Stara, a głupia

192 15 3
                                    

(Camillie)

- Cooooo?! - odwróciłam się i mogłam podziwiać pełne uzębienie Lily, pochylającej się nad laptopem. - Jak to?! Ja nie wiedziałam?!

- Lepiej zamknij swój otwór gębowy, bo coś ci tam wleci. - ziewnęłam ospale. Zaczął się drugi tydzień wakacyjnej nudy, a ja nie miałam żadnego planu na resztę. Bez przesady, ale bez względu na to co mówiłam Lily, nawet ja nie mogę spędzić całych wakacji wydając pieniądzy na ciuchy.

Poza tym... w Londynie nie ma co robić... Nawet w środku lata pogoda nie dopisuje, więc moi rodzice wybrali się na Hawaje. I tak nie mieszkamy razem, ale brakuje mi ich. Dobra, w szczególności mojej mamy. Dobra, w szczególności jedzenia mamy. No... w szczególność jej wypieków (ciastka!).

Rodzice prowadzą odnoszącą sukcesy kancelarię prawniczą, w związku z czym również studiuję ten kierunek. Nigdy nie chciałam być prawnikiem, ale z nikim nie podzieliłam się moimi marzeniami o innym życiu. A tak... czeka mnie spokojna, choć nudna przyszłość dobrze zarabiającej, marudnej pani. Ale... inni mają gorzej. Nigdy nie brakowało mi na nic pieniędzy. Na ubrania, kosmetyki, podróże, czy studia. Dostałam się na Oxford, marzenie wielu studentów. A wraz ze mną moja przyjaciółka. Dobrze, że się poznałyśmy... Dobrze dla mnie, bo inni okropnie mnie irytują. Chociaż... ona też...

- Aaaaa... nie... idę pociąć się mydłem - lamentowała siedząca na kanapie Lily.

- Mam tylko żel do kąpieli, wybacz. - spojrzałam na nią z politowaniem - Co znowu?

- Moje życie nie ma sensu... co ja zrobiłam... boże... nigdy sobie nie wybaczę...

- Jeśli nikogo nie zabiłaś, można pewnie zaradzić coś na te twoje, pewnie bzdurne, zmartwienia.

- Wiesz co zrobiłam? To gorsze niż zabójstwo! Przegapiłam bilety na koncert Adama Lamberta, tutaj w Londynie! - prawie miała łzy w oczach... Poprawka, ryczała, jakbym zabiła jej kota.

- To chyba nie koniec świata? - bałam się poruszać ten temat, ponieważ Adam nie był jej idolem, czy ukochanym wykonawcą. To był jej Bóg. Tak, taki przez duże "B".

- To koniec wszechświata - spojrzała na mnie wzrokiem pt. "Ty nic nie rozumiesz" i odwróciła się do mnie plecami.

To mam przesrane do końca wakacji. Lily będzie w podłym humorze, a ja razem z nią będę musiała przeżywać tą "tragedię". Choć mnie ona specjalnie nie obchodzi. Nie przepadam za jej "Adasiem". Nie podoba mi się, nie lubię jego muzyki, jest mi po prostu bardzo obojętny (Lily uznałaby to za świętokradztwo).

- Ekhm... Jesteś pewna? Ani jednego maleńkiego bileciku?

- Nie.

- No to... wybierzesz się... następnym razem? Co ty na to?

Lily popatrzała na mnie jakbym straciła rozum.

- Następnym razem? Czy ty wiesz kiedy będzie następny raz?!

- No... nie.

- Właśnie! Ja też nie wiem i w tym tkwi problem! A teraz muszę w spokoju przetrwać moją żałobę.

Przesadzasz kobieto, pomyślałam... Stara, a głupia. Ale jednak zawsze mi pomagała. Muszę też coś wymyślić...

- A gdzieś indziej? No nie wiem... Francja, Niemcy? To w miarę blisko...

- Bilety zostały tylko na koncert kończący trasę. - w jej oczach zabłysła iskierka nadziei.

- To co? Jedziemy! - uśmiechnęłam się trochę krzywo. Nie miałam ochoty tam jechać... Ale czasem trzeba się poświęcić...

- Cami! Kocham cię! - jej twarz w mgnieniu oka się rozchmurzyła - Jedziemy do Los Angeles!

O matko.

W co ja się wpakowałam.

***

Troszkę dłuższy rozdział, coś zaczęło się dziać. Co zdarzy się na koncercie? Czy Camillie w końcu przekona się do Adama (mam nadzieję, że tak ^^). Czytajcie :)).

To nie tak, jak myślisz, KotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz