(Adam)
- Nie zemdlejcie mi tu dziewczyny - puściłem oczko do roześmianych fanek. Pozwoliłem sobie nawet na zalotny uśmieszek. I właśnie wtedy jedna zdecydowała, że lepiej będzie stracić przytomność.
- Camillie! - usłyszałem przerażony krzyk dziewczyny obok. Oho, to moja ulubienica, przez cały koncert robiła tak prześmieszne miny... Zapewne przyjaciółka mdlejącej damy. A co do niej... fani wcisnęli ją w barierki, zapewne brakło jej powietrza, a ochrona nie reagowała. Są do niczego - pomyślałem i wziąłem w ramiona nieprzytomną dziewczynę. Gdy przeniosłem ją na drugą stronę barierek, pojawia się służba ratownicza.
- Weźmiemy ją do punktu medycznego - pan XXX wskazał głową na namioty nieopodal sceny - ale to nic poważnego... Zwyczajne omdlenie - stwierdził i razem z towarzyszami zanieśli czarnowłosą do wskazanego miejsca.
- Nic poważnego?! - jej przyjaciółka otrząsnęła się z szoku - Muszę do niej iść! Koniecznie! Proszę! - jej ton stał się błagalny.
- Za chwilę ją odwiedzimy, dobrze? - dalej wyglądała jakby miała się rozpłakać. Zdradzę wam sekret : Nie radzę sobie z płaczącymi kobietami. Wpadłem w popłoch. Co jeśli z jej oczu zaczną lecieć łzy? Przecież nie mogę tak odejść... - Razem? - zaproponowałem, co było moją ostatnią deską ratunku przed jej płaczem.
Oczy dziewczyny powiększyły się i niepewnie pokiwała głową.
- Za momencik to wrócę, okay? - uśmiechnąłem się i powędrowałem trochę dalej rozdać kilka autografów.
Moje myśli błądziły wokół "uratowanej" dziewczyny. W czasie koncertu kilka razy mój wzrok zawędrował w jej kierunku, ale obserwowałem głównie wesołą osobę z uroczymi brązowymi lokami. I uroczym wyrazem twarzy - uśmiechnąłem się w duchu. Czarnowłosa postać stojąca obok zdawała się być nie do końca zadowolona. Jej uśmiechy były wymuszone i widać było, że nie jest to miejsce, w którym chciała się znaleźć. Czyżbym źle wyglądał? - przemknęło mi przez myśl, za co natychmiast się skarciłem. Wyglądałem perfekcyjnie. Ciemne włosy postawione delikatnie do góry, czarne skórzane spodnie, biała koszulka i również wykonana ze skóry kurtka. Ehh... pewnie po prostu mnie nie lubi (jak to w ogóle możliwe?).
Szybo uporałem się z podpisami, gdyż miałem niewytłumaczalną chęć zobaczenia ciemnowłosej dziewczyny. Camillie - chyba tak miała na imię. Tak przynajmniej krzyczała jej koleżanka.
- Idziemy? - zapytałem właśnie ją.
- Yhm - wyksztusiła, a ja skinąłem na ochronę, aby otworzyli dla niej barierki. Tłum zaczynał się powoli rozchodzić.
- Jak masz się nazywasz? - zapytałem uprzejmie.
- Li... Lily - patrzyła na mnie z uwielbieniem. To było krępujące... bardzo krępujące.
- To... hmm... Ty i twoja przyjaciółka... jesteście z Los Angeles? - próbowałem nawiązać uprzejmą konwersację.
- Nn... nie, nie, z Londynu - uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech, co spowodowało czerwone plamy na jej policzkach.
- No to... daleko - na szczęści namiot pierwszej pomocy był blisko, ponieważ rozmowa była trochę niezręczna.
- Cami? Cami! - Lily pobiegła w kierunku siedzącej pod kocem dziewczyny.
***
Dałem im chwilę czasu i sam podszedłem do poszkodowanej. Teraz zauważyłem jak bardzo jest piękna. Czarne proste włosy, pełne usta, duże ciemne oczy...
- Ekhm... dziękuję. - z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.
- Nie ma za co, kotku. - Kotku?! Czy ja oszalałem?! Co ja mówię!
- Emm... - dziewczyna uniosła brwi i spojrzała na mnie pobłażliwie.
- Jesteśmy bardzo wdzięczne - w Lily wstąpiło nowe życie - Nie wiem co byśmy bez ciebie zrobiły... Adamie...? Mogę mówić ci po imieniu?
- Oczywiście - uśmiechnąłem się szeroko. Zaczynam lubić tą dziewczynę. Krępująca rozmowa poszła w zapomnienie.
- Dobrze, że tam byłeś. Cami... wyglądałaś okropnie! Znaczy... no wiesz, nie w tym sensie, ale naprawdę... najpierw biała, potem zielona, w końcu czerwona... Albo w innej kolejności... Nieważne... To było straszne! Gdyby nie Adam... myślałam, że zawału dostanę! A dwóch by już nie uratował! - swój słowotok zakończyła uroczym uśmiechem.
- Jak to? Przecież mam dwie ręce! - roześmiałem się - Czujesz się już lepiej? - wróciłem do Camillie, która obserwowała swoją przyjaciółkę z lekkim zdziwieniem.
- Tak, dużo lepiej - obdarzyła mnie jednym ze swoich rzadkich uśmiechów - Widzę, że Lily też czuje się zadziwiająco dobrze - uśmiech stał się trochę szyderczy.
- Co masz na myśli? - Lily zmarszczyła brwi.
- Kochana, masz bardzo krótką pamięć... Uwaga, cytuję Lily przed koncertem: "Cami! Cami! Jak go zobaczę to chyba zemdleję! A jak się do mnie odezwie... albo chociaż na mnie spojrzy... to chyba tam umrę! - czarnowłosa dziewczyna śmiesznie przedrzeźniała swoją przyjaciółkę.
- Jesteś okropna - stwierdziła Lily i przewróciła oczami - Nie wierz jej - ostrzegła mnie.
A ja przysłuchiwałem się tej rozmowie z delikatnym uśmiechem. Coraz bardziej lubiłem te dziewczyny. Lily była bardzo wesoła i śmiała, czego się nie spodziewałem, a Camillie... miała poczucie humoru, ale oprócz tego... ciężko mi cokolwiek wywnioskować... Zdawała się taka niedostępna i opanowana...
***
Pożegnałem się z Camillie i Lily. Chciałem teraz przeanalizować koncert, ale nie umiałem. Cały czas myślałem o tym, że już nie będę miał okazji się z nimi zobaczyć. Szczególnie z Camillie. Chciałbym ją lepiej poznać, ponieważ była dla mnie zagadką. A Lily... Byłaby świetną przyjaciółką - pomyślałem. Zawsze poprawiłaby mi humor.
Już miałem wychodzić za namiotu, gdy zauważyłem leżący na ziemi przedmiot. Telefon. Podniosłem go i postanowiłem odesłać właścicielce, którą prawdopodobnie była Camillie. A przy okazji wpadłem na pomysł.
***
Jaki pomysł? Co ten nasz Adaś wykombinował?
Mam nadzieję, że za bardzo nie przynudziłam ;)).
Pozdrawiam ;**
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz, Kotku
Fanfic*Ff pisanie za moich młodych lat, czytasz na własną odpowiedzialność ;)*