Rozdział 7. Trochę lojalności

1K 71 5
                                    

Za plecami Sherlocka w milczeniu stali Greg i John oraz kustoszka, oczekując na coś więcej, niż krótkie zdanie wypowiedziane zaraz po wejściu do sali. Cała teatralna instalacja nawet z takiej odległości wydawała się makabrycznie przerażająca. Kolejna pełna przepychu akcja, grająca na nosie wszystkim wokół, bezczelna w wykonaniu. Moriarty musiał niesamowicie tęsknić za ich zabawami, a kwestia, że nadal nikt niewinny nie stracił przez niego życia tylko wskazywała, że szykuje coś znacznie poważniejszego w skutkach.

- Ile osób wchodziło tutaj według pani wiedzy? - Detektyw pozostał w tym samym miejscu, jedynie odwrócił się w stronę kobiety, którą przerażał aktualny wygląd wystawy. Minimalistyczne, monochromatyczne grafiki, serie zdjęć i rzeźby na tle czystej bieli oraz krwawiący żyrandol w samiutkim centrum, gdzie następnego dnia miała stać i witać zaproszonych oficjeli i sponsorów wybiegały poza jej pierwotny zamysł.

- Dwie: ja oraz ochroniarz.

- Powinno być ich co najmniej dwóch – zauważył przy wspomnieniu o nocnym stróżu, którego pokój prawdopodobnie znajdował się w północnej części budynku, w okolicach której jeszcze nie przechodzili.

- Jeden jest chory od kilku dni. Ale to mała przestrzeń. Ochroniarz robi obchód co godzinę.

Przed wejściem do sali, Sherlock zdecydował się na rozmowę ze stróżem. Schodami wrócili na parter, a panna Bernhardt zaprowadziła ich do niewielkiego pokoju,w którym panował zaduch spowodowany farelką. Ciepłe powietrze potęgowało aromat kawy rozpuszczanej i unoszący się odór potu wraz z zapachem octu jabłkowego. Na zapadniętym fotelu biurowym siedział otyły pięćdziesięciolatek w czarnych spodniach i błękitnej koszuli – stroju wymaganym przez pracodawców. Na blacie, przy którym czytał gazetę sprzed kilku dni nadal widać było okruszki ciasta drożdżowego i chleba.

Mężczyzna tłumaczony przez kustoszkę wydawał się rozgorączkowany tym, co się stało. Zarzekał się, ciągle pocierając czerwieniejący w oczach kark, że chodził co godzinę po obiekcie, aż nagle po godzinie piątej magicznie pojawił się dodatkowy obiekt. Niczego nie słyszał, nie widział też niczego podejrzanego na ekranach. Wszyscy mimowolnie zerknęli w stronę wskazywanych monitorów. Nawet John zauważył, że rozstaw kamer był nieefektywny i zawierał mnóstwo punktów o zerowej widoczności. Tak naprawdę zdalnie można było zobaczyć, co działo się na korytarzach i dwóch z sześciu sal.

- Przejrzyjmy nagranie sprzed piątej – zaproponował Greg.

O czwartej czterdzieści widoczne były jedynie puste sale. Sukcesywnie cofając materiały, nadal nie pojawiło się nic niepokojącego. Dopiero kilka minut po trzeciej kamery zaczęły wariować

Obraz przemieszczał się w górę, aż oko obiektywu wpatrywało się w przeciwległą ścianę, sufit lub fragment najbliższej płaskorzeźby na korytarzu. W tym stanie nagrywały ponad czterdzieści minut.

Kustoszka zwróciła się ostro do przerażonego ochroniarza. Z pewnością zapytała, czemu przesunął widoki, a on zaczął zaprzeczać i żałośnie się tłumaczyć. Przez moment spojrzał na Sherlocka tak, jakby upatrywał w nim jedyną nadzieję, że pozostanie w tej pracy.

- Takie impulsy nie muszą być wysyłane ze stróżówki. Ktoś zhackował wasze kamery CCTV z bezpiecznej odległości - wytłumaczył spokojnie detektyw, obserwując, jak gniew kobiety przybiera na sile. - Ci sami ludzie wynieśli żyrandol z Pałacu. To nie było dla nich niczym trudnym.

W czasie tej gęstniejącej atmosfery zaczął dzwonić telefon ochroniarza. Był to domyślny dźwięk powiadomień z kalendarza. Mężczyzna uciszył komórkę, uśmiechając się mimowolnie do ekranu starego Samsunga, a potem ponownie spoważniał. Nie męczyli go już dłużej, wrócili na piętro.

Ciężar kryształu | Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz