(Camillie)
Siedzimy z Adamem przy stole, tak oddaleni od siebie, jak to tylko możliwe. Muszę dodać, że znajdujemy się domu właśnie tego pana i pojedynkujemy się na złowrogie spojrzenia. Na pewno łączy nas jedno - potężny kac.
Jakim cudem siedzę z Adamem w jego mieszkaniu?
Wszystko przez Lily. A raczej jej nieobecność. Moje myśli uciekły do wydarzeń minionej nocy. Zapowiadała się nieźle, skończyła się... no właśnie... w domu Adasia. Czyli bardzo źle.
Leo był naprawdę wspaniały. Świetnie się z nim rozmawiało, był zdolnym tancerzem, wcale się na mnie nie obraził. A wręcz przeciwnie, stwierdził, że jestem najbardziej intrygującą osobą jaką ostatnio poznał. Wspominał też coś o mojej urodzie (albo tyłku?). W każdym razie to było już po kilku drinkach. Przedstawił mnie swoim przyjaciołom (z nazwiskami, które dotąd kojarzyłam jedynie z kina bądź z telewizji). Naprawdę, zabawa była przednia. Kilka razy spostrzegłam, że Adam na mnie patrzy. Wtedy specjalnie ocierałam się o najbliższego faceta, rzucałam (zresztą bardzo głośno) prowokacyjne uwagi i sugestie. Nie wiem czemu, ale zranił mnie swoim zachowaniem i chciałam pokazać mu, że też mogę i umiem się zabawić. Gdy spojrzałam na zegar poderwałam się (nieco chwiejnie) na nogi.
- Boże, jest trzecia nad ranem! Chłopcy, muszę iść do domu!
- Nie odprowadzić cię? - mruknął ktoś. Na szczęście nie byłam na tyle wstawiona, aby się zgodzić.
- Do zobaczenia, Cami. - Leo wstał i uściskał mnie. Nad jego ramieniem zauważyłam nachmurzoną twarz Adama. Dobrze mu tak, pomyślałam i przytuliłam się czulej do aktora.
Gdy miałam łapać taksówkę zdałam sobie sprawę z ważnej rzeczy.
Klucze.
Ma je Lily.
Postanowiłam w duchu już nigdy ich jej nie dawać.
Nie poprawiło to oczywiście mojej sytuacji.
- Mój kierowca może cię podwieźć. - usłyszałam za sobą naburmuszony głos. Adam. - Przyjechaliśmy razem, więc moim obowiązkiem jest odstawić cię do domu bezpieczną.
- Dziękuję, poradzę sobie sama. - z całym wdziękiem na jaki stać upitą dziewczynę odwróciłam się do niego. Jego błękitne oczy ciskały gromy, lecz wysilił się na krzywy uśmiech. W tym samym czasie dzwoniłam do Lily. Oczywiście, że nie odebrała.
- Jakiś problem? - kpiąco zapytał Adam. - Jak też się już zbieram, więc możemy pojechać razem. Pewnie się cieszysz? Niestety w aucie będzie kierowca, więc nie będę mógł cię przelecieć czy zrobić innych rzeczy, które chodzą ci po głowie.
Doooobra, grubo przegiął.
- Co ty sobie myślisz?! To, iż wypiłam drinka nie znaczy, że...
- Zamknij się. Powiedzieć ci co myślę? Myślę, a nawet jestem przekonany, że nie masz kluczy do domu i nie masz bladego pojęcia gdzie zgubiłaś kochaną Lily. Przedstawię ci kilka rozwiązań: Możesz wrócić i spróbować wcisnąć się Leo DiCaprio do łóżka, co pewnie ci się uda, spędzić całą noc na ulicy, albo pojechać za mną. Nie martw się, po dzisiejszej nocy nie tknąłbym cię, nawet za grubą forsę.
Zabolało, ale przynajmniej miałam gdzie spać. Dalej sprawy potoczyły się bardzo prosto - bez słowa dojechaliśmy pod rezydencję Adama, który nie odzywając się do mnie wskazał mi pokój i szybko wyszedł. Nie miałam siły na zamartwianie się losem Lily, nie mówiąc już o rozebraniu się. Padłam na łóżko i zasnęłam.
No i dlatego siedzimy w ciszy przy stole nie wiedząc co powiedzieć.
Chyba pierwszy raz w życiu jest mi wstyd.
No i gdzie do cholery jest Lily?!
***
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz, Kotku
Fanfiction*Ff pisanie za moich młodych lat, czytasz na własną odpowiedzialność ;)*