XI. Biała koszula

23 7 0
                                    

Od rana męczą mnie myśli, czy aby na pewno dobrze zrobiłam zapraszając Andrew na imprezę do Dakoty. W prawdzie nie miała nic przeciwko i nawet zasypywała mnie stosem wiadomości na ten temat. Nie jestem jednak przekonana, czy dobrze to wpłynie na naszą relację. Zwyczajowo zarzucałam sobie ostatnie sms-y. Jestem przekonana, że przekroczyłam swoją granicę trzymania na dystans. W kolejne dni znowu starałam unikać zbyt wielu rozmów, jedynie przypominając Andrew, że na dziewiętnastą  w sobotę mamy być na miejscu.
Od godziny chodzę w tę i z powrotem, myśląc o tym, czy powinnam ubrać nową koszulę. Wyglądam w niej naprawdę nieźle, ale nie chcę wystrajać się jak na randkę.
    A niech to. Przecież nikt poza mną tak nie myśli. 
Wyciągam z szafy moją ostatnią zdobycz z wypadu z Dakotą i zawieszam ją na klamce drzwi od łazienki. Jestem ciekawa jak wygląda ich nowe mieszkanie. 
Zdziwił mnie fakt jej nagłej przeprowadzki do Cowpen. Może dlatego, że szybki rozwój związku z partnerem to coś, o czym ja nigdy nie miałam pojęcia. Ostatni raz powierzyłam komuś swoje serce, mając siedemnaście lat. Nie związywałam się na stałe, a chłopak z jakim wtedy się spotykałam był moim kolegą z klasy w liceum. Po tym jak zostałam wystawiona na pośmiewisko przez Johna, totalnie zamknęłam uczucia głęboko w sobie. Nigdy nie byłam szczególnie wylewna, jednak nie okłamujmy się. Kiedy ktoś, kogo myślisz, że darzysz uczuciem zaprasza cię na przyjęcie w przebraniach a ty przychodzisz i okazuje się, że to eleganckie spotkanie, to wcale nie jest do śmiechu. Może nawet obróciłabym to w żart, gdyby nie fakt, że wykorzystał to jako powód do zerwania. Do dziś pamiętam okropne słowa, padające z jego ust, kiedy krztusił się ze śmiechu:,,Patrzcie na Anne! Ja z kimś takim byłem? Przyznam, że ten niby-związek to była dobra zabawa!". 
Potrząsam głową, by odepchnąć przykre wspomnienia. Nigdy nikomu nie dałam po sobie poznać, że cierpiałam. Teraz też nie mogę sobie pozwolić na żadne chwile słabości, które wystawiłyby mnie na jakiekolwiek ryzyko. 
Mimo wszystko chcę wyglądać dziś dobrze i równie świetnie się bawić, ponieważ wiem, że dla Dakoty to ważny dzień. Nie mam za wiele do roboty więc postanawiam zatelefonować do babci. Jej czuły głos wywołuje na mojej twarzy promienny uśmiech.
-Wiesz, że dzięki twojej pielęgnacji ogrodu, bratki rozkwitły w każdym jego kącie? -słyszę zachwyt w głosie Judy, kiedy informuje mnie o tak trywialnych sprawach.
Rozmawiamy przez dłuższych czas jak przyjaciółki, które spotykają się na ploteczkach.
Pod koniec rozmowy słyszę, jak podszeptuje wesoło do dziadka. Obydwoje są naprawdę kochani. Żal kończyć mi rozmowę, ale wiem, że trzeba. Czasami zastanawiam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym nie znalazła pracy w Laboratorium BRN. Uważam, że dobrze wybrałam, bo ta praca nigdy mnie nie nudzi. Momentami przemęcza, to fakt, ale wiem, że żadne inne miejsce nie zapewniłoby mi takiej dawki ciekawości, dzięki której można stale się rozwijać.
    Rany.
    Ale jestem dziś w nostalgicznym nastroju.
Kiedy zerkam na zegar dochodzę do wniosku, że czas się szykować. Do koszuli dopasowuję ciemne, przylegające jeansy oraz czarne sztyblety na obcasie. Wyglądam w nich o wiele wyżej, lecz w normalnych warunkach na pewno nie skusiłabym się na tego rodzaju buty.
Jeśli chodzi o makijaż, to oczy podkreślam mocniej niż zazwyczaj, korzystając z czarno-brązowych cieni. Kocie oko wyszło mi całkiem nieźle pomimo tego, że dwa razy zmazywałam kreski a moje oczy płoną już od toniku. Na koniec włosy zakręcam u dołu, pozostawiając je rozpuszczone. Nie mogłabym pójść w moich naturalnie kręconych, ponieważ kiedy je rozczeszę wyglądam jak naelektryzowany pusz.
Przed wyjściem przeglądam się jeszcze i sama się sobie dziwię, że mogę wyglądać tak ładnie. 

Odwracam wzrok kiedy widzę zszokowaną minę Andrew, ubranego w elegancką, jasną koszulę i czarne spodnie. Zaczyna na mnie gwizdać otwierając mi drzwi do auta, a ja uderzam go niewielką torebką w ramię.
-Wow. Czy my się znamy?
-Przykro mi, ale nie. Za to dziś zamierzam totalnie się wyluzować. - Pokazuję mu język w odpowiedzi na ton, którym parodiuje zalecających się w dziwny sposób facetów. 
Mam tylko nadzieję, że nie zmarznę, bo nie zabrałam żadnej kurtki na drogę powrotną, o czym nie omieszkam się powiedzieć na głos.
-Mogę jeszcze zawrócić. -proponuje mi, kiedy już prawie docieramy do Cowpen.
-Spójrz na godzinę! Nie możemy się spóźnić, bo to niespodzianka.
Po chwili dojeżdżamy do końca drogi bez wylotu a ja zamieram z zachwytu. Nowy, piętrowy dom Dakoty i jej chłopaka jest ogromny. Wykonany jest z czerwonej cegły, która zwieńczona białymi detalami ozdobnymi, tworzy ze sobą idealne połączenie. To naprawdę luksus z wyższej półki, na który nie mogłabym sobie nigdy pozwolić. Nie miałam pojęcia, że Adam jest tak bogaty. Oddycham z ulgą na fakt, że nie ubrałam dzisiaj nic mniej wystrzałowego.
Przy podjeździe stoi kilka pięknych wozów, przy których nerwowo porusza się kilka osób a ze środka słychać lecącą już muzykę.
Podchodzimy do drzwi, które dosłownie po chwili się otwierają.
-Andrew, Anne! Witajcie! Szybko wejdźcie, jesteśmy już prawie gotowi.- pośpiesza nas do środka Dakota. Ma na sobie piękną, złotą sukienkę do kolan, a swoje blond włosy upięła w kok.
-Dak?To nie miała być niespodzianka?
-Oczywiście, że tak! Adam myśli, że zaprosiłam jedynie paru jego znajomych. Z tego powodu na podjeździe stoi tylko kilka aut. Postanowiłam, że poszerzę grono obecnych tu osób, którzy dojadą taksówkami. Czujcie się jak u siebie!
Słuchając planu na dzisiejszy wieczór przechodzimy do salonu. Podziwiam każdy elegancki element tego miejsca. Kiedy myślę, ze nic mnie już nie zadziwi, zauważam co najmniej trzydzieści osób w środku.
    O cholera!
Każdy onieśmiela mnie swoim wyglądem oraz wyszukanym stylem.
Po zajęciu miejsc, muzyka zostaje wyłączona, światła zgaszone a wszyscy siedzą w ciszy.
Chwilę później słychać, że nowe auto podjechało pod dom. Adam otwiera drzwi wyraźnie lekko skonsternowany. W momencie gdy zagląda do salonu wszyscy krzyczymy:
-Niespodzianka! - Na co reaguje wzdrygnięciem, a potem śmieje się z uśmiechem małego dziecka.
Od razu stwierdzam, że do siebie pasują. Pocałunek w czoło, jakim obdarowuje Dakotę jest naprawdę czuły. Adam to średniego wzrostu blondyn, o raczej przeciętnej budowie ciała. Jego twarz jednak od razu budzi w człowieku sympatię.
Goście zaczynają przekazywać głównemu powodowi dzisiejszej imprezy prezenty, z gratulacjami z powodu awansu. Nagle ciśnienie mi wzrasta, a serce zaczyna walić jak szalone. Nie wiem jak mogłam zapomnieć o prezencie? Kiedy robię się czerwona niczym burak, Andrew podaje mi do ręki elegancką, długą torebkę.
-Masz szczęście, że pamiętałem. - puszcza mi oczko, a ja mam chęć zapaść się pod ziemię. Od tak dawna wiem o tej okazji a z głowy wypadł mi tak ważny szczegół. Podchodzimy wspólnie do Adama i Dak, przedstawiając się.
-Wow, nie wierzę! Gdzie to dostaliście? Od dawna szukałem tego wina! Zerkam z ciekawością, kiedy Adam wyciąga z opakowania kilkuletnie Romanee-Conti.
-Parę telefonów i jest. - odpowiada zadowolony z siebie Andrew.
    Jasny gwint! Przecież to musiało kosztować kupę kasy.
Mam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej zszokowanej miny. Szybko wracam na ziemię i ciągnę Andrew na bok.
-Oddam ci część pieniędzy za ten wydatek. Nie mogę tak po prostu żerować na twoich pieniądzach. -Kiedy zaczynam nerwowo grzebać w torebce w poszukiwaniu portfela, odciąga moją rękę w dół.
-Wyluzuj kobieto, przecież porwiesz tę torbę. Najpierw dostaję nią przed autem, a teraz rzucasz się z nią jak znerwicowana. Nie było to tak drogie.
Opada mi szczęka, kiedy to mówi, ale postanawiam odpuścić. I tak nie mam szans na wygraną. 

FEARLESSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz