Rozdział 13. Konfrontacja

558 55 42
                                    

O osiemnastej rozpoczęło kulminacyjne spotkanie czołowych europejskich polityków. Tuzin poważnych mężczyzn w garniturach oraz kilka elegancko ubranych kobiet zamknęło się w jednej z wystawnych sal Pałacu Prezydenckiego na niejawne rozmowy. W pomieszczeniu zaadoptowanym na miejsce konferencji prasowej tłoczyli się dziennikarze, którzy nie oczekiwali biernie na wyjście polityków, ale na bieżąco informowali widzów o dobrze znanych faktach, które ujawniono w ciągu dnia, aby spracowani ludzie w swoich domach mogli dowiedzieć się, co ominęło ich w czasie unikania cogodzinnych wiadomości.

Tłumowi prezenterów i operatorów zza przeszklonych drzwi przyglądał się inspektor. Nad trzecim i czwartym rzędem krzeseł, które mieli zająć w czasie oficjalnych wystąpień wisiała „Księżniczka" iskrząca się blaskiem swoich kryształów. Po śladach krwi i żelatyny nie było śladów. Żyrandol po powrocie z Zachęty oczyścili najlepsi w swoim fachu konserwatorzy. Nadal jednak wisząca nad głową kompozycja pozłacanych obręczy i szkła napawała go daleko idącym niepokojem.

- Z żyrandolem wszystko jest w porządku.

Do Grega podszedł asystent Ambasadora, który również spojrzał, co dzieje się w sąsiednim pomieszczeniu. Obaj wraz z ochroną i jeszcze kilkoma współpracownikami siedzieli w pomieszczeniu łączącym salę z żyrandolem i zachodni korytarz, gdzie równolegle odbywały się rozmowy. Dalej znajdowały się kolejne pomieszczenia i drogi ewakuacyjne. W ciągu kilkunastu minut musiał nauczyć się planu całego budynku, co przyszło mu dość łatwo. Gdyby cokolwiek się wydarzyło, będą na to przygotowani.

Spojrzał na Jenkinsa, który nadal nie wrócił na swoje miejsce. Nie ukrywał, że wszyscy siedzieli jak na szpilkach, obawiając się, ze wzmożone środki ochrony będą naprawdę potrzebne, ale chłopak stojący obok niego z trudem opanowywał emocje. Przez lata może i nauczył się odporności na stres, ale tym razem chwila dekoncentracji skutkowałaby tym, że trzydziestolatek zacząłby się trząść.

- To, że napisałem dziś rano... to... to tylko wynika z mojej zapobiegliwości.

Myślał, że to sytuacja go przytłacza. Prawdopodobnie po raz pierwszy zajmował się tak ważną wizytą, a wszystko było na jego barkach.

- To nie chodzi o pracę. Debra była dziś u lekarza. Naprawdę zostanę ojcem. Trochę mnie to przeraża. A najbardziej ze wszystkiego przeraża mnie to, że od humoru seniora Ackerleya zależy moje życie zawodowe, a nigdy nie potrafię przewidzieć, co może go zirytować. Debra jest jego oczkiem w głowie i nie wiem, czy nie miał dla niej znacznie poważniejszych planów, które zniweczyliśmy.

- Amabasador Ackerley ma aż taką władzę? Jest... tylko dyplomatą w drugorzędnym kraju. To nie jest szczególnie prestiżowe stanowisko.

- Ackerley miał kiedyś wiele do powiedzenia w polityce i nadal jest bardzo poważanym człowiekiem - wytłumaczył. - Jak będzie chciał, wyśle mnie na nowo do Carleton, gdzie będę mógł co najwyżej zajmować się sprawami finansowymi dawnej parafii. Wiesz w ogóle, gdzie jest Carleton? To jakieś trzydzieści mil od Leeds. Wieś ze szkołą podstawową, kościołem, pocztą, domem kultury, kioskiem, apteką i dwoma innymi sklepami. Co ja mam tam robić?

- Wiem, gdzie jest Carleton. Mieszkałem w Skipton zanim moja rodzina nie przeniosła się do Manchesteru.

Tak naprawdę Lestrade nie wiedział, dlaczego o tym wspomniał. Po prostu, słysząc o znanym mu miejscu, postanowił pociągnąć temat. Być może tak nie robiło się w polityce, ale nigdy się w nią nie bawił i prawdopodobnie tym zyskiwał sobie sympatię ludzie. Było tak i w tym przypadku. Jenkins spojrzał na niego całkiem inaczej. Jak na znajomego sprzed lat. Być może podniosło go na duchu to, że tak daleko od miejsca urodzenia spotkał człowieka, który sam urodził się może kilkanaście mil od jego zapyziałej wioski.

Ciężar kryształu | Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz