Miną miesiąc. Za dwa tygodnie kończę szkołę i w końcu będę wolna. Przynajmniej przez trzy miesiące. Eric powiedział, że jest ze mnie bardzo dumny, ponieważ już kilka dni temu, dowiedziałam się, że mam najlepsze wyniki w szkole. Z tego powodu obiecał mi wyjazd na wakacje. Powiedział, że za wszystko zapłaci, przez co lekko się pokłóciliśmy. Nie chce, żeby wydawał na mnie pieniądze. Mi wystarczyłby tydzień u niego, a nie na Bahamach, ale nie wyraził na to zgody, mówiąc, że jemu też się przydadzą wakacje. Układa mi się z nim świetnie. Weekendy spędzamy razem, tak samo jak każdą wolną chwilę. I przekonuję się coraz bardziej, że czuje do niego coś więcej niż tylko zauroczenie.
-Victoria! Słuchasz mnie?- zapytała Mia wkurzona.
Siedziałyśmy w małej kawiarni, blisko szkoły i popijałyśmy zimne napoje, ponieważ jest naprawdę gorąco.
-Nie.- powiedziałam szczerze i uśmiechnęłam się rozbawiona.
-To mogę chociaż wiedzieć o czym tak myślisz?
-Po prostu... zastanawiam się jak to będzie.- uśmiechnęłam się.
-Co będzie, jak?- zapytała.
-Eric chce zabrać mnie na wakacje. Wiem, że on i Mike są przyjaciółmi, więc może pojedziecie z nami?- zapytałam.
-Czekaj, czekaj! Eric i Mike są przyjaciółmi?!- zapytała widocznie zdziwiona.
-Tak. Nie wiedziałaś?
-Nie! Ale mu zaraz wygarnę.- warknęła i wyciągnęła telefon z torebki.
Zaśmiałam się i spojrzałam na wyświetlacz swojego telefony. Eric miał spotkanie od 14:00 do 16:00, więc czekałam tylko na wybicie odpowiedniej godziny, żeby iść i zobaczyć się z moim mężczyzną. Okazało się, że jest już 16:24, więc pomachałam Mii, która w dalszym ciągu ochrzaniała Mika. Wyszłam z kawiarni i skierowałam się w stronę jego biura. Tak jak za każdym razem wjechałam jego windą na samą górę. Zapukałam lekko w drzwi i chwyciłam za klamkę. Weszłam do środka, a to co tam zobaczyłam, złamało mi serce.
Eric:
Odepchnąłem od siebie Sonie, kiedy zobaczyłem Victorie w drzwiach od mojego gabinetu. Patrzyła na mnie ze łzami, smutkiem i bólem w oczach, a ja nie mogłem uwierzyć, że weszła w tak niefortunnym momencie.
-Victoria.- szepnąłem, patrząc na nią przepraszająco.
Ona tylko pokiwała przecząco głową i odwróciła się na pięcie.
-Victoria!- pognałem za nią.
Kiedy chciała wejść do windy, złapałem ją za rękę i odwróciłem w moją stronę. Po jej policzkach spływały łzy, a ja czułem się jak ostatni śmieć.
-To nie tak jak myślisz.- powiedziałem najbardziej oklepany tekst na świecie, ale to była prawda, to nie jest tak jak ona myśli.
A później zobaczyłem obojętność na jej twarzy. Wyrwała rękę z mojego uścisku i weszła do windy. Potarłem ręką swoją twarz i pociągnąłem za włosy, bo kurwa naprawdę nie wiem co mam robić. Sonia wyszła z mojego gabinetu, więc spojrzałem na nią morderczym wzrokiem, pod którym się skuliła.
-Teraz to wszystko naprawisz.- warknąłem, wymierzając w jej stronę palcem.
-Przepraszam. Ja nie chciałam.- powiedziała płaczliwie.
-Teraz nie ma znaczenia czego chciałaś, a czego nie! Masz pomóc mi to naprawić!- krzyknąłem wściekły.
Sonia pokiwała głową i wcisnęła guzik windy, ale ja nie zamierzam czekać. Pociągnąłem ją za dłoń w kierunku schodów. Nie mam czasu na czekanie na jakąś pieprzoną windę! Ciągnąłem dziewczynę, która ledwo nadążał w tych swoich wysokich szpilkach. Wepchnąłem ją do samochodu, a sam zająłem miejsce kierowcy, po czym ruszyłem w stronę domu Victorii. Gnałem ulicami miasta i próbowałem dodzwonić się do mojej dziewczyny. Zaparkowałem pod jej drzwiami i zastanawiałem się jak to rozegrać. Kurwa przecież ona mi nie uwierzy! Chwyciłem swój telefon i wysiadłem z samochodu. Waliłem w drzwi jej domu i wołałem, prosiłem, nawet błagałem, żeby mi otworzyła. Po piętnastu minutach zrezygnowany usiadłem na schodku. I wtedy przyszło mi coś do głowy. Nie wiem czy to podziała czy nie, ale warto spróbować. Wyciągnąłem telefon i modliłem się, żeby to przeczytała.
CZYTASZ
Remember Me
Romance1. Ona- zwykła nastolatka, która ma przed sobą wyzwanie- ułożyć sobie życie. Jest rozrywkowa i zabawna, ale w odpowiednich momentach zawsze wie jak powinno się zachować. On- milioner całkowicie poświęcony swojej pracy. Mimo młodego wieku jest spoko...