Rozdział 36

6.4K 605 100
                                    


Nogi jakby same mnie prowadziły. Weszłam do pokoju Chrisa. Nie wiedziMoje serce gwałtownie zabiło, a oddech stał się przyspieszony.

-On... żyje?-wykrztusiłam.

Znaleźli nas. Oni zabiorą mnie z porwotem. Wrócę tam. Umrę tam. Oni mnie zabiją. ONI MNIE ZABIJĄ.

Chwilę później zdałam sobie sprawę z tego, jakie niebezpieczeństwo grozi Layi i Chrisowi. I to przeze mnie.

Gwałtownie się podniosłam. Moje oczy się zaszkliły. Przestałam oddychać. Musiałam stąd wyjść. Wybiegłam z pokoju nie zwracając uwagi na nic. Rodzeństwo krzyczało za mną, żebym wróciła. Żebym z nimi porozmawiała, ale nie byłam w stanie. To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, nie znaleźliby się w tej sytuacji.

Wybiegłam na taras i wzbiłam się w powietrze. Moje ruchy były gwałtowne i nieskoordynowane. Szamotałam się sama ze sobą w powietrzu. Nie potrafiłam normalnie lecieć. Łzy płynęły po moich policzkach. Kilka chwil później złapałam równowagę i wystrzeliłam do przodu. Leciałam przy linii drzew w stronę gór. Musiałam ochłonąć. Mocno uderzałam skrzydłami w powietrze i leciałam coraz szybciej. Wiatr owiewał moją twarz, a splątane włosy odgarniał do tyłu.

Pół minuty później znalazłam się u podnóża gór. Nie wiem, jakim cudem tutaj tak szybko doleciałam, ale w tym momecie mnie to nie obchodziło.

Zatrzymałam się w powietrzu. Rozejrzałam się. Góry były jeszcze większe niż mi się wydawało. Zleciałam w dół. Usiadłam na wgłębieniu w zboczu góry. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Emocje we mnie kłębiły się tak gęsto, że można by je pokroić nożem. Musiałam je z siebie wyrzucić.

Już dawno się tak źle nie czułam.

Musiałam sobie to wszystko poukładać. Po pierwsze, mam coraz więcej mocy, a raczej nie powinnam ich mieć. Po drugie, wciąż żyję i mieszkam z Layą i Chrisem. Po trzecie, miałam koszmar. Był tam mój tata. Nie wspominę o jego zachowaniu, ale to, co usłyszałam pod koniec snu... „Uciekajcie. Musicie uciekać. Macie tylko kilka dni."-okazuje się być prawdą. Po czwarte, Tom Undersee żyje. Nie wiem jakim cudem, ale żyje. I próbuje mnie dorwać. A jeśli tak się stanie, to będzie ze mną na prawdę źle. Po piąte, sprowadziłam niebezpieczeństwo na Layę i Chrisa. I nie wiem, jak to odkręcić. Przecież ich też teraz będą szukali.

Płakałam przez dłuższy czas. Wiedziałam, że muszę wracać. Pewnie się o mnie martwią. Chwiejnie się podniosłam i wystrzeliłam do góry. Teraz leciałam powoli i spokojnie. Nie miałam siły. Kilka minut później wylądowałam na podwórku przy tarasie. Spojrzałam przed siebie. Laya i Chris zasnęli na krzesłach. Długo musiało mnie nie być, skoro zasnęli. Ja straciłam rachubę.

Cicho ich minęłam, weszłam do domu i poszłam na górę. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Nie potrafiłam.

eć czemu tutaj czułam się bezpiecznie. Nie zważając na to, że byłam brudna, a szczególnie moje stopy, bo nie miałam butów, wsunęłam się pod kołdrę. Wdychałam przyjemny zapach chłopaka. Wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam. Byłam strasznie zmęczona.

Nie miałam żadnych snów. Bynajmniej ich nie pamiętam. Wiem jedynie, że kiedy się obudziłam było już ciemno. I że ktoś się we mnie wtulał. Od razu się zorientowałam, że to Chris, przez jego ręce. Te ogromne łapska. Odwróciłam się przodem do niego. Wciąż spał. Wydawał się być spokojny. Brał długie, równomierne oddechy. Nie mogąc się powstrzymać delikatnie przeciągnęłam dłonią po jego twarzy. Był na prawdę przystojny.

Boże, co się ze mną dzieje? Nigdy nie zwracałam większej uwagi na chłopaków, a teraz?

Nie ważne. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w Chrisa. Napawałam się jego obecnością. Motylki w moim brzuchu szalały.

-Śpisz, aniołku?-zapytał cicho.

-Mhm.-mruknęłam.

Chris wyciągnął rękę i zaczął gładzić moje włosy.

-Bałem się o ciebie.-wyszeptał.-Laya też, więc się jej bój. Będzie krzyk.

Spróbowałam się zaśmiać, ale nie mogłam.

-Mia, spójrz na mnie.-wyszeptał.

Nie chciałam. Bałam się.

-Spójrz na mnie.-powiedział bardziej stanowczo.

Powoli podniosłam głowę i na niego spojrzałam.

-Nie obwiniaj się o nic. To wcale nie twoje wina.-powiedział stanowczo.

Pokręciłam główą.

-Gdyby nie ja, to nic by się nie działo. Nie bylibyśmy w niebezpieczeństwie.

-Nie. Mia, to nie jest twoja wina. Nie wolno ci tak mówić, ani nawet myśleć.

-Ale...-zaczęłam.

-Nie ma żadnego „ale".-przerwał mi.

Patrzyłam się w jego oczy. Nie chciałam kłótni, więc się już nie odezwałam. Gdy spuściłam wzrok, a głowę chciałam odwrócić w drugą stronę Chris mnie powstrzymał. Spojrzałam na niego. Chłopak przez chwilę wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Dosłownie sekundę później złączył nasze usta. Pocałunek trwał kilka sekund, a ja poczułam się jak w niebie, a może nawet lepiej. Jego usta jakby idealnie pasowały do moich. Nie chciałam się od niego odsuwać. Chciałam zatrzymać tą chwilę. Chciałam, żeby trwała wiecznie. Jednak się od siebie powoli odsunęliśmy. Moje serce mocniej biło. Chrisa też. Spojrzałam w oczy chłopaka. Wsunęłam rękę w jego włosy i znów złączyłam nasze usta. Chris pogłębił pocałunek.

-Jesteś cudowna.-wymruczał między pocałunkami.

MutacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz