Chłopak momentalnie się ode mnie odsunął i opadł na krzesło. Spojrzał na swoją siostrę.
-Ja... eee...-zaciął się.
-Do oka mi coś wpadło.-powiedziałam bez wahania.-Jakiś paproch.
Laya wodziła wzrokiem ode mnie do Chrisa. Uniosła jedną brew i skrzyżowała ręce na piersiach.
-No jasne.-powiedziała.
Puściła mi oczko. Przewróciłam oczami.
-Szybko wróciłaś.-powiedział Chris.
Dziewczyna spojrzała na niego.
-Przeszłam całe centrum handlowe i zajrzałam do kilku lumpeksów. Kompletne pustki. Oczywiście kupiłam kilka rzeczy.-odpowiedziała.
-No już widzę te twoje „kilka".-powiedział roześmiany Chris.
-Przynajmniej ją obkupiłam! Będzie miała w czym chodzić, a nie, w piżamie cały dzień.-zbulwersowała się Laya.
Chris spojrzał na mnie.
-Chodź, zobaczymy te „kilka" rzeczy.
Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Laya nas przepuściła w drzwiach. Weszliśmy do salonu. Gdy zobaczyłam, co leżało na stole, zrobiłam taki wytrzeszcz, że aż mnie oczy zabolały.
-Boże, czy ty obrabowałaś cały bank żeby to kupić?-zapytałam.
Na stole leżało przynajmniej piętnaście wypchanych po brzegi toreb z ubraniami.
-Tak, więc Mia, zapoznaj się z „kilkoma" rzeczami z zakupów Layi.-wyszeptał mi Chris do ucha.
Zaśmiałam się.
-Mia, wszystko, co jest w tych torbach jest twoje.-powiedziała zadowolona Laya.
Chris posadził mnie na kanapie przed stołem. Spojrzałam na Layę. Chciało mi się płakać. Przez cztery bite lata miałam na sobie jedynie podkoszulkę i bokserki. Nic więcej.
Wszystko się zmieniło. Całe moje życie. Jest możliwość, że wszyscy ci, którzy pracowali w tym zamku nie żyją. Że Tom nie żyje. Jest możliwość, że jestem wolna. Do końca.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Wyciągnęłam ręce do Layi chcąc się do niej przytulić. Była przy mnie po ułamku sekundy. Rozpłakałam się na dobre.
-Tak bardzo wam dziękuję. Jesteście moimi bohaterami. Wszystko wam zawdzięczam. Dzięki wam będę mogła prowadzić względnie normalne życie.-mówiłam.
-To nic takiego, Mia. Pamiętaj, jesteśmy z tobą. Już na zawsze.-powiedziała wtulona we mnie dziewczyna.
Pokiwałam głową. Gdy już się od siebie odsunęłyśmy Laya zwróciła się do brata.
-Musimy to zanieść na górę.
Chris skinął niechętnie głową.
-Mia, zostajesz tutaj, czy bierzemy cię na górę?-zapytała mnie Laya.
-Obojętnie.-odpowiedziałam.
Laya uniosła brew i spojrzała na Chrisa.
-Bierz ją na plecy.-powiedziała stanowczo.
Chłopak zachichotał i wykonał polecenie.
-Każdy bierze kilka toreb. Przynajmniej dwie na rękę. Nie licząc ciebie, Mia. Ty bierzesz tylko do jednej ręki, bo musisz się go trzymać.-powiedziała.
Skinęłam głową.
Gdy wszystkie ubrania znalazły się w pokoju Layi, ta sięgnęła jedną koszulkę i spodenki trzy-czwarte i pomogła mi się ubrać, oczywiście robiąc dwie dziury z tyłu koszulki.
Kilka minut później siedziałam z Layą składając ubrania i wkładając je do szafy. Znaczy, ja składałam, a ona je układała na półkach.
-Czekaj, chcę czegoś spróbować.-powiedziałam, przypominając sobie scenę z dzisiejszego poranka.
Dziewczyna spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
Skupiłam się na zielonej koszulce z napisem „YOLO". Wyobraziłam sobie, jak wlatuje do szafy. W mojej głowie zapulsował ból, lecz po chwili złożona koszulka zaczęła się chwiejenie unosić. Kilka sekund później leżała w szafie.
-Wow.-wykrztusiła Laya.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Mia... Jak to się stało, że to robisz?-zapytała niepewnie Laya.
Zastanowiłam się przez chwilę.
-To chyba przez... CPH-4. Podawali mi to w niewielkich dawkach, żebym szybciej się „rozwinęła". Chodzi o te skrzydła, oczy i płuca. Ale Tell-psychiczny kurdupel-powiedział, że CPH-4 się mutuje. I to chyba jest jednym z efektów tej mutacji.
Ani razu się nie zająknęłam i nie wymagało ode mnie wiele trudu, żeby to powiedzieć. W sumie powinnam była powiedzieć jej to wcześniej.
-Matko...-powiedziała Laya.
Zatkało ją.
Chwilę później dalej składałyśmy ubrania. Starałam się to robić „siłą umysłu", ale po piątej koszulce głowa mnie zbyt rozbolała.
-Więc... Co robiłaś z moim bratem?-zapytała Laya udając, że ją to nie interesuje, ale wiedziałam, że było inaczej.
Moje policzki delikatnie się zarumieniły.
-Eee... Oprowadził mnie po domu, pogadaliśmy trochę, zjedliśmy kanapki, a później trochę polatałam.-powiedziałam, udając obojętność.
-Mhm.-wymruczała Laya.-Nie będę cię obrzucać pytaniami. Skarbie, widzę, że coś się dzieje między wami. Mnie nie oszukasz.
Teraz to już byłam serio czerwona.
-O czym ty...-nie dokończyłam zdania.
Nie chciałam jej okłamywać.
-Ehh... No dobra. Chyba coś się dzieje... Możemy zmienić temat?-zapytałam.
Dziewczyna się zaśmiała.
-Okay. Jak się całuje?-zapytała rozbawiona.
-Laya! Nie całowałam się z nim!-krzyknęłam i rzuciłam w nią spodenkami, które składałam.
-No co? Nigdy nie miał dziewczyny, więc jestem ciekawa. Czasami jego niewiedza mnie bawi.-wytłumaczyła.
-Nie miał dziewczyny? Nie wierzę.-powiedziałam.
Jak TAKI chłopak mógł nie mieć dziewczyny?
-Po prostu się nimi nie interesował.-wytłumaczyła znudzona.
Dalej składałyśmy ubrania.
-Jak to jest latać?-zapytała Laya.
-Wiedziałam, że kiedyś o to spytasz.-powiedziałam uśmiechnięta.-Tego w sumie nie da się opisać słowami. Trzeba to poczuć. To jest po prostu... najwspanialsze uczucie, jakie może istnieć. Gdybym mogła, to bym tylko latała.-wyznałam.
Laya się uśmiechnęła.
-Dobra, to już koniec ubrań!-krzyknęła.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy złożyłam ostatnią koszulkę. Wystrzeliłam rękoma do góry w wyrazie szczęścia.
Po chwili rozłożyłam się na łóżku dziewczyny. Usiadła obok mnie.
-Jak tam z twoją nogą?-zapytała.
Wzruszyłam ramionami.
-W sumie tylko dziwnie mnie mro...-nie dokończyłam zdania przez wybuch bólu w nodze.
CZYTASZ
Mutacja
Ciencia FicciónNazywam się Mia Lawrence. Mam 17 lat. Zostałam sprzedana 4 lata temu, w moje urodziny. Blake. Mój brat. On mi to zrobił. Oszalał przez śmierć mamy. Sprzedał mnie okropnym ludziom, aby na mnie eksperymentowali, żeby wynaleźć lekarstwo na raka, czyli...