Kiedyś myślałem, że najgorszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła w życiu był moment, kiedy zapisałem się do drużyny koszykarskiej liceum Shuutoku, i okazało się, że chłopak, którego chciałem pokonać, również się w niej znajduje. Dla takiego mnie – trenującego ciężko po przegranej w meczu przeciwko niemu, który za cel w życiu obrał sobie pokonanie go przy następnym spotkaniu – było to coś naprawdę okropnego.
Ale potem stwierdziłem, że to jednak nic. Nic, w porównaniu z uczuciem, kiedy się w tym chłopaku zakochuję.
Pół biedy, gdyby to chociaż była dziewczyna... Ale nie, musiałem zakochać się właśnie w Midorimie Shintarou – przystojnym, wysokim, poważnym, trochę dziwnym członku sławnego w całej Japonii Pokolenia Cudów, który w trzeciej klasie gimnazjum, wraz ze swoimi kolegami, praktycznie zmiótł moją drużynę z powierzchni ziemi. No dobrze, może przesadziłem – ale z parkietu zmiótł nas na pewno: wykończonych, zdołowanych, próbujących podtrzymać się jakoś na duchu i ciele, bo niektórzy z nas ledwie powłóczyli nogami.
Cóż, teraz, jak o tym myślę, to chyba nawet dobrze się składa. Patrząc na moje obecne relacje z Shin-chanem i mając na uwadze jak przyjemne są jego pocałunki oraz jak miękki jest jego tyłek, to nawet cieszę się, że miałem okazję tak się do niego zbliżyć.
– Rozumiem, że jesteś już w drodze do mnie?- zapytałem, poprawiając pieszczotliwie pościel na moim łóżku.
– Tak, jestem już na twojej ulicy – westchnął do słuchawki Midorima.- Mam nadzieję, że nie przyszykowałeś dla mnie niczego przesadnie zbereźnego, nanodayo!
– Ależ Shin-chan, nie jestem zboczeńcem!- zaśmiałem się swobodnie, zerkając na wiszące na szafie stroje lekarza i pielęgniarki.- Chyba nie myślisz, że wymyśliłem coś w rodzaju cosplayu?
– Wracam do domu – oznajmił dobitnie po krótkiej chwili milczenia.
– Wiesz, co się stanie, jeśli się poddasz!- ostrzegłem go.- Przegrałeś zakład, więc zrobisz to, co chcę! Czekam na ciebie, pospiesz się, kochanie~
– T...! Baka!- Midorima rozłączył się błyskawicznie. Z pewnością w tym momencie rumienił się jak pomidor. Aż szkoda, że zdecydowałem tym razem po niego nie wychodzić.
Od czasu do czasu zmuszałem Shin-chana do zakładania się o błahostki. Od czasu do czasu – czyli w te dni, w które Oha-Asa przewidywał dla Raka same nieszczęścia. Dzięki temu byłem pewien, że Shin-chan przegra, a ja będę mógł wykorzystać szansę na spełnianie moich własnych zachcianek. A tych było całkiem sporo, nie powiem.
No i właśnie tak się „przypadkiem" złożyło, że wczoraj Shintarou znów przegrał, a jako wygraną zażyczyłem sobie, by spełniał dziś moje życzenia. Stąd właśnie ten kostium lekarza i pielęgniarki, w końcu nie chciałbym, żeby biedak zszedł na zawał, bo tylko on musi się przebrać. Dlatego postanowiłem trochę się zabawić i też zrobić cosplay – chora pielęgniarka, którą musi wyleczyć doktor to jedna z moich zboczonych fantazji i często śnionych scen.
Miałem tylko nadzieję, że Shin-chan nie będzie przesadnie oponował... Mój chłopak był trochę sztywny ( jeśli chodzi o charakter, bo w innych sprawach „trochę" sztywny to stanowczo zbyt słabe określenie ) i do tego poważny. Taka zabawa więc na pewno nie przypadnie mu do gustu.
Ale czego nie robi się dla swojego ukochanego chłopaka ( którym mogłem z całą pewnością tak się nazwać )?
Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, przygryzłem nerwowo wargę i poprawiłem wiszące na drzwiach szafki stroje. Upewniłem się, że w pokoju panuje porządek, po czym z radosnym uśmiechem zbiegłem na dół. Wcześniej myślałem o tym, by już w drzwiach powitać Shin-chana w tak seksownym stroju, ale... cóż, sąsiedzi mogliby to źle zrozumieć.