Rozdział 14. W pułapce

511 48 20
                                    

Na zewnątrz Pałacu nagrywano pośpiesznie relacje z wydarzenia i chociaż wozy transmisyjne nie działały, a z reżyserek dochodziły beznadziejne wiadomości, że nikt z najlepszych specjalistów IT nie jest w stanie odzyskać dostępu do tego, co właśnie emitowano i relacja na żywo nie może mieć miejsca. W tych czarnych minutach dla telewizji swoje pięć minut sławy odzyskało radio. Reporterzy radiowi rozmawiali rozemocjonowani przez telefony komórkowe i opowiadali, co widzieli, dodatkowo podsycając emocje słuchaczy zasłyszanymi od kolegów z branży plotkami. Ci o najlepszych dojściach opowiadali, że niesłychane rzeczy mają miejsce nie tylko na Krakowskim Przedmieściu, ale również w innych miejscach stolicy. Wspominali o policji i blokadach. Bardziej obeznani z tematem politycznych wizyt gwałtownie studzili te emocje, wygłaszając pewnym tonem, że policja zamyka kolejne ulice dla celów ewakuacji. Poszukiwacze taniej sensacji nie obawiali się jednak użyć słowa „atak terrorystyczny".

Tak gorączkowi w ocenie nie byli szefowie ochrony.

W sali konferencyjnej pod niektórymi z krzeseł nadal leżały zgubione w pośpiechu notatki dziennikarzy, a na podłodze nadal leżały długie węże kabli owiniętych na statywach kamer telewizyjnych. Ochrona nie pozwoliła pozbierać niczego oprócz najważniejszych dla nich rzeczy i wyprosiła na zewnątrz, gdzie część ochroniarzy pilnowała, aby media, szukając sensacji nie rozchodzili się po obiekcie.

Lestrade wraz z innymi oczekiwali na przyjście jakiegoś człowieka, o którym wspomniał pan Markiewicz, z którym mieli już wcześniej do czynienia w dniu kradzieży księżniczki z Pałacu. Przez ten czas chodził po przedostatnim rzędzie krzeseł, przyglądając się, czy aby na podłodze leżały jedynie kartki papieru. Ostrożności nigdy za wiele. Jego wzrok ciągle wracał na telewizor, na którym nic się nie zmieniło od czasu ewakuacji.

Przez wschodnie drzwi wszedł wysoki mężczyzna z orlim nosem, rzucając swoim nazwiskiem nazwą wysokiego stanowiska w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego.

- Ktoś przejął kontrolę nad czterema stacjami informacyjnymi. Trochę czasu nam zajmie, aby dowiedzieć się, skąd nastąpił atak. Sam sygnał pochodzi gdzieś ze Śląska - wytłumaczył na wstępie to, co udało się im ustalić na szybko. Pod pachą trzymał przezroczystą teczkę z dokumentami, które prawdopodobnie miały to potwierdzić, gdyby ktoś o to prosił. Nikt jednak nie wątpił w prawdziwość jego słów.

- Ktoś się do tego przyznał? - Pierwszy odezwał się szef ochrony Przewodniczącego Schultza. Krępy były wojskowy najpierw zadał pytanie po angielsku z niemieckim akcentem, a potem w równie ostry sposób spojrzał po Polakach.

- Na razie nikt. Nie było żadnych informacji o zagrożeniu. Nikt nikomu nie groził bardziej niż zwykle. Oczywiście szukamy.

- Tym, kto za tym stoi będziecie się zajmować później! Powinniśmy ewakuować stąd wszystkich zanim ten idiotyczny zegar dojdzie do zera - zaproponował nieco nerwowo ktoś z Biura Ochrony Rządu.

- Bez szans. Policja miała być gotowa za ponad godzinę. Nie zdążymy ich ściągnąć w ciągu... dziesięciu minut. - Markiewicz spojrzał na ekran, gdzie właśnie odliczanie zahaczyło o cyfrę dziesięć.

- Niech się pan lepiej postara zrobić to szybko - zaakcentował Niemiec. - Zapewnialiście nas o czymś innym. Ciekawe co napiszą w raporcie, skoro nie potraficie nawet zapewnić nam tego minimum?

Pan Markiewicz skinął na szefa BOR-u, który odszedł na moment i zatelefonował. Wrócił jeszcze bardziej blady niż wcześniej.

- Komendant Hurwicz stwierdził, że większość jego jednostek zajmuje się... akcjami saperskimi.

- Od kiedy macie aż tyle remontów i placów budowy, że niewybuchy sparaliżowały całe miasto? - Greg już wcześniej słyszał, że po wojnie nadal w ziemi znajdowano pozostałości po walce, dałby sobie nawet rękę uciąć, że w czasie ich wizyty czytał o kolejnym znalezisku, ale to już było mało prawdopodobne.

Ciężar kryształu | Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz