IX

4.2K 414 156
                                    

*Levi*

Nie spałem w nocy, dręczony okropnymi wyrzutami sumienia. Miałem okazję przeprosić Erena, porozmawiać z nim na spokojnie i wszystko mu wytłumaczyć. Przecież on miał już prawie siedemnaście lat. Jeżeli cokolwiek tam widział, to na pewno w żaden sposób nam to nie zagrozi. Jeżeli jednak doszedł do teczki Mikasy... Cholera! Jak mogłem być tak głupi i nie pochować moich rzeczy w mniej dostępne miejsca?

Przekręcałem się z jednego boku na drugi już od dobrych dwóch godzin. Przez krótką chwilę zastanawiałem się nad pójściem do jego pokoju i sprawdzeniem czy wszystko z nim w porządku. Przyglądanie się jego słodkiej twarzy podczas snu było całkiem zachęcające i przy okazji odprężało. Nigdy nie chciałem dopuścić do takich myśli, ale jak już przyszło mi to do głowy, to czemu nie. Wszystko lepsze od bezsensownego gapienia się w sufit.

Gdy wyszedłem w ciszy na korytarz i przetarłem oczy, moją uwagę zwróciło światło, które wydobywało się spod drzwi łazienki.

- No nie. Eren.

To była zaledwie chwila. Poczułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej i wręcz obija się o klatkę piersiową. Martwiłem się, cholernie się martwiłem, że zajrzę tam i zobaczę coś strasznego. Już nawet pocieszałem się faktem, że mógł po prostu wyjść do toalety. Bez chwili wahania wszedłem do łazienki i gwałtownie otworzyłem drzwi, o mało nie wyrywając z nich klamki.

- Ere-...

Chłopak siedział w wannie, w której woda sięgała mu aż do pasa. Był cały mokry tak jak i jego ubrania, których nie zdjął. Jakim cudem nie usłyszałem dźwięku wypuszczanej wody? Do tego płakał i wydawał się być roztrzęsiony, co mogło wskazywać na kolejny atak.

- Eren, już tutaj jestem. Uspokój się i powiedz mi, dlaczego mnie prędzej nie zawoła-...

- Nie chcę! On też nie chciał, ale go już nie ma! - krzyczał tak, a ja nic z tego nie rozumiałem. - To boli... Boję się... Nie wiem, nie chcę, nie mogę!

Podszedłem do niego i dopiero wtedy na mnie spojrzał. Tak jakby wcześniej mnie nie zauważył i nie usłyszał jak tu wchodzę. Jego źrenice były nieco powiększone, a po policzkach płynęły łzy. Nie byłem pewien czy twarz miał mokrą od płaczu czy od wody. Uklęknąłem przy wannie, po czym ująłem jedną dłonią jego policzek. Robiłem wszystko z ogromną ostrożnością, prawie wstrzymując oddech. Nie mogę go skrzywdzić albo przestraszyć, sam bałem się jego reakcji.

- Hej, nic się nie dzieje. Musisz się tylko trochę uspokoić. - Kiedy odwrócił głowę, złapałem jego twarz w obie dłonie i zmusiłem do odwrócenia jej w moją stronę. - Patrz na mnie. Patrz mi w oczy i nie myśl o niczym innym. Teraz jestem tylko ja i nic więcej, jasne?

- One do mnie mówią. Każą słuchać, ale ja nie chcę.

Cały czas płakał, prawie się krztusząc. One? Hanji mówiła, że przyzwyczaja się do tego i panika będzie rzadkością. Przypilnowałem, aby wziął leki, więc czemu?

- Wrócę tam. Tak mówią. - Poczułem jak łapie mnie za nadgarstek i mocno zaciska na nim palce. - Muszę umrzeć. To jedyny sposób. Wtedy umilkną na pewno.

- Eren, przestań tak mówić! Nie będziesz mi tu umierał, nie pozwolę ci na to. Nie pozwolę, aby znów ktoś umarł, rozumiesz? Nie wrócisz tam, bo ja się tobą opiekuję i nie słuchaj ich, bo to zwykłe złudzenia, których nie ma.

Gdyby nie fakt, że jest chory, może już dawno dostałby ode mnie z otwartej. Ostatnie o czym myślałem to zobaczenie czyjejś śmierci, a co gorsza nie powstrzymanie tego.

- Wychodź z tej wanny, bo się przeziębisz. No już, pomogę ci i-...

- Nie! Nie chcę! Nie wrócę tam!

Pociągniąłem go za przedramię, z trudem wyciągając na zewnątrz. Strasznie się szarpał i jak na złość nie chciał wyjść z tej lodowatej wody. Ale nie odpuściłem. Musiałem być stanowczy i pomóc mu, bo inaczej sam sobie coś zrobi. Co go nakłoniło do kąpania się w ubraniach?

- Chodź tutaj. - Ściągnąłem ręcznik z wieszaka i położyłem mu na głowie. Był lodowaty. - Jak możesz doprowadzać się do takiego stanu?

Chłopak momentalnie umilkł i przestał się szamotać. Zwiesił głowę jak dziecko, które przed chwilą coś przeskrobało i siedział w całkowitej ciszy. Zmarszczyłem brwi i usiadłem obok niego. Przynajmniej już nie krzyczał, a ja mogłem chwilę pomyśleć. Powodem tej paniki mógł być koszmar albo po prostu zwykły atak. Podam mu za chwilę coś na uspokojenie i wszystko skończy się dobrze. Tak, na pewno.

- Mikasa...

- Hm? Co tam mamroczesz? - zapytałem, odsuwając kawałek ręcznika z jego twarzy.

- Mikasa umarła, prawda?

Mimo tego, że był cały mokry, przytuliłem go do siebie z nadzieją, że to całkowicie go uspokoi i wyciszy. Czułem, jak cały się trzęsie z zimna, więc odruchowo przyciągnąłem go bliżej siebie. Z histerii popadnie w stan depresji, co podobno często ma miejsce. Ale ja go utrzymam, mogę mu to obiecać.

*następnego dnia*

Zostałem w domu, tylko dlatego, żeby mieć na oku tego smarkacza. Nie chciałem mieć kolejnych kłopotów, więc zadzwoniłem do biura i przekazałem jednemu z pracowników, aby poinformował szefa o mojej nieobecności. Wolałem nie dzwonić do niego osobiście, a przynajmniej nie teraz.

- Smacznego. I chcę widzieć pusty talerz.

Właśnie zrobiłem chłopakowi śniadanie, którego pewnie i tak nie ruszy za wiele. Ostatnio coraz mniej jadł i jakoś zaczynało mnie to niepokoić.

Wyszedłem z kuchni, zostawiając go samego, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu. Bez wahania odebrałem, nawet nie patrząc kto dzwoni.

- Słucham?

- Miło cię słyszeć, Ackerman.

Zamilkłem, słysząc po drugiej stronie głos Erwina. Podejrzewałem, że zadzwoni.

- Dzień dobry, panie Smith - odpowiedziałem bez żadnych emocji w głosie.

- Jak zwykle z obojętnością... Ile razy ci mówiłem, żebyś nie mówił mi po nazwisku? Nie przystoi tak mówić do kochanka.

- To chyba jakaś pomyłka.

Zmarszczyłem brwi, słysząc głośny śmiech. Nie znosiłem, gdy tak bez zastanowienia nazywał mnie swoim kochankiem. Nawet jeśli nim byłem. Nagle śmiech ucichł, a ja prawie wyczułem zapach problemów.

- Nie zapominaj się. Wiesz dobrze po co dzwonię, więc chyba nie muszę cię upominać.

- Jestem dzisiaj bardzo zajęty, dlatego też nie przyszedłem. Chyba mogę zrobić sobie jeden dzień wolnego?

- Nigdy nie twierdziłem, że nie możesz. Jednak twoje dodatkowe obowiązki masz wykonywać zawsze.

- Ale dzisiaj to niemo-...

- Ostatnio nie popisałeś się za bardzo, z czego jestem odrobinę niezadowolony. Ale nie masz się czym martwić. Dzisiaj o 15.40 u mnie w biurze, a zapomnę o tej małej wpadce.

- Nie mogę przyjść.

- Chcesz stracić swoją pracę?

- Nie.

- Więc do zobaczenia później.

pip pip pip

Zacisnąłem zęby, o mało nie wyrzucając telefonu przez okno. Miałem dość tego całego syfu, którym zapełnione było moje życie. Mogłem się sprzeciwić, owszem. Ale nie potrafiłem tego robić już od dobrych paru lat, a efektem jest powiększający się bałagan. Coś, czego nienawidziłem najbardziej. Teraz mogłem tylko siedzieć i patrzeć.

~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~♡~

Tralalala~!

Mamy Eruri, którego większość nie lubi.

Teraz mogę uciekać, bo na śmierć z waszej ręki nie mam zamiaru czekać.

Dobra, koniec tego dobrego. XD

Rozdział krótki, ale to taki mały wstęp do dalszej fabuły i bla bla bla...

Do następnego kasztany wy moje~! ♡

Głosy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz