(Adam)
Pojawiłem się dwie minuty przed czasem pod drzwiami domu Camillie i Lily. Siedząc w aucie jeszcze raz wygładziłem czerwoną koszulę z długim rękawem i sprawdziłem w lusterku, czy moja fryzura prezentuje się odpowiednio.
Jest idealnie.
(Camillie)Usłyszałam auto zatrzymujące się za oknem. To na pewno Adam.
- Cami! Już jest! - krzyknęła z dołu Lily. Ostatni raz obejrzałam się w lustrze. Granatowa sukienka wspaniale współgrała z moimi czarnymi włosami, bordowa szminka oraz buty tego samego koloru świetnie się uzupełniały.
Wyglądam pięknie.
***
- I jak dziewczyny? Podobało się? - właśnie wracaliśmy. Wieczór upłynął w sympatycznej atmosferze, a sama restauracja była przeurocza. Mała, kameralna, lecz wspaniale urządzona. A przede wszystkim ze świetnym jedzeniem.
- Było super. Czuję się jakbym przytyła z pięć kilo. - Lily poklepała się po brzuchu.
- Bo zapewne przytyłaś - roześmiałam się. Mi również się podobało. Adam okazał się... inny. Inny niż go sobie wyobrażałam - jako typową zarozumiałą gwiazdę. W rzeczywistości był sympatyczny, miał poczucie humoru, starał się nie być zarozumiały (liczą się chęci, jak mawia mój ojciec).
- I... jesteśmy - Adam zatrzymał samochód przed "naszym" domem. Wysiadł z auta i otworzył nam drzwi (jaki gentleman).
- Dziękujemy - uśmiechnęłam się - było bardzo miło.
- Mi też - zapewnił brunet - mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- Tak! Musimy! - Lily rzuciła się na szyję nieco zaskoczonego Adama. Gdy wydostał się z jej objęć spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem.
- Czekam - uśmiechnął się chytrze i rozłożył ramiona oczekując na uścisk. Zamiast tego otrzymał uścisk dłoni.
- Ehh... sztywniak z ciebie - roześmiał się i pokazał mi język.
Wiem - pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu.
- Cami, mamy problem... - zaczęła Lily szukając czegoś w torebce.
- A to nie leciało: "Huston, mamy problem"? - zażartował Adam. Zmroziłam go wzrokiem (przynajmniej mam taką nadzieję).
- Co się stało?
- Bo... nie bądź zła... znaczy się, na pewno będziesz zła, ale ogranicz swoją złość do minimum... Zostawiłam klucze w restauracji. - skończyła szybko i zaczerwieniła się.
Tak się kończy każde błahe zadanie powierzone Lily...
- Okay... - powiedziałam powoli, poszukując rozwiązań. Oczywiście nic nie wpadło mi do głowy. Tymczasem Adam już do kogoś dzwonił.
- Oczywiście, oczywiście... Nie można załatwić tego dzisiaj...? Wielka szkoda... Dziękuję, dziękuje, do usłyszenia - z zadowolonym uśmiechem zakończył rozmowę. - Klucz tam jest, jedna z kelnerek zauważyła go po naszym wyjściu. Niestety, zła wiadomość jest taka, iż jest już zamknięte, ostatnie sprzątaczki wyszły parę minut temu i zamknęły lokal...
Super, pomyślałam.
- Jeśli chcecie możecie przenocować u mnie - zaproponował, a ja posłałam mu spojrzenie mówiące "chyba oszalałeś".
- Cami... mam pomysł - Lily wpatrywała się w dom, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. - Ja... balkon jest otwarty...
- No i co z tego? - nie miałam cierpliwości na jej durne pomysły - Zamierzasz tam wskoczyć?
- Czekaj, czekaj... to nie jest taki głupi pomysł - Adam podrapał się po głowie, co wyglądało wyjątkowo uroczo i słodko... Hola, hola, Camillie, co to za myśli?! - Może gdybym cię posadził dosięgnęłabyś balkonu, weszła przez drzwi balkonowe i otworzyła dom od środka?
- Taaak! - Lily podesłała mi triumfujący uśmiech.
- Tylko może być problem... - Adam przyjrzał się uważnie Lily - nie dosięgniesz... jesteś za niska.
Oboje spojrzeli na mnie. No tak, byłam dużo wyższa...
Przez ułamek sekundy chciało mi się śmiać. Czy miesiąc temu przeszłoby mi przez głowę, że będę WCHODZIĆ na Adama Lamberta (jakkolwiek dziwnie to brzmi)? Takie zdarzenia miały miejsce pewnie tylko w snach Lily (takich +18).
- Jeśli jest to jedyne wyjście... - przewróciłam oczami mając mały wybór.
- Możecie jechać do mnie.
- Dobra, lepiej pomóż wejść mi na ten balkon.
***
- Okay, połóż nogę tutaj... Super, chwyć się teraz mojego ramienia... Złap mnie mocniej, ja nie gryzę, a ty możesz spaść! Teraz przenieś drugą nogę na mój bark... - czułam jego ciepło, gdy nasze ciała zetknęły się. Miałam wrażenie, że lekko zadrżał... Chwila, a może to ja zadygotałam? Co się ze mną dzieje?!
Cała ta sytuacja była komiczna. Dobrze, że dom jest na uboczu i nie ma w pobliżu sąsiadów, którzy mogliby zadzwonić na policję w sprawie próby włamania. Bo tak to pewnie wyglądało. Noc, trójka osób, w tym jedna podciągająca się właśnie na balkon.
- Udało się - brunet odetchnął z ulgą. Ja też.
- Idę po zapasowy klucz i otwieram drzwi - poinformowałam i zniknęłam w głębi domu. Plan nie był taki zły - Adam był nadspodziewanie silny i pewny, ani przez chwilę nie czułam się zagrożona upadkiem. Z resztą , pomyślałam, i tak pewnie by mnie złapał...
***
Can you feel the love tonight...? :')
Rozdział nie wnoszący za dużo, ale... przynajmniej jest, po dłuższej przerwie ;)
Zachęcam do komentowania, przyjmuję pochwały, jak i krytykę :D.
Pozdrawiam i zachęcam do wyczekiwania z (nie)cierpliwością na nexty! :)
CZYTASZ
To nie tak, jak myślisz, Kotku
Fanfiction*Ff pisanie za moich młodych lat, czytasz na własną odpowiedzialność ;)*