John w Krainie Morderstw - cz. 3

824 108 49
                                    

Dzień 2

Tym razem to ja obudziłem się pierwszy i otworzyłem oczy rozespany. Podniosłem się na łokciach i spojrzałem na zegarek, który zdecydowanie wskazywał za wczesną godzinę jak na moje standardy.

I tak pewnie bym nie zasnął, nawet gdybym próbował, więc stwierdziłem, że wstanę i zrobię śniadanie.

Przekręciłem głowę, aby jeszcze spojrzeć na śpiącego Kapelusznika i zatrzymałem wzrok na dłużej.

Leżał na brzuchu, zasłonięty w połowie kołdrą z twarzą wtuloną w poduszkę. Przez rozchylone usta oddychał spokojnym i miarowym oddechem od czasu do czasu coś cicho pomrukując.

Jego burza ciemnych loków wydawała się tak miękka, że aż zapragnąłem ich dotknąć. Czy aż tak byłoby to dziwne gdybym faktycznie teraz to zrobił?

Kapelusznik bez wątpienia spał i to bardzo głęboko, dlatego chyba nie powinienem go przypadkiem obudzić.

Wyciągnąłem powoli dłoń, bez wahania i natrętnych myśli w głowie, pytających co ja właśnie robię. Moje palce wsunęły się we włosy Kapelusznika i zaczęły je delikatnie przeczesywać.

Przed oczami stanął mi obraz Sherlocka, tego prawdziwego, z mojej rzeczywistości. Patrzył na mnie, a jego spojrzenie było pełne bólu i smutku, a ja wiedziałem, że to z mojej winy.

Teraz jedynym powodem dla którego chciałem jak najszybciej wrócić było przede wszystkim spotkanie się z Holmes'em. Pogadanie z nim, przeproszenie... powrócenie do starych czasów, kiedy jeszcze nasz kontakt był utrzymywany i żaden z nas nie martwił się o to, że ktoś odejdzie.

Znając Sherlocka machnie ręką, mówiąc, że błędnie dedukuję i wcale nie jest zły czy też samotny, ale znałem go zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że po prostu nie będzie chciał się przyznać do tego co naprawdę czuje.

Byłem tak zamyślony, że z początku nie zwróciłem uwagi na to, że Kapelusznik poruszył się niespokojnie, a ja nadal mierzwiłem jego włosy. Dopiero to, że złapał mnie za dłoń i zsunął niżej, aby złożyć na niej pocałunek sprawiło, że otrząsnąłem się i omal nie spadłem z łóżka zaskoczony.

Moje ciało oblała fala ciepła i zabrałem rękę jak oparzony co wywołało sprytny uśmieszek na twarzy mężczyzny.

- Boże, przestraszyłeś mnie – powiedziałem z sercem uderzającym szybko o żebra.

- Przestraszyłem? A nie czasem speszyłem? – oparł głowę na dłoni, wbijając we mnie uważne spojrzenie lodowatych tęczówek.

- Nazywaj to jak chcesz – mruknąłem, chcąc jak najszybciej zejść z łóżka i zniknąć na dole.

Kapelusznik zaśmiał się i obserwował jak wstaję i udaję się po schodach do kuchni.

Lawirowałem pomiędzy rzeczami leżącymi na podłodze, zastanawiając się czy czasem ich nie przybyło od wczoraj.

Miejsce, które pocałował mężczyzna paliło mnie tak jakbym oblał się gorącą wodą. Moje serce zaś nadal wybijało rytmy boleśnie chcąc wyrwać się z piersi.

Zagryzałem wargę, próbując nie myśleć czemu tak na to zareagowałem i nadal czuję wypieki na twarzy. Zamiast tego skupiłem się na przygotowaniu szybkiego śniadania dla nas obu.

Usłyszałem za sobą skrzypienie schodów i domyśliłem się, że Kapelusznik również postanowił wstać i zejść na dół. Spojrzałem na niego przez ramię i spostrzegłem, że w tym samym momencie on zaczął mi się przyglądać.

Johnlock ~~fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz