaczynam jeść, nie chcę pokazać jak dobrze to smakuje, ale mam wrażenie, że moje kubki smakowe odżyły po tych kilku dniach. 

– Miło cię znów u nas widzieć, stęskniłaś się? – staram się puszczać mimo uszu słowa dupka w kucyku, który właśnie staje na przeciwko opierając się o blat kuchenny. – Może nie masz się gdzie podziać? – powoli wbija we mnie szpilki, zaczyna poruszać tematy badając, który najbardziej mnie zrani, ale nie wiem czy jakiś jest w stanie. – Bycie dziwką tak bardzo ci się spodobało? – wkładam porcję do ust i podnoszę na niego wzrok, widzę jak czeka na moją reakcję, myśli, że tym pytaniem mnie sprowokował, ale ono mnie zupełnie nie dotknęło. 

– Co cię boli bardziej... – wywijam widelcem w różne strony, lekko się do niego uśmiecham, a on marszy brwi bo ta reakcja jest ostatnią jakiej mógł się spodziewać. – To, że przez tak długi czas nie dałam dobrać ci się do majtek czy może to, że on... – wskazuje sztućcem na osobę siedzącą na przeciwko. – ...poświęca mi więcej czasu niż tobie? – wkładam do ust porcję dania i znów spoglądam na Stylesa, który wykonuje nerwowe ruchy ustami. – Zabieram ci twoją jedyną najbliższą osobę? Ojej, to takie smutne! – deptam po cienkim lodzie, ale wszystko jest mi obojętne.

– Za mało dostałaś nauczek żeby trzymać te dziwkarskie usta na kłódkę? – odpycha się od blatu, a wtedy Malik głośno odsuwa krzesło wstając, odwraca się do mnie plecami i twarzą do swojego przyjaciela. 

– Dość. – mierzą się spojrzeniami przez dłuższą chwilę, a ja kończę swój posiłek przyglądając się sytuacji. – Masz zlecenia do załatwienia więc zajmij się tym w czym jesteś dobry. – dupek w kucyku nic nie odpowiada, odchodząc rzuca mi ostatnie spojrzenie, a ja macham do niego na odchodne. – Nie prowokuj go. – diabeł znów przybiera swoją postać, odwraca się do mnie patrząc z góry, odkładam widelec do pustego talerza wywracając na niego oczami. 

– To on prowokuje mnie, ale cokolwiek Malik. – patrzy na mnie przez chwilę unosząc brwi w efekcie zaskoczenia. 

Chce się odezwać bo rozchyla usta jednak dzwonek do drzwi mu przeszkodził, wymija mnie, a ja słyszę tylko jego mocne kroki, otwierający się zamek i głos kogoś, kogo najmniej się spodziewałam w tym miejscu. Powoli nawracam wózkiem i jadę  w stronę gdzie słyszę głos mojego brata, błaga go o kokainę lub cokolwiek innego. 

– Spierdalaj stąd, nic więcej ode mnie nie dostaniesz. – jestem trochę zaskoczona, spodziewałam się raczej tego, że da mu cokolwiek żeby tylko się go pozbyć. Doskonale wiem jaki jest Nick na głodzie narkotykowym, zbyt dobrze pamiętam ten żałosny głos. 

– Przestań kurwa, to dlatego, że nie oddałem ci kasy? Masz moją siostrę to powinno ci wystarczyć! – zaciskam usta bo pomimo tego, że jestem na niego wściekła to te słowa mnie dotykają, ile ja jestem warta? Pięć tysięcy czy może pięć gramów? – Kurwa stary, jedna mała tabletka, malutka tableteczka nic więcej... – mówi klękając przed nim, a ja nie mogę uwierzyć w to jak mój brat nisko upadł. 

– Nic mu nie dawaj. – mówię twardo, a wtedy Nick wychyla głowę zza ciała osoby przed, którą klęczy, a jego twarz blednie. Uchyla usta, które lekko mu drżą, fioletowe sińce pod oczami pokazują w jakim złym stanie jest, kości policzkowe się zapadają, a zarost i poburzone zbyt długie włosy sprawiają, że wracają wspomnienia, których chciałabym się na zawsze pozbyć. 

– Czy to moja wina? Czy to przez to jak zepchnąłem cię ze schodów? – jego głos drży, a wtedy Malik przypomina nam o swojej obecność odwracając się w moją stronę, jego oczy zachodzą mgłą, a mięśnie się napinają. 

– To są te schody? – mówi szyfrem akcentując mocno ostatnie słowo, wiem dokładnie o co pyta jednak ja nie odpowiadam tylko powoli podjeżdżam bliżej drzwi. 

– Przepraszam cię Ava, ja nie wiedziałem co wtedy robię... – dłonie mu drżą, gdybym go nie znała pomyślałabym, że naprawdę jest tym przejęty. 

– Jak mogłeś tak nisko upaść Nick? – mój głos ocieka obrzydzeniem, mam ochotę wylać na niego wszystkie emocje jakie kłębią się we mnie od dawna. – Błagasz kogoś takiego jak on, błagasz go na kolanach o jedną pieprzoną tableteczkę? – podnoszę głos i chciałabym móc teraz wstać, ale czuję, że jestem jeszcze za słaba. – Patrzenie na ciebie jest żałosne, twoje zachowanie jest, kurwa żałosne! Jak mogłeś się dopuścić do takiego stanu po raz kolejny? – szybko oddycham, czuję jak robię się osłabiona, ale nie daję tego po sobie poznać bo jeszcze nie powiedziałam wszystkiego. – Spadłeś na jeszcze większe dno niż ja, jesteś zerem rozumiesz? Dobrze, że mamy nie ma z nami, bo gdyby zobaczyła co robisz... – nie jestem w stanie dokończyć no mój brat szybko wstaje i chce się na mnie rzucić klnąc na mnie, ale Malik staje mu na drodze przykładając broń do czoła. 

– Masz trzy sekundy żeby stąd spierdalać inaczej odstrzelę ci łeb, zrozumiano? – mój brat zagryza mocno usta, ale odsuwa się w tył. Co najgorsze? Nic nie czuję, cała ta sytuacja mnie nie poruszyła, to że mój brat miał przystawioną broń do głowy i to mogła być jedna sekunda i zginąłby na moich oczach. Nic, pusta, brak uczuć.  –  Jest blisko, mogę jeszcze władować mu kulkę, chcesz tego? – marszczę brwi w zaskoczeniu bo on zapytał mnie o zdaniem, dał mi wybór. 

– Nie będę decydować o tym kiedy kto ma zginąć, to nie moja rola. – mówię, a wtedy on opuszcza dłoń i chowa broń z tyłu w spodnie, zamyka drzwi i odwraca się w moją stronę. – Muszę się położyć. – mówię słabo chociaż wcale tego nie chcę, ale ta rozmowa kosztowała mnie dużo wysiłku psychicznego. Chcę odjechać wózkiem w stronę salonu jednak on niespodziewanie bierze mnie na ręce, a ja z zaskoczenia przekładam lewą dłoń na jego bark. – Co ty robisz? Puść mnie. – warczę, a on zbliża niebezpiecznie blisko swoją twarz, ogląda moją jakby chciał przyjrzeć się każdemu małego detalowi. 

– Zabieram się do sypialni i przestań kurwa się stawiać. – mówi, ale inaczej niż zwykle. Owszem jest zimny, ale w łagodny sposób, nie chce jego litości to ostatnie czego chcę posmakować. 

Wchodzi ze mną po schodach, słyszę jak jego serce wolno bije, czuję zimno jego ciała zderzające się z moim rozgrzanym. Mam ochotę krzyczeć jak bardzo jestem zagmatwana w swoich emocjach, czuję, że je tracę i sama też nie chcę ich okazywać, ale kiedy jestem tak blisko niego to czuję się dziwne bezpieczna i jednocześnie boję się, że mogą mu puścić nerwy i zrobi mi krzywdę. To co dzieje się w mojej głowie sprawia, że wariuję, jestem na dnie, traktuje mnie jakbym była niczym, nazywa mnie swoją dziwką i jednocześnie nie odpowiada Harremu na pytanie czy się zakochał. Doskonale pamiętam tą rozmowę, mam ją gdzieś w tyle głowy, ale przecież nie da się czuć coś do kogoś i jednocześnie ranić go w taki okropny sposób.

DarkfaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz