☆Rozdział 8☆

525 32 2
                                    

Po tych słowach, Livi poczuła zawrót głowy więc zamknęła oczy by minął.

Josh patrzył na nią zaskoczony, z szeroko otwartymi ustami i oczami.

-Twoje życzenie, to mój rozkaz- powiedział

Potem swą ciepłą dłonią dotknął jej rany.

Ból natychmiast zniknął zastąpiony ciepłem, które przyjemnie rozeszło się po ciele dziewczyny.

Wzięła spokojny głęboki wdech.

Wtedy poczuła, jakby ktoś zaciął jej nożem nadgarstek, tam gdzie miała Znak paktu.

Gorąca ciecz zaczęła spływać po jej ręce.

Josh nagle gdzieś zniknął i teraz leżała sama na ziemi.

Gdyby w tej chwili jakaś para jej nie znalazła...

Ale właśnie tak zadziałało życzenie Josha. Livi natychmiast trafiła do najbliższego szpitala.

Obudziła się wiele godzin później, słysząc znienawidzone pikanie kardiomonitora.

Podniosła się na poduszce, rozejrzała się po sali.

Miała bandaż na lewej ręce i podłączoną kroplówkę która się już skończyła.

Do sali weszła pielęgniarka żeby założyć świeży opatrunek i odłączyć kroplówkę.

Livi miała dejavu gdy pytając o Josha usłyszała, że nikogo przy niej nie było.

Po czym pielęgniarka wyszła by poinformować lekarza o przebudzeniu pacjentki.

Livi była zrozpaczona.

Znowu odszedł...- pomyślała z ogromnym żalem -Odszedł...

Wszystko wokół straciło dla niej sens. Znowu.

Nawet gdy przyszedł lekarz i powiedział, że wada w jej sercu zniknęła bez śladu, cały czas patrzyła w okno spływające deszczem.

Tak było też kiedy jej matka przyjechała do szpitala. Najpierw rozmawiała z lekarzem, więc wiedziała co się stało.

-Kochanie czemu chciałaś się zabić?- spytała troskliwie

Livi nic na to nie odpowiedziała i cały czas patrzyła w okno.

Wtedy do sali ktoś wszedł. To był TJ.

-Dzień dobry- przywitał się -Livi, widzę, że się obudziłaś- podszedł bliżej i stanął przy jej matce -Możemy porozmawiać?- spytał słodko

-Nie mamy o czym- burknęła, nawet na niego nie patrząc

-Za chwilę wrócę skarbie- odparła ciocia Lin i wyszła po kawę

-Wiesz po co tu jestem- powiedział chłopak, zajmując miejsce kobiety -Chcę żebyś do mnie wróciła.-

-A ty znowu swoje...- przewróciła oczami -Ile razy mam ci jeszcze powtarzać? Nie wrócę do ciebie, zdradziecka świnio!-

Miała go już serdecznie dość, ale on najwyraźniej nie zamierzał się poddać.

-Uważaj na język, kochana- warknął

-Nie jestem twoją własnością!- krzyknęła ze złością, siadając i patrząc na niego

Wtedy TJ coś sobie przypomniał.

-Wiesz, że on już nie wróci, prawda?- powiedział

-To nie ma nic do rzeczy!- zawołała wściekle

-Akurat- mruknął do siebie TJ

-Wynoś się! Nie chcę cię więcej widzieć!- krzyknęła, odwracając się plecami do niego

-Dobra, ale żebyś tego później nie żalowała- warknął i wyszedł trzaskając drzwiami

Livi płakała, nie wiedząc co myśleć. TJ mógł mieć rację, ale przecież Josh wrócił, prawda?

Prawda?...

Tej nocy, Livi obudziła się nagle o północy i zobaczyła puste krzesło obok łóżka.

Wspomnienie siedzącego w nim Josha zakłuło ją w serce, wiec wolno odwróciła się do niego plecami, powstrzymując łzy.

Następnego dnia, po serii badań, dziewczyna mogła wyjść do domu.

Idąc korytarzem obok matki, czuła się bardziej samotna i pusta w środku niż dotąd.

Właśnie przechodziły obok jednej z sal, do której akurat wchodziła pielęgniarka, a Livi mimowolnie powiodła za nią wzrokiem.

Wtedy, zobaczyła na łóżku czyjąś bardzo znajomą sylwetkę.

-Boże, Josh!- podeszła do szyby przerażona -Co mu jest?!-

Był obłożony workami z lodem, podłączony do kardiomonitora i kroplówki.

Wszedł do niego lekarz żeby sprawdzić jego stan.

Gdy wyszedł, mama Livi spytała go, co dolega Joshowi.

-Gdy tu trafił, miał wysoką gorączkę i majaczył- spojrzał ukradkiem na Livi -Nic więcej nie mogę pani powiedzieć.-

Odszedł do swoich zajęć, a Lin spojrzała przez szybę na swoją córkę, siedzącą przy łóżku młodego chłopaka.

Od razu zrozumiała, że dziewczyna się stamtąd nie ruszy.

I miała rację. Livi dzień i noc przy nim czuwała.

Trzymała go za rozgrzaną rękę i modliła by się obudził, a mama co kilka godzin przynosiła jej kawę.

Gorączka Josha powoli i systematycznie spadała, więc nad ranem następnego dnia, odłączono kardiomonitor i zabrano worki z lodem.

W południe, Livi przysnęła po nieprzespanej nocy.

Obudziła ją mama gdy położyła rękę na jej ramieniu.

-Kochanie, chodź coś zjeść...- szepnęła -Nie ma sensu żebyś tak tu siedziała...- dodała z troską

Livi pokiwała głową jeszcze troche zaspana.

-Idź, zaraz cię dogonię...-mruknęła spoglądając na Josha

Mama uśmiechnęła się lekko i wyszła, cicho zamykając drzwi za sobą.

Livi powoli wstała z krzesła i już się odwracała by odejść, gdy tuż za sobą usłyszała ciche stękniecie.

-Livi...- mruknął Josh przez sen, powoli się budząc

Szybko odwróciła się do niego, z bijącym mocno sercem.

******************************

A cóż to się porobiło? Ciekawe co jest Joshowi...
Myślicie, że wreszcie będą mieli szansę być razem? Czekam na odzew :-)

Dzięki, że wciąż jesteście ze mną 😙 Kocham was mordeczki!! ♡

House of demons: Miłość na życzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz