13

38 10 4
                                    


Mijały dni, godziny, minuty i sekundy. Monika prawie nie opuszczała pokoju, do którego wbiegła z płaczem. Raz na parę dni wracała do domu, w którym spotykało ją to samo. Ręce i nogi wydawały się zwykłymi ranami. Dziewczynie zaczynało też brakować miejsca na nowe nacięcia.

Znów siedziała i patrzyła w bladą poranioną twarz chłopaka. Niedawno wróciła do szpitala. Nie przejmowała się siniakami, które pojawiały się na bladym brzuchu czy plecach po odwiedzinach w domu. Nie płakała z braku łez w oczach. Wiedziała, że nic nie dadzą, nic nie pomogą. Opuściła głowę, nie patrząc na połamane i poranione oraz posiniaczone ciało.

Nie wiedziała ile już czasu w tym miejscu spędziła. Czy były to długie minuty czy krótkie godziny. Bez przerwy trzymała w pięści zdrową dłoń chłopaka. Wtem jej ręka została delikatnie ściśnięta. Monika szybko uniosła głowę i spojrzała na twarz.

Blade powieki zamrugały i po chwili powoli otworzyły się, ukazując jasnozielone oczy. Zapadła cisza. Dziewczyna myślała, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. 

Drugie znaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz