Stoję na urwisku. Rozkładam skrzydła i skaczę. Lecę, lecz nie macham nimi. Czuję się, jakbym ich nie miała. Ale lecę.
Rozglądam się dookoła. Las i góry. Jestem niedaleko domu. Zataczam koło. Nagle słyszę jak ktoś krzyczy. Lecę w tym kierunku. Gdy byłam na miejscu nikogo nie zobaczyłam. Dźwięk wydobywał się jakby spod ziemi. Spoglądam w dół. Stoję na ogromnym lustrze, ale nie widzę mojego odbicia. Widzę w nim wszystko, co nade mną, ale nie widzę siebie. Wpatruję się w lustro. Nagle dostrzegam kogoś spadającego z urwiska w lustrze. Ten ktoś spada. Szybko patrzę w górę. Nikogo tam nie ma. Z powrotem patrzę w lustro. Jest coraz bliżej. Sekundę później uderza w szkło, które się nie rozbija. Nie widzę twarzy, ale wiem, że to mężczyzna. Klękam i próbuję go dotknąć. Moja dłoń nie dosięga do lustra. Jakby się odsuwało. Wpatruję się w mężczyznę.
Nagle dookoła pojawia się krew, która mnie dosięgnęła. Cała jestem w krwi. Czuję ją w moim gardle. Czuję, że się nią duszę.
Nagle mężczyzna, cały i zdrowy odwraca się do mnie. O mój Boże. To mój ojciec. To mój tata. Uśmiechał się pocieszająco.
-Nie bój się. To nie twoja wina.-mówi.
Nagle jego piwne oczy zmieniają kolor na czerwone. Uśmiech znikna z jego twarzy.
-To twoja wina. Twoja wina.-krzyczy wściekły.
Oniemiałam. Wciąż się duszę. Łapię się za gardło. Próbuję kaszleć, lecz nie potrafię.
-To przez ciebie.-powiedział wściekły.
Czuję, jak strużka krwi wypływa z moich ust.
Sekundę później kolor jego oczu wraca do normalności. Jego wyraz twarzy jest poważny.
-Uciekajcie. Musicie uciekać. Macie tylko kilka dni.
-Mia?! Obudź się!-usłyszałam głos Layi.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Czułam pieczenie na policzkach.
-Ale mnie przestraszyłaś! Mia, krzyczałaś, płakałaś i wiłaś się przez sen. Nic ci nie jest?
Zamrugałam kilka razy. Ten koszmar...
Usiadłam.
-Miałam koszmar... Nie ważne.
W mojej głowie wybuchł ból. Złapałam się za nią i zaczęłam się bujać w tył i w przód. Po moich policzkach płynęły kaskady łez. Głośno jęczałam z bólu. Laya się do mnie przysunęła. Zaczęła mnie głaskać po głowie i próbowała mnie uspokoić. Czułam, że muszę się od niej odsunąć, ale nie mogłam. Nie potrafiłam się poruszyć.
Nagle poczułam jeszcze większy ból. Głośno pisnęłam i mocniej ścisnęłam moją głowę.
-O mój Boże...-usłyszałam głos Layi, dobiegający jakby zza ściany.
Kilka minut później ból po prostu wyparował. Moja głowa była gorąca i spocona. Nie chciałam jej podnieść.
-Mia...-wyszeptała Laya.
-Daj mi chwilę.-odparłam cicho.
-Mia.-powiedziała stanowczo dziewczyna.
Zdenerwowana podniosłam głowę.
-Co...?-powiedziałam.
Rzeczy, które znajdowały się w pokoju Layi lewitowały. Unosiły się w powietrzu. Wszystkie książki, poduszki, lampki, długopisy, kartki...
Powoli wstałam. Przełknęłam ślinę. Skupiłam się. Wyobraziłam sobie, jak wszystkie rzeczy wracają na miejsce. Tak się stało, ale tym razem było inaczej. Nie czułam już bólu w głowie. Jakbym to robiła całe życie.
-Jezu.-powiedziała Laya.
Usiadłam z powrotem na łóżku.
-Niedobrze mi.-powiedziałam.
Dziewczyna szybko wyszła z pokoju. Wróciła kilka sekund później z dużą miską. Gdy tylko mi ją podała zwymiotowałam do niej. Laya przytrzymała mi włosy.
Nagle do pokoju wleciał Chris. Był w piżamie. O ile to można nazwać piżamą, bo miał na sobie jedynie bokserki.
-Nie uwierzysz.-powiedział.
Zerknęłam na niego, jak skończyłam wymiotować. Był przestraszony. Zrobił dwa kroki i chwilę poźniej siedział obok mnie.
-Ty też.-odparła Laya.
-Mów.-powiedział, ale nie patrzył na Layę.
Patrzył na mnie.
-Mogę?-zapytał i wyciągnął rękę po miskę.
Skinęłam głową. Chłopak zabrał miskę i postawił ją dalej. Chwilę później siedział obok mnie na łóżku i głaskał mnie po głowie. Laya wstała i zaczęła chodzić w kółko.
-Okay?-zapytał Chris.
Pokiwałam głową.
-Mogę?-zapytała zirytowana Laya.-Lubię was, gołąbeczki, ale niestety mamy ważniejsze sprawy niż mizianie jej uroczej głowy.
Normalnie bym zachichotała, ale nie teraz.
-Masz dwie minuty.-powiedział Chris.-Nie wiem jeszcze, co chcesz powiedzieć, ale jestem pewien, że moja sprawa jest ważniejsza i zajmie więcej czasu.
Dziewczyna skinęła głową. Wytłumaczyła Chrisowi co się stało. Chłopak zesztywniał gdy Laya skończyła.
-No nieźle.-powiedział.-Ale tak czy siak miałem rację. Moja informacja serio jest ważniejsza.
Laya założyła ręce na piersi i uniosła brew.
-No słucham.
-Będę się streszczał. Kiedy się obudziłem, sprawdziłem telefon. Sprawdziłem, co się dzieje i od razu do was przybiegłem, bo... no bo...-jąkał się.
-No wysłów się wreszcie!-krzyknęła Laya.
Chris spojrzał na mnie niepewnie.
-Mów.-mruknęłam.
Chłopak wrócił wzrokiem do Layi.
-Jesteśmy w niebezpieczeństwie. To był Tom Undersee. Znaleźli nas. Będą tu za kilka dni.
CZYTASZ
Mutacja
Science FictionNazywam się Mia Lawrence. Mam 17 lat. Zostałam sprzedana 4 lata temu, w moje urodziny. Blake. Mój brat. On mi to zrobił. Oszalał przez śmierć mamy. Sprzedał mnie okropnym ludziom, aby na mnie eksperymentowali, żeby wynaleźć lekarstwo na raka, czyli...