36."W najbliższym meczu nie zagram"

2.5K 173 11
                                    

DOLORES JEAN UMBRIDGE WIELKIM INKWIZYTOREM HOGWARTU

Taki oto napis widniał na jednej z tabliczek, które przywiesił Filch. Jeszcze czego... Ta jędza ma nad nami jeszcze większą kontrolę. Nie podoba mi się to.

-I co zrobimy? – zapytał Harry.

-A mamy w ogóle coś do powiedzenia? – zapytałam.

-Zawsze możemy się odezwać.

-Harry, ja już wolę ograniczyć szlabany... Naprawdę chciałabym ją powstrzymać, ale ja już nie daje rady fizycznie. Moja ręka do tej pory krwawi, dlatego mam ją zabandażowaną.

-Muszę ci przyznać rację... Zresztą jakby był jeszcze jeden szlaban to byś nie dała rady w trakcie meczu.

-Już nie daje rady.

-Co masz na myśli?

-W najbliższym meczu nie zagram.

-Jak to? No wiem, że zemdlałaś, ale to aż takie poważne?

-Cedrik uważa, że nie powinnam teraz grać, może na następnym, ale nie teraz.

-Trochę słabo... Pierwszy mecz.

-Nawet mnie nie dobijaj.

***

Tego dnia Umbridge postanowiła odwiedzić nas na każdej lekcji. Dosłownie. Kontrolowała wszystkich i wszystko. Nauczyciele nigdy nie byli tak zestresowani. Tylko McGonagall była na tyle odważna, aby się jej postawić.

Lekcja wróżbiarstwa nie przebiegła spokojnie. Trelawney cały czas się trzęsła, a różowa ropucha tylko to pogarszała. Przez całą lekcje zadawała jej pytania, a nawet chciała by jej coś wywróżyła, jednak Trelawney nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Po chwili odważyła się odezwać, lecz Umbridge stwierdziła, że ta przepowiednia to bzdura.

Na transmutacji również zadawała swe irytujące pytania i wtrącała swoje dwa grosze denerwując tym coraz bardziej McGonagall. Zachowanie jędzy skutkowały tym, że opiekunka Gryfonów nie była w stanie prowadzić lekcji, więc w końcu nie wytrzymała i wszystko jej wygarnęła. Muszę przyznać, że mina Dolores wygrała wszystko.

Na opiece nad magicznymi stworzeniami nie było aż tak źle, profesor Glubby-Plank całkiem dobrze sobie radziła. Jedynym minusem były oczywiście pytania Umbridge, tym razem kierowane do uczniów. Oczywiście pytała o Hagrida i to dziwnym trafem słynną ekipę Dracona. Oczywiście nagadali jej pełno głupot jakim to złym jest nauczycielem.

Po lekcjach wraz ze słynną trójcą siedziałam w bibliotece, a Hermiona oczywiście gadała o obronie przed czarną magią.

-Musimy coś z tym zrobić – odezwała się orzechowowłosa.

-No masz rację, ale co? – zapytał Ron.

-Może byśmy organizowali własne lekcje?

-Przyznam, ze dobry pomysł. Już więcej nie wytrzymam lekcji z tą różową flądrą – rzekłam.

-No dobra, a kto będzie nas uczył? – zapytał Harry.

-Może ty? – powiedziała Miona.

-Ja?

-No ty, nie udawaj, że się przesłyszałeś.

-Ale czemu?

-Masz największe doświadczenie.

-Ale...

-Harry to ty wyczarowałeś Patronusa w wieku trzynastu lat, walczyłeś z bazyliszkiem, odnalazłeś kamień filozoficzny, zmierzyłeś się w zeszłym roku z Sam-Wiesz-Kim – rzekł Ron.

-Ale...

-Do tego doprowadziły cię jakieś umiejętności. Wiedziałeś jakich zaklęć użyć, a co najważniejsze znałeś je i całkiem szybko się ich nauczyłeś – odezwałam się.

-Pozwólcie, że się zastanowię. – powiedział, a my się zgodziliśmy, po czym kontynuowaliśmy odrabianie lekcji.

***

Chodziłam właśnie korytarzami Hogwartu i myślałam, że zaznałam chwilę spokoju. Właśnie, myślałam.

-Witaj brzdącu! – usłyszałam Georga'a, obok którego zaraz pojawił się Fred.

-Witajcie klony – odrzekłam. – Co was do mnie sprowadza?

-A to już przyjść nie możemy? – zapytał Fred.

-Ja nic wam nie zabraniam.

-Stresujesz się pierwszym meczem? – odezwał się George.

-Nie zagram w pierwszym meczu.

-Co, ale dlaczego?

-Cedrik powiedział, że byłoby lepiej gdybym nie grała. 

-Ale czemu? Przecież dobrze sobie radzisz - powiedział George, na co po chwili miałam odpowiedzieć, jednak wtrącił się Fred

-Mówiłem ci! On jest jakiś dziwny, robi ci nadzieję, udaję przyjaciela, a potem zabrania grać! – oburzył się.

-Nie! Nie o to chodzi – zaśmiałam się.

-A niby o co?

-O to – uniosłam rękę.

-Co ci się stało?

-Nic nowego.

-To znaczy?

-Rana po ostatnim szlabanie jeszcze się nie zagoiła i nadal leci mi krew. Co dwie, albo trzy godziny muszę zmieniać opatrunek.

-To aż takie poważne?

-Tak, a Cedrik zabronił mi grać, żeby nic mi się nie stało – rzekłam, a Fred się zawstydził.

-To co idziemy gdzieś? – niezręczną sytuacje uratował George.

-No możemy przejść się na błonia.

Na miejsce dotarliśmy dość szybko i postanowiliśmy trochę pospacerować.

-Mam do was pytanie – rzekłam.

-Zamieniamy się w słuch – powiedział Fred.

-Chcielibyście uczyć się obrony przed czarną magia?

-A co robimy w szkole? – zapytał George wyraźnie rozbawiony.

-Jak to dla ciebie jest obrona przed czarną magią to w sumie koniec tematu.

-No dobra, mów o co chodzi.

-Bo według mnie, Rona, Hermiony i Harry'ego to już za długo się ciągnie.

-Jaśniej...

-Twierdzimy, że ropucha nic nie umie.

-To wiemy.

-I uznaliśmy, że możemy sami się uczyć.

-Jak?

-Organizowalibyśmy jakieś spotkania, a Harry by był nauczycielem.

-Dobry pomysł.

-Tylko jest jeden problem, bo Harry jeszcze się nie zgodził. W tej chwili Ron wraz z Mioną próbują go przekonać. – powiedziałam. – Jak coś to się zgadzacie?

-No pewnie! – krzyknęli jednocześnie, a ja się zaśmiałam. – O co chodzi?

-O nic – nadal się śmiałam. – Brakowało mi tego.

-Czego? – zapytał George.

-Naszych spotkań, w ogóle was.

-Jakie to słodkie, zaraz rzygnę tęczą! – powiedział Fred, za co dostał ode mnie kuksańca w bok.

-Ja tu próbuje być miła, a ty wyjeżdżasz mi z takim czymś!

-Właśnie, próbujesz. Jeszcze trochę poćwiczysz i będzie okej – rzekł, po czym zmierzwił mi fryzurę.

-Że niby to nie jestem miła? – udałam, że jestem obrażona.

-Oj chodźcie już do zamku, bo zaraz się znowu pokłócicie! – zaśmiał się George, po czym w dobrych nastrojach udaliśmy się do szkoły.

Nowy rozdział | Sara Moody [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz