Czerwonych róż barwą powiem Ci co mi serce szepcze...

395 16 19
                                    



Wracając ze święta plonów natknęliśmy się na inkwizycję. Jakby mało było z grasującego w okolicy anioła, na łeb zwalić musiała się inkwizycja. Adrian pociągnął mnie w stronę zagajnika, co musiało wyglądać komicznie ze względu na fakt iż oboje jechaliśmy konno. Nie na wiele się to zdało, gdyż przeczesywali teren centymetr po centymetrze.

Suche gałązki łamały się pod ich stopami a mnie coraz bardziej ogarniała panika. Próbowałam opanować drżenie ciała, ale nie dałam rady, Adrian musiał to zauważyć gdyż delikatnie ścisnął moja dłoń dodając mi otuchy. Spojrzałam mu w oczy, zobaczyłam w nich niezachwianą pewność, że wszystko będzie dobrze. Niestety, tak bliska obecność inkwizycji spowodowała, iż nie dałam rady mu uwierzyć. Kolejny trzask łamanej gałązki i jeszcze jeden i kolejny. Już nie próbowałam ukryć nerwowego drżenia ciała, nie miałam na to siły psychicznej. Przed oczami stanęła mi scena z akademii, usłyszałam krzyki dziewcząt ginących w płomieniach, poczułam dym. Z niemiłych wspomnień wyrwała mnie ciepła dłoń na moim udzie, pod materiałem sukienki! Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam Adrianowi w oczy, nasze twarze dzieliły centymetry. Przymknęłam oczy czerpiąc siłę z jego obecności, z jego ciepła. Wykorzystał ten moment i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, jednocześnie poczułam jak kładzie mnie na leśnej ściółce. Nie wiem kiedy zabrał rękę z mojego uda i objął moją twarz. Z moich ust uciekło jęknięcie gdy jego ciężar przygniótł mnie do ziemi, chyba czas ograniczy ciastka Adrian. Powoli zaczynało mi brakować powietrza, gdyż nawet na moment nie przerwał pocałunku. Odepchnęłam go lekko, niemo błagając o powietrze. Usłyszałam jego stłumiony przez pocałunek chichot. Dobry jest, nawet w takiej chwili umieć się śmiać, na dodatek ze mnie...

Upragnioną dawkę tlenu otrzymałam dopiero, gdy usłyszeliśmy zniesmaczone chrząknięcie. Spojrzałam na scenerie, dziewczyna w mocno podwiniętrj sukni, znajdująca się dokładnie pod mężczyzna z rozpiętym płaszczem, w niedwuznacznej pozycji. Matko! Czułam jak policzki mnie pieką, musiałam być równie czerwona co dojrzały pomidorek.

-Och, przepraszam myśleliśmy iż to mało uczęszczana droga.- Słowa Adriana spowodowały iż nerwowo przygryzłam wargę, a twarz przybrała kolor włosów Grella. Skąd on ma tyle opanowania w takiej chwili? I skąd taki pomysł mu się zrodził w głowie?

-Nic się nie stało, wszak jesteście jeszcze młodzi a ja przerwałem wam w odpowiedniej chwili.

-Nie wiem czy mieć o to do Ciebie inkwizytorze żal czy się radować? Wszak z tu obecna dama mam zamiar spędzić resztę życia.

-W takim razie, nie miej mi za złe iż wam przerwałem, ale okazji będzie jeszcze dużo.- Powiedział puszczając Adrianowi oczko. Zatłukę zaraz ta dwójkę.- Wracając jednak do faktu, iż wam przerwałem, nie widzieliście w okolicy czegoś nietypowego? Jakiegoś zgromadzenia?

Gdybym nie była w tak wielkim zmieszaniu po tym w jakiej pozycji przed chwila byliśmy z Adrianem, to bym była blada jak śmierć. Ironio, jakby nie patrzeć, śmierć siedzi obok mnie.

-Hmmm, wydaje mi się, że nie. Lecz mogę się mylić gdyż oczy tejże damy są niczym niebo przed burzą, zatraciłem się w nich.-Powiedział muskając ręką mój policzek. Spuściłam wzrok, dobrze, że Grell mnie nie widzi gdyż na pewno jestem czerwieńsza niż jego włosy.-Może ty coś widziałaś najdroższa?

Pokiwałam przecząco głową, nie wierząc bym dała radę wydobyć z siebie głos który by nie drżał.

-Proszę jej wybaczyć, ale jest bardzo nieśmiała. Dodatkowo musiała ją wytracić z równowagi zaistniała sytuacja.

-Spokojnie rozumiem, też kiedyś byłem młody.

Adrian pomógł mi wstać.

-Patrząc w jej oczy zastanawiam się czy jakimś zaklęciem mnie nie uwięziła przy sobie.- Powiedział, podnosząc za podbródek moją głowę bym spojrzała mu w oczy.

-Ten czar nazywa się miłość, młodzieńcze.-Dobrze, że inkwizytor nie wziął jego słów na poważnie, inaczej bym go zatłukła, znowu...

-Pewnie masz rację. Chodź najdroższa nie będziemy przeszkadzać.

Zaciągnął mnie w stronę koni, miałam ochotę się zapaść pod ziemię. Jestem cała czerwona a przypadkowy facet myśli, że nie wiadomo co, to znaczy doskonale wiadomo co, robiliśmy w krzakach, tylko dlatego iż obecny tu żniwiarz nie wpadł na lepszy pomysł. Dobra święta nie jestem gdyż sparaliżował mnie strach, odbierając możliwość racjonalnego myślenia. Niestety nie zapadłam się pod ziemie i do końca podróży musiałam słuchać śmiechu Adriana. Tak, rozśmieszyła go moja reakcja na całą sytuacji, jak to określił „twoja twarz była taka czerwoniutka, aż mam ochotę to powtórzyć". Ja ze strachu umierałam a ten bawił się w najlepsze...

*****************************************************************

W zakładzie wręczył mi bukiet czerwonych róż.

- Adrian są śliczne, ale...

- Ale?

- Ja nie lubię róż...

- Och, nie wiedziałem.- Uśmiech na chwilę znikł z jego twarzy by po chwili wrócić ze zdwojona siłą.- W takim razie są dla podkreślenia cudownej czerwieni twej twarzy.

Prychnęłam rzucając w niego kwiatkami, jak zwykle wybuchnął śmiechem. Obrażona usiadłam na trumnie, a on udał się na zaplecze. Adrian, hallo! Ja tu focha strzelam!

Otoczył mnie zapach jaśminu, a w wejściu na zaplecze pojawił się uśmiechnięty Żniwiarz z herbatą i ciasteczkami. Przybrał minę szczeniaka błagającego o litość, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, jednoznacznie można uznać iż mu wybaczyłam.

********************************************************

Po dwóch godzinach, zaczęły mi się oczka lepić.Więc zostałam siłą zawleczona do łóżka, jeśli łóżkiem da się nazwać dużą trumnę.

- Ja tu spać nie będę! Wolę spać na podłodze!

- Owszem będziesz. I nie drzyj się tak , bo twoje wrzaski umarłych na cmentarzu pobudzą.

Chciałam się wyrwać, ale ciężar jego ciała przyszpilił mnie do dna trumny.

- Ogranicz ciastka Adrian, bo inaczej mnie zmiażdżysz.

- Przesadzasz a teraz śpij.

Nie pomagały prośby, groźby, kopanie, szamotanie ani gryzienie. Słowem nic. Zrezygnowana pozostało mi leżeć pod Adrianem, którego widać moje rozpaczliwe próby uwolnienia się nie ruszyły.

Może gdyby nie fakt, iż leżę w trumnie to bym się delektowała jego bliskością.

Wreszcie gdy upewnił się, iż moja kapitulacja jest trwała, zsunął się ze mnie (Jej! Znowu mogę oddychać bo nic mnie nie miażdży), kładąc obok i mocno mnie do siebie przytulając. Odwróciłam się do niego tyłem, dając do zrozumienia, iż zaistniała sytuacja nie jest w moim guście. Usłyszałam cichy śmiech koło ucha, by następnie poczuć jego usta na mojej szyi. Kapitulacja osiągnęła maksymalny poziom i cichutko zamruczałam. Delikatnie przyssał się do mojej szyi.

- Módl się aby malinka zeszła do jutra.-Warknęłam. Znów stłumiony chichot.-Adrian ja mówię poważnie, nie mam sukni która by to zakryła i będę musiała chodzić w rozpuszczonych włosach.

Moja prośba pozostała bez odpowiedzi. Po chwili, która dla mnie była wiecznością, wreszcie się oderwał i mocniej mnie do siebie przytulił. Wiedziałam, że za chwile zaśnie. Jego miarowy oddech delikatnie muskał moja szyję. Czułam ciepło rozchodzące się od serca, po całym ciele. Jego miarowy oddech pozwolił mi zapomnieć o dzisiejszym spotkaniu z inkwizycją i odejść do krainy snów, gdzie świat wygląda lepiej, bardziej kolorowo i nie ma inkwizycji.

*************************************************************************

Rozdział pisałam podczas apelu na rozpoczęciu roku, więc trochę krótkawy (dyro niezbyt się rozgadał)

czerwone róże-miłość

A teraz coś co was ucieszy, zaczął się rok szkolny więc rozdziały będą częściej, mam dużo nudnych lekcji... Kto się cieszy?

Walić iż powinnam się przygotowywać do matury, choć pisanie dłuższych wypowiedzi, tegoż typu, można uznać za przygotowanie do matury. Dobra, nie ważne.

Miłego czytania i do następnego rozdziału :)

Pozdrawiam nominowanych :P

Kwiat paproci (Mroczny Żniwiarz i Znachorka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz