Nathaniel
- Jak myślisz , tym razem chłopiec czy dziewczynka?- Pytam moją ukochaną, najdroższą Tali.
- Nie wiem, ale mogłaby być dziewczynka. Wiesz tak dla równowagi, bo jak na razie to chłopcy rządzą.
- No tak, przejęli dowodzenie w tej ich watasze i wychodzi, że nasza biedna Lili- imię po mojej babci- jest na straconej pozycji.
- Ja się boję co to będzie jak oni dorosną, przecież teraz już sieją postrach wśród rodziny, że już nie wspomnę, że Lili może zapomnieć o jakimś chłopaku.
- W końcu to moi synowie, a co do Lili...
- Przyznaj, akurat to cię cieszy- przerywa mi partnerka.- Twoja mała księżniczka, ma obrońców- Tali śmieje się ze mnie, bo taka jest prawda.
- Masz rację. Pogonie każdego kutasa, który zbliży się do mojej dziewczynki.
- Wiesz, że jakby tak każdy tatuś robił i myślał, to nie bylibyśmy razem?
- Porwałbym cię - całuję żonę w swoje oznaczenie na jej szyi.- Kocham cie maleńka i nawet jeżeli musiałbym walczyć ze smokami i tak byłabyś moja.
- Ależ jestem, aż do końca świata- żona całuje mnie namiętnie.
Nawet po dziesięciu latach, wystarczy jeden pocałunek, a mój fiut za każdym razem stoi na baczność.
Rozpinam powoli jej koszulę, całując każdy skrawek jej ciepłej skóry. Zjeżdżam swoimi ustami na jej piersi i lekko zasysam sutek, na co słyszę jak zmysłowo jęczy.
Jej dłonie sięgają do mojej koszuli, ale właśnie w tej chwili ktoś postanowił nam przerwać tą cudowną chwilę. Tali próbuje zejść z moich kolan,ale trzymam ją zaborczo, nie pozwalając na ten ruch, bo tylko trzy osoby wchodzą do mojego gabinetu jak do siebie. Moje dzieci.
- Rany znowu to robicie?- Zżyma się nasz ośmioletni syn, Luka.
- Kiedyś będziesz sam szalał za jakąś samicą i wtedy pogadamy- odpowiadam z uśmiechem na ustach.
- Nigdy, to jest blee- oboje wybuchamy śmiechem na słowa naszego syna.
- A gdzie Melissa i Marco?- Pyta Tali o nasze najstarsze, dziesięcioletnie latorośla.
- Mówisz o tym pomiotach szatana- zawsze tak na nie mówimy, kiedy coś przeskrobały i mlody to podłapał.- Są u dziadków.
- A ty czemu tutaj, a nie z nimi?- Unoszę brew w pytaniu.
- Wysłali mnie tutaj, mam was przyprowadzić.
- Gdzie?- Pytamy jednocześnie.
- No nie marudźcie- jęczy Luka- tylko ruszcie tyłki.
- Matko jedyna, po kim on taki wyszczekany?- Moja maleńka pyta ubawiona.
- Po nas kochanie, po nas- odpowiadam skradając jej całusa.
Pomagam Tali pozapinać guziki i stawiam ją, po czym splatam nasze dłonie razem i ruszamy za naszym małym wilczkiem. Prowadzi nas gdzieś do ogrodu, gdzie jak się okazuje, czeka cała rodzina uśmiechając się.
- Co jest grane?- Pytam podejrzliwie,obejmując moją żonę w tali i kładąc opiekuńczo dłonie na jej brzuszku.
- Wszystkiego najlepszego moi drodzy- mama szczerzy się i mimo upływu lat wciąż wygląda tak samo, a ojciec jak zwykle trzyma ją opiekuńczo blisko siebie. To się chyba nigdy nie zmieni.
- A z jakiej okazji?
- Zapomnieli- wszyscy wybuchają śmiechem.- Dzisiaj wasza dziesiąta rocznica ślubu kochani, więc zapraszamy do świętowania.
- Wcale nie zapomniałem- szepczę ukochanej do ucha.
- Wiem, bo podejrzewam, że to wszystko co jest w sypialni to na naszą noc.
- A ty skąd wiesz?
- Ma się te swoje wtyki- śmieje się moja kruszynka.
- Zamorduję tą trójkę. To oni ci powiedzieli co?- Tali kiwa głową.
- Ja czasem też mam ochotę.
- Kocham cię, ale najpierw... Proszę o chwilę uwagi -mówię głośno, a wszyscy patrzą się na nas w skupieniu.- Spodziewamy się kolejnego potomka, będzie kolejny Woods- na moje słowa słyszę okrzyki szczęścia i zostajemy napadnięci przez naszą trójcę, która cieszy się z kolejnego rodzeństwa.
Ojciec z Samem mają ubawione miny, bo dobrze wiedzą, że na tej czwórce to się zapewne nie skończy. Wiedzą to z autopsji .
- Jeżeli, to będzie dziewczynka będzie miała na imię Sofie- szepcze mi ukochana do ucha.- A syn...
- To będzie Tier junior- dokańczam za nią.
- Widzę, że chcesz mieć kolejnego jaskiniowca w postaci własnego ojca- na jej słowa wybucham śmiechem.
Obracam Tali przodem do siebie, patrzę w jej piękne szare tęczówki i widzę w nich bezgraniczną miłość, która mnie obdarzyła dziesięć lat temu.
- Kocham cie maleńka- całuję ją w jej cudownie miękkie usta.
- Ja ciebie też mój drogi mężu- oddaje mi żarliwie pocałunek i gdyby nie to, że nie jesteśmy sami, to już od pięciu minut krzyczałaby moje imię.
- Wiem o czym myślisz-mruczy.
- Łatwo się domyślić, kiedy mój kutas jest taki twardy. Mam ochotę cię zerżnąć- łapię jej dolną wargę między zęby po czym przejeżdżam językiem.
- To na co czekasz? - Oblizuje prowokacyjnie usta.
- Sam nie...- urywam, bo nie wierzę, że chcę to zrobić- Dobra, nie wyrobię, idziemy na szybki numer.- I zanim Tali zdąży coś powiedzieć, wciągam ją do domu i pierwszego lepszego pomieszczenia.
- Jaskiniowiec- jęczy już podniecona, kiedy moja ręka ląduje w jej spodenkach.
- Wiecznie niegrzeczna- mruczę, bo nie ma na sobie bielizny.
-Tylko dla ciebie- łapie mnie za sztywnego penisa.
- A ja jestem wiecznie napalony tylko na ciebie.
********************************
Tak oto kończymy "Miłość w pełni księżyca" i chce mi się płakać. Pisało mi się, to zdecydowane lekko i przyjemnie, a wasze komentarze i gwiazdki mobilizowały do dalszych rozdziałów.
Mam nadzieję, że spotkamy się przy " Niebezpiecznej wilczej miłości" i przy innych moich tworach.
Dziękuję wam moi Drodzy Czytelnicy😘😘😘😘
A ku pamięci dodaje gifa z Tierem i Samem;)
CZYTASZ
Miłość w pełni księżyca
LobisomemLosy syna Arin i Tiera z pierwszej części - "Przynależność". On pragnie swojej mate i ciągle jej szuka, bo wie, że gdzieś tam jest ta jedyna i w każdą pierwszą letnią pełnię księżyca, coś ciągnie jego wilka do lasu i nie wie dlaczego. Ona jest pewn...