Rozdział 9. The game is o(n)

1K 65 18
                                    

Roma wróciła około szóstej, rzucając swoimi rzeczami niedbale na stojącą w korytarzu białą komodę i następnie starając się odwiesić swój płaszcz na jeden z wolnych haczyków. Po jej ruchach widać było, że męczy ją srogi kac, ale kryła to pod szczerym uśmiechem w stronę mężczyzn przygotowujących się do wyjazdu do Sejmu. Ona, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, planowała zostać w domu, ponieważ jej komisja nie miała obradować tego dnia i jedynie przeszkadzałaby innym, przesiadując bezczynnie w biurze.

– Dopiero dotarłaś?

– Pomyślałam, że nie będę was budzić... Byłabym szybciej, gdyby nie to, że coś się stało w fabryce na Woli, a jakiś zaspany policjant ustawił się tak, że autobus nie mógł przejechać.

– Co się stało? – zapytał Lestrade, odstawiając pusty kubek po kawie do zlewu.

– Nie wiem, ale akurat pakowali trzy ciała do samochodu jak tak staliśmy. Cudowny widok z rana – zironizowała.

Na wspomnienie o potencjalnych trupach, Sherlock zainteresował się, wyraźnie unosząc głowę znad gazety sprzed kilku dni. Automatycznie zaczynał sprawdzać wiadomości w internecie. Ale na tę godzinę nie znalazł nic. Kobieta w tym czasie sięgnęła po butelkę wody mineralnej z lodówki i wypełniła ją największy kubek, jaki znalazła w szafce. Odwodniony organizm domagał się doprowadzenia go do homeostazy.

– Zawsze zastanawiało mnie, jak ludzie mogą doprowadzać się do takiego stanu na własne życzenie... – Watson wyszedł z łazienki, zapinając ostatnie guziki koszuli.

– Twój wieczór kawalerski z Sherlockiem nie przypominał herbatki z Elżbietą II – w odpowiedzi wypomniał mu Lestrade.

– Nie zwracajcie na mnie uwagi. Nim wrócicie z Sejmu, będę jak nowa. Pewnie jeszcze wam obiad zrobię – zaproponowała pełna nieprzystającego do sytuacji entuzjazmu, ale na tamtą chwilę podreptała na kanapę i zaczęła komponować wieżę z poduszek ukrytych za meblem oraz rozwijać szary wełniany koc.

Pożegnali się z dziewczyną, która powoli przysypiała zmęczona po całonocnej zabawie.

– Roma nie wygląda najlepiej. Może... zostanę z nią na trochę, aż się jej nie polepszy? – zaproponował Wiktor, kiedy stali już na korytarzu. Stan koleżanki nie dawał mu spokoju. – I tak komisja rozpoczyna pracę około jedenastej. Zdążę do was przyjechać.

Wrócił do mieszkania, na co dziewczyna zareagowała niemałym zdziwieniem. Nie miała jednak siły ruszyć się z miejsca, więc odpowiadała mu cichym głosem, praktycznie całkowicie zawinięta w koc.

– Impreza się udała? – zagadał do niej, stając na palcach, by sięgnąć z najwyższej półki tubę z tabletkami musującymi, a potem kolejną szklankę. Roma odpowiedziała, że i owszem. Chwilę potem na stoliku pojawiła się szklanka z jasnożółtym płynem. Wiktor usiadł na prostopadłej części kanapy i odgarnął z jej twarzy potargane jasne włosy. Zaproponował, aby wypiła to, co dla niej przygotował.

– Dziwnie smakuje... – mruknęła, czując na języku gorycz.

– To pewnie magnez, który ci rozpuściłem. Postawi cię szybciej na nogi.

– Dzięki, Wiktor – odstawiła pustą już szklankę na wysokości własnej twarzy. – Jak możesz, podaj mi tylko telefon i nie będę cię już zatrzymywać...

– Poczekam jeszcze chwilę z tobą. Nie mam dziś wiele pracy.

Wyszedł dopiero, kiedy dziewczyna zasnęła na kanapie, a stało się to nie dłużej jak dziesięć minut później. Zasnęła wprost kamiennym snem, znacznie mocniejszym niż zazwyczaj po całonocnej imprezie.

Ciężar kryształu | Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz