*Levi*
Przez chwilę myślałem, że zejdę na zawał. Krzyk, który wydobył się z pokoju Erena, przypomniał mi o jednej scenie z jakiegoś taniego horroru. Nie bardzo wiedziałem ile sekund zajęło mi zrozumienie zaistniałej sytuacji, a tym bardziej ile dobiegnięcie na miejsce. Byłem już tym zbyt zmęczony. Oczywiście nie samym dzieciakiem, bo czy tego chciałem czy nie, czułem się za niego odpowiedzialny. Jak ojciec za syna. Jednak jego choroby bardzo mnie dotknęły, wywołując zwyczajne przemęczenie organizmu. Mimo wszystko myślę, że to jeszcze nie czas, aby wariować.
Przygotowany na najgorszy scenariusz, wpakowałem się do niewielkiego pokoju. Na łóżku siedział Eren, patrząc w stronę okna. Płakał. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakby z nadzieją, że coś lub kogoś zauważę. Jednak oczywistym było, że byłem tu tylko ja i on. Szybko do niego podszedłem, nie zważając na to czy wie o mojej obecności. Co jeśli był w jakimś transie, o którym nie miałem pojęcia? Usiadłem obok niego i złapałem go za ramiona. Wtedy przeniósł wzrok z okna na mnie. Jak zwykle jego wielkie oczy przyprawiały o dreszcze, ale tym razem dodatkowo świeciły się od łez. Były naprawdę piękne. Zanim cokolwiek zrobiłem, pomyślałem, że chciałbym je takie widzieć częściej. Okropność.
Potem już wszystko trwało chwilę. Poddenerwowany powiedział, a raczej wyszeptał, że śnił mu się koszmar, a potem zobaczył Mikasę, która stała przy oknie tego pokoju.
Mikasa. Starsza*, odpowedzialna i zawsze pewna siebie dziewczyna. Zaszyła się zbyt głęboko w mojej pamięci, abym mógł o niej zapomnieć. Moja przeszłość, z którą jest tak związana, nie chce zniknąć i w końcu dać mi odetchnąć. Poczucie winy, cierpienie z tym związane, a teraz szansa na odpokutowanie. Bo właśnie tym był Eren. Był szansą, osobą, która da mi ulgę i pozwoli zapomnieć o tym, jakim byłem potworem. A może nadal jestem? Może od tego już nigdy się nie uwolnię i będę takim człowiekiem do końca swojego pozornie czystego i uporządkowanego życia?
Zmusiłem się do powrotnego spojrzenia na chłopaka. Był cały roztrzęsiony, a ja nie robiłem nic, co mogłoby mu pomóc. Myślami wróciłem do rozmowy z Hanji, która kazała z nim dużo rozmawiać, utrzymywać kontakt wzrokowy, nie zostawiać go z tym samego. Ale czy ja w ogóle potrafiłem mu pomóc? Właśnie to cały czas mnie męczyło, trzymało w niepewności. Tym razem skupiłem się na samym Erenie i przyciągnąłem go do siebie. Pieprzyć moje myśli, które kłębiły się w mojej w głowie przez zmęczenie. Przytuliłem go tak jak wtedy i zaciągnąłem się słodkim zapachem czekoladowych włosów. To zdecydowanie mnie uspokajało i pozwoliło rozwiać parę zbędnych myśli.
- Już dobrze, Eren. To tylko koszmar. Złe sny może mieć każdy.
Zamilkłem, czując jak cały się napina. Znowu wyobraziłem go sobie jako niewinną, porcelanową lalkę, którą w każdej chwili można zepsuć. Przełknąłem z trudem ślinę, szukając słów, które miały pomóc mu pogodzić się z tym co widział. To były wspomnienia, które odzwierciedlały się w chorobie. Co mogłem w tej sprawie powiedzieć, zmienić? Możliwe, że najlepszym wyjściem jest w tej chwili zapomnienie, a ja powinienem mu w tym pomóc jako opiekun lub osoba zaufana. Musiałem go tylko z tego wyciągnąć. Tylko tyle.
***
- Co to ma być? - Posłałem mu niezadowolone spojrzenie, przedtem dokładnie sprawdzając każdy kąt salonu.
- Starałem się. Przecież wygląda dobrze. - Rozłożył ręce w geście rezygnacji i spojrzał na mnie z wyrzutem.
Siedział już tu dobre parę godzin i sprzątał ten nieszczęsny salon. Postanowiłem zrobić sobie dzień wolny od pracy i zagonić chłopaka do sprzątania, ale po pewnym czasie miałem ochotę porządnie skopać mu tyłek. Już nawet odpuściłem mu kuchnię, ze względu na niemiłe wspomnienia, a on i tak nie potrafił posprzątać jednego pokoju.
CZYTASZ
Głosy
FanfictionEren to chory psychicznie 16-latek, który wiele w życiu przeszedł. Śmierć jego rodziców oraz przybranej siostry Mikasy doprowadziła do depresji i załamania psychicznego. Leczony drastycznymi środkami w szpitalu psychiatrycznym, zamknął się w sobie...