Dziennik Grega 3

590 104 6
                                    


10 grudnia

Opatuliłem się kocem i usiadłem na kanapie przy Mycroftcie. Wziąłem do ręki kubek z ciepłą kawą i pociągając nosem, oparłem głowę o ramię Holmesa. Wbiłem wzrok, zaciekawiony co takiego przegląda na swoim telefonie, ale wyłączył go w ostatniej chwili. Spytał jak się czuję, a ja odparłem, że dzięki jego obecności lepiej. Mężczyzna uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Przewróciłem oczami, domyślając się, że prawdopodobnie usłyszę po drugiej stronie, że potrzebują czegoś w pracy i westchnąłem. Mycroft zauważył mój wyraz niezadowolenia i zanim sam zdążyłem sięgnąć po urządzenie, on zrobił to pierwszy. Poprosiłem go grzecznie, aby mi oddał telefon, ale on pokręcił głową, mówiąc stanowczo, że mam odpoczywać.

Spojrzał na wyświetlacz i zmrużył oczy. Ku mojemu zdziwieniu podał mi komórkę i wstał z kanapy, biorąc pusty kubek ze stołu. Ruszył w stronę kuchni, a ja nie patrząc na dzwoniący numer po prostu odebrałem.

Usłyszałem żeński głos i uniosłem brwi, nie mogąc uwierzyć kogo słyszę po drugiej stronie.

Moja była żona, Susan dzwoniła do mnie osobiście. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak zrobiła. Nie rozmawialiśmy ze sobą od czasu rozwodu chyba, że przypadkiem się spotkaliśmy na ulicy. Wiedziałem, że związała się z kimś nowym i żyła w szczęśliwym małżeństwie z dwójką dzieci.

Niepewnie zacząłem kontynuować rozmowę, a ona śmiała się i odpowiadała tak jak za dawnych lat kiedy oboje byliśmy razem. Niepokoiło mnie to i byłem ciekawy głównego powodu, dla którego postanowiła zadzwonić. Rozmowa nie była ani napięta ani sztuczna. Przynamniej ja tego nie czułem. Opowiedziała mi co się u niej dzieje, o swojej pracy i o dorastających dzieciach. Przez chwilę zacząłem zastanawiać się, czy gdyby między nami tak źle się nie ułożyło to czy ja teraz byłbym ojcem dwójki dzieci. Odgoniłem od siebie te myśli, przypominając sobie prawdziwy powód naszego rozwodu.

Zapadła cisza, gdy Susan postanowiła zadać konkretne pytanie.

"Czy nie chciałbyś wpaść do nas na Wigilię?"

Uśmiechnąłem się i odparłem niemal od razu.


Po skończonej rozmowie, odłożyłem telefon na stół i wstałem z kanapy, ciągnąc za sobą koc. Podążyłem w kierunku kuchni, chcąc znaleźć Mycrofta, który coś długo w niej przebywał.

Przygotowywał obiad, gdy wszedłem do środka. Ściszył radio, w którym leciała akurat reklama i wytarł ręce w ścierkę. Nie patrząc na mnie, chwycił warzywa i zaczął je kroić nożem.

"Zgaduję, że twoja była żona dzwoniła po to, aby zaprosić cię na świąteczną kolację" - powiedział tylko, a ja potwierdziłem. - "I zgodziłeś się". Przez jego twarz przemknął wyraz lekkiego zawiedzenia. Roześmiałem się, a on spojrzał na mnie zaskoczony. Podszedłem do niego i objąłem w pasie, trzymając za rogi koca. "Oczywiście, że się nie zgodziłem na to". Spytał czemu. Przewróciłem oczami, nie mogąc uwierzyć, że zadaje takie retoryczne pytania. Wyjaśniłem, że powiedziałem jej wprost, iż w tym roku spędzam Wigilię z kimś bardzo ważnym dla mnie i nie chcę się wpraszać do osoby, z którą od dawna mnie już praktycznie nic nie łączy poza wspomnieniami. Mycroft otworzył usta, najwyraźniej nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Po chwili sam się uśmiechnął, a jego policzki przybrały kolor ledwie widocznego różu. Odwzajemnił uścisk, dziękując, ale nie miał za co.

Jeśli do wyboru miałem spędzić czas z kimś kogo kocham lub z kimś o kim już dawno zapomniałem, to chyba oczywiste co wybiorę.

Johnlock ~~fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz