Anno Domini 1888
Zorza
Znachorka wraz z młodym Finnim przemierz ulice Londynu w poszukiwaniu zakładu pogrzebowego. Na miejscu zastają fioletowo szary szyld ozdobiony realnie wyglądającymi czaszkami, na tyle realnie iż znachorka zaczyna się zastanawiać czy nie są prawdziwe. Młodzieniec delikatnie szarpie ją za rękę, odwracając tym samym jej uwagę od czerepów.
-Ciociu, ja poczekam na zewnątrz. Nie lubię takich miejsc. - Mówi spoglądając jej prosto w oczy z niepewnym wyrazem twarzy. Dziewczyna odpowiada uśmiechem.
-Dobrze Finni.
Delikatnie pcha drzwi, pogrążając się w mroku zakładu. Dzwonek nad drzwiami delikatnie obwieszcza jej przybycie. Przejmujący zapach wosku i czarnej herbaty ogarnia jej płuca, przywołując wspomnienia z sal wykładowych akademii. Wszędzie leżą trumny. Otwarte, zamknięte, jasne, ciemne, do wyboru, do koloru.Sprawdza jeszcze raz adres, wszystko się zgadza.
-Jest tu ktoś?
Jej głos przebija wszechogarniającą ciszę. Wieko jednej z trumien się uchyla i pierwsze co dziewczyna zauważa ten szmaragdowy błysk oka...
Błysk który przywodzi tyle wspomnień...
Po chwili ukazuje się właściciel zielonych oczu.
-Witam, witam, hihihihihih. Przyszła pani na przymiarkę trum...
Urywa w pół słowa. Miedzy nimi zapada cisza, nie jest ona niezręczna. Przerywa ją uderzenie łzy o posadzkę, tak doskonale słyszalne w bezgłosie. Nie jest to jednak oznaka smutku, lecz czystej radości. Ręce dziewczyny zasłaniają usta. Błysk łez szczęścia w zielonych oczach utwierdza ja w tym iż to osoba, która wybawiła ja od ognia stosu, ten który przez tyle lat był obecny w jej snach, ten którego opuściła bez słowa pożegnania.
Stoją w ciszy, bo cóż można powiedzieć stojąc przed osobą, która przez tyle lat była obecna jedynie w snach i wspomnieniach?
Cisza, która nie jest ciężka, cisza, która jest tym czego potrzeba, tym czego się pragnie, cisza, która jest chwilą skradzioną z raju...
Chwila trwa i zdaje się snem, snem pełnym szczęścia, snem, w którym zamyka się całe nasze życie...
Snem z którego nikt nie chce się zbudzić. Oboje trwają w ciszy nie chcąc by sen prysnął...
...Może obudzę się pewnego dnia by zauważyć,
że całe moje życie było tylko snem...
Patrzą sobie w oczy starając się zapamiętać każdy szczegół swoich twarzy, jakby mieli za chwilę zatracić się w ramionach śmierci i nigdy nie ujrzeć swej drugiej połówki...
Dziewczyna pierwsza decyduje się na ruch i jak wtedy, w tamtym lesie rzuca się szarowłosemu na szyje zalana łzami. Mężczyzna delikatnie obejmuje ją, otacza ramionami jak wystraszone dziecko, bojąc się, iż może się ulotnić niczym dym z gasnącej świecy. Czuje jak jej łzy wsiąkają w jego płaszcz. Obejmuje ją mocniej, głaszcząc po włosach. Wtula głowę i pozwala łzom wsiąkać w jej kasztanowe włosy. Jego nozdrza wypełnia tak znajomy zapach, woń słowiańskich lasów, wyczuwalna mimo iż dziewczyna nie była tam od lat.
Są chwile, w których niepotrzebne są słowa, są chwile, w których wystarczy tylko obecność drugiej osoby...
Jej ciepło...
Bicie Jego serca...
Tyle wystarczy by kogoś uszczęśliwić...
Lecz każda chwila musi się kiedyś skończyć, nic nie trwa wiecznie...
Dziewczyna odsuwa się od niego, na tyle jednak by pozostać w jego ramionach, i ociera łzy.
-Przysłano mnie od hrabiego Phantomhive w sprawie pochówku dwóch osób. Mógłbyś się tym zająć?
-Oczywiście, ale najpierw napijesz się herbaty? Mamy tyle spraw do omówienia.
Pieszczotliwym ruchem głaszcze jej zarumieniony policzek.
-Niestety muszę wracać, ale postaram się wpaść na herbatę.
Po przekazaniu wytycznych dziewczyna wychodzi, obdarzając mrocznego żniwiarza pięknym, szczerym uśmiechem, uśmiechem, za którym tak tęskniło jego serce i dusza...
Oboje właśnie zaznali szczęścia które wypływa ze świadomości iż ukochana osoba jest bezpieczna. Nie wiedzieli jak bardzo się mylili. Nie zdawali sobie sprawy, iż przyjdzie im odpokutować tą i następne chwile szczęścia bardzo boleśnie...
Szczęście zawsze ma swoją cenę...
*************************************************************************************
Jestem Narratorem wszechwiedzącym! Bójcie się mnie!
Kocham ten rodzaj narracji, bo kto nie kocha? Mogę uśmiercać kogo chcę i wiem co się stanie za chwilkę <mroczny śmiech>
Wiedzieliście iż pierwiosnek to kwiat symbolizujący jutrzenkę miłości? Nie? To teraz już wiecie ;) Nie dość iż pisze wam opowiadanie to jeszcze was edukuje, jestem jednak czasami miła :D Jeśli nie wiecie cóż to jutrzenka odsyłam do słownika języka polskiego. On naprawdę nie gryzie, a może stać się waszym przyjacielem.
W Mediach macie utwór z którego tłumaczenia cytat wsadziłam w treść. Nie pytajcie się po co, bo sama ne wiem. Ale słuchałam tego gdy pisałam więc łapajcie :)
Co by tu jeszcze napisać...
A zresztą olać to! Do zobaczenia w następnym rozdziale :)
edit: kolejny poprawiony rozdział, jestem usatysfakcjonowana. Ale to i tak pewnie do czasu gdy za rok, dwa odkopie to opowiadanie, przeczytam je i znów całe poprawię XD
edit2: no, minęło trochę więcej niż rok ale hej, dodałam jedno zdanie XD
CZYTASZ
Kwiat paproci (Mroczny Żniwiarz i Znachorka)
FanfictionMoja proxy patrzaj co twój mistrz stworzył!!! Ostrzegam przed czytaniem tych wypocin jeśli chcesz by twoja psychika pozostała w stanie nienaruszonym! Jeśli chcesz czytać skonsultuj się z najbliższym lekarzem psychiatrą, bo ja Ci kosztów leczenia pok...