Fatalny wieczór i początek fatalnej nocy

105 13 3
                                    

(Camillie)

Siedzę z przodu, obok Adama. Jak na razie z nonszalancji i pewności siebie nic nie wychodzi, gdyż siedzę jak na szpilkach. Gdy zaczęliśmy jazdę Adam, bez większego skrępowania, z lekkim uśmiechem na ustach przejechał po mnie wzrokiem od góry do dołu. Nie wiem czemu, ale wszystko w jego wyglądzie i dzisiejszym zachowaniu wzbudza we mnie skrępowanie. Lily całą drogę gada jak najęta, a ja... kilka razy rzuciłam jakąś uwagę, a że grzeczność wymaga spojrzeć na swojego rozmówcę... musiałam spojrzeć na Adama. I od razu odwracałam wzrok. Akurat dzisiaj zdaje mi się... zbyt odległy, jakby z innej galaktyki. Z jedną ręką na kierownicy wygodnie rozparł się w fotelu kierowcy. Flirtując z Lily był taki pewny siebie, pewny swojej atrakcyjności, pewny swojego uroku.

- Cami, kochanie, czemu jesteś tak cicho? - Lily skończył właśnie chichotać z jakiegoś komplementu i spojrzała na mnie lekko zmartwiona.

- Miło się was słucha. - mój uśmiech był niesamowicie naturalny. Przez głowę przemknęła mi myśl, że Adam i Lily byliby świetną parą.

- Ale my chcielibyśmy posłuchać ciebie. - mruknął Adam głębokim głosem.

- Ładna pogoda. - to było jedyne co zdołałam wykrztusić.

Adam zatrzymał auto na światłach i wskazał ręką kierunek.

- To tam, za chwilkę będziemy.

Gdy cofał rękę przejechał palcami po moim udzie. Przypadkiem, ale ja wyprostowałam się w fotelu jeszcze bardziej (nie sądziłam, że było to możliwe). Lily, która nic nie zauważyła zaczęła znowu wesoło trajkotać. Mnie przeszedł dziwny dreszcze, a gdy spojrzałam ukradkiem na bruneta posłał mi delikatny uśmiech i zmrużył oczy. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę w ogóle nie znamy Adama. Wydawał się miłym facetem, ale nie spędziłyśmy z nim wystarczająco dużo czasu, aby go poznać. Nie ma to jak wybrać się na imprezę, z zapewne dużą ilością alkoholu i cholera wie czym jeszcze, z prawie nie znanym mężczyzną. Dzięki bogu, że Lily ze mną jest.

***

(Adam)

Zatrzymałem samochód przed klubem i poprosiłem o przeparkowanie go w inne miejsce mojego kierowcę, który na mnie czekał.

- Dziewczyny. - wziąłem obydwie pod rękę i powędrowaliśmy schodami w dół. Czułem, że mają całkiem odmienne nastroje - Lily wręcz promieniała, a Camillie była lekko zestresowana, wzięła moją rękę, lecz trzymała się na pewną odległość. Łączyło je to, że każda wyglądała niesamowicie. Szybko załatwiłem nam wejście u bramkarza i poprowadziłem moje panie długim ciemnym korytarzem. Wyczułem podświadomie, że Camillie zesztywniała jeszcze bardzie. Czy ona myśli, że zamierzam ją zgwałcić? Gdybym chciał, najpierw zaaplikowałbym jej kilka drinków. I wybrałbym ustronniejsze miejsce... O czym ja w ogóle myślę?! Skarciłem się w duchu. Ale ze mnie zboczeniec.

***

(Camillie)

Po wejściu na... salę... Dobra, zacznę od tego, że było to dwupoziomowe pomieszczenie, w którym na dole znajdował się parkiet, a góra to loże dla VIPów, otoczone balustradami z widokiem na dolny poziom. Miałam wrażenie, że znalazłam się w innej rzeczywistości. Wokół było pełno zakamarków, w pomieszczeniach unosiła się lekka mgiełka, światła były czerwone. I było bardzo ciemno. Przez tą scenerię miałam wrażenie jakbym znalazła się w klubie dla wampirów. To głupie skojarzenie wzmacniał fakt, iż barmani byli trupio bladzi, z maleńkimi rogami przyczepionymi do włosów. Wokół zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi. Znałam niektóre twarze, ale Adam chwycił mnie za rękę i wciągnął po schodach na górę. Zatrzymał się przy stoliku skrytym w cieniu tropikalnej rośliny wyrastającej ze ściany. Zauważyłam przy nim dwie osoby.

To nie tak, jak myślisz, KotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz