(Camillie)
Następne dwa dni upłynęły na zakupach, wylegiwaniu się na plaży i, w szerokim tego słowa znaczeniu, lenistwie. Zdążyłyśmy poznać trochę miasta i znaleźć kilka ulubionych miejsc (z najlepszym jedzeniem). Jedyną złą wiadomością był brak wiadomości od Adama. Znaczy się, dla Lily. Mnie to nie interesuje.
- Jak myślisz, opaliłam się trochę? - rzucam pytanie w stronę Lily, jednocześnie oglądając swoje ramiona. Przy takim słońcu opalenizna powinna pojawić się błyskawicznie.
- Mmm... Trochę... Może... - Lily uparła się na "typowe amerykańskie śniadanie" i właśnie próbowała je przyrządzić. Znowu zapomniała, że nie umie gotować i na dodatek nie wie, co amerykanie jadają na śniadania. Była dopiero 9:00, lecz nie zapowiadało się na gotowe śniadanie, nawet o 12:00.
- Hej, myślisz, że kanapki z Nutellą można uznać za amerykańskie? - Lily marszczyła czoło nad książką kucharską wygrzebaną z szafki cioci. - Bo tu są same trudne przepisy... Nie wiem komu chciałoby się to robić.
- Obojętnie czy amerykańskie, byleby dało się jeść. - ziewnęłam.
- Albo... mam pomysł! Skoczy do Grandma's Food, jeśli mają dobre obiady i kolacje, śniadania też muszą być okay!
- Dobra, niech będzie. Wrócę za okoła 20 minut. - Porwałam torebkę z krzesła i wyszłam na ulicę. Raźnym krokiem ruszyłam ulicą. Grandma's Food było dosłownie za rogiem, więc po dwóch minutkach zamawiałam śniadanie na wynos dla dwóch osób. Usiadłam z boku czekając na zamówienie i obserwowałam ludzi wchodzących i wychodzących z baru. Wtedy... zobaczyłam go. Co on tu robi?! Z niewiadomych mi przyczyn ogarnęła mnie panika i próbowałam zasłonić się gazetą leżącą na stoliku. Oczywiście przez to przyciągnęłam na siebie jeszcze większą uwagę.
- Heeeej, co ty tutaj robisz? - szeroko uśmiechnięty Adam Lambert dosiadł się do mnie. - I czemu czytasz gazetę do góry nogami?
- Właśnie czekam na śniadanie. - wyprostowałam się i odłożyłam gazetę, próbując zachować resztki godności.
- Umm... A gdzie masz Lily? Ona nie jada śniadań? - Adam stracił zainteresowanie mną, czytając menu.
- Nie, jej po prostu nie chce się ruszać z domu. - wysiliłam się na blady uśmiech. Brunet ubrany w koszulę w hawajskie wzory i okulary przeciwsłoneczne wyglądał całkiem nieźle. Ja też wyglądam dobrze, pomyślałam i odzyskałam pewność siebie. Nie pozwolę, żeby wyprowadzał mnie z równowagi tylko tym, że zamiast na mnie patrzy na cholerne menu!
- Nudziłyście się beze mnie? - posłał mi szelmowski uśmiech.
- O nie! Bawiłyśmy się naprawdę świetnie! - poczułam się w obowiązku zapewnić go, że umiemy same zająć się sobą, więc streściłam mu wydarzenia z minionych dni.
- Nuda! - prychnął i odłożył kartę (w końcu). - Musicie się zabawić, znam... - Przerwało mu ogłoszenie, iż moje zamówienie jest gotowe do odbioru. Uśmiechnęłam się grzecznie i ruszyłam po nie. Zamierzałam pożegnać się i wyjść, lecz Adam również wstał od stołu i ruszył za mną.
- Nic nie zamawiasz? - zapytałam uprzejmie, licząc, że zawróci do restauracji, a ja w spokoju będę mogła wrócić do domu.
- Nie, nie jestem głodny. - znowu się uśmiechnął, jeszcze szerzej. Miałam wrażenie, jakby specjalnie mnie denerwował, wiedząc, że nie mam ochoty na jego towarzystwo. - Mówiłem, że znam świetny miejsce, a jutro będzie tam impreza, na którą wszyscy będą chcieli pójść, ale nie wszyscy będą mogli. Wiesz, takie przyjęci dla VIPów, śmietanka Los Angeles, gwiazdy, bogacze, ludzie z kontaktami.
- Brzmi nudno... Jak jakieś spotkanie biznesowe... - próbowałam udawać, że mi niezależy.
- Oj, uwierz, nudno nie będzie. Ostatnio... - wyglądał, jakby powstrzymywał się od śmiechu - Gdyby wpuścić tam dziennikarzy, mieliby o czym pisać przez następny rok.
- Wierzę, ale nie wiem czy zauważyłeś, ja ani Lily nie jesteśmy sławnie, obrzydliwie bogate ani nie mamy żadnych "kontaktów" - przewróciłam oczami, licząc, że będzie to koniec rozmowy. Propozycja brzmiała kusząco, jednak nie spełniałyśmy żadnego z warunków.
- Jak to nie? Przecież znacie mnie! - Adam udał oburzenie i roześmiał się.
- I wpuszczą nas tam tylko dlatego bo znamy ciebie? - zmrużyłam podejrzliwie oczy, ale pod maską obojętności krzyczałam "chcę iść, chcę iść!".
- Pewnie, można przyprowadzać osoby towarzyszące, a ja obecnie nie ma nikogo na oku. - automatycznie poprawił swoje włosy i posłał mi uśmiech.
Okay, Camillie, schowaj dumę do kieszeni i po prostu zgódź się. Taka szansa się nie powtórzy. Pójdziesz z gwiazdą (irytującą, ale jednak gwiazdą) na ekskluzywną imprezę pełną innych gwiazd. Już miałam się zgodzić, ale coś przyszło mi do głowy:
- Pójdziesz z nami dwoma? To znaczy... Powiesz, że masz dwie dziewczyny? - jakkolwiek głupio to brzmiało, był to problem. Lecz Adam uśmiechnął się beztrosko.
- A czemu myślisz, że przyprowadzę tylko was dwie? Wezmę ze sobą cały harem.
Dupek.
***
Długo nic nie pisałam, ale jeśli komuś będzie chciało się to jeszcze czytać, wznowię działalność ;).
Enjoy!
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz, Kotku
Fanfiction*Ff pisanie za moich młodych lat, czytasz na własną odpowiedzialność ;)*