Serce podchodzi mi do gardła, bo totalnie nie wiem czego mogę się spodziewać. Słysząc te słowa. w głowie pojawia mi się mnóstwo scenariuszy. Zachowuję jednak spokój i podchodzę do Andrew. Wygląda na przejętego. Przyciąga mnie za rękę, prowadząc do stołu. Siadamy a wokół nas rozlega się cisza. Andrew mierzwi swoje włosy i w końcu mówi:
-Skończyło się.
-Słucham? Co się skończyło? - Nie mogę ukryć zaskoczenia tym dziwnym doborem słów, więc ponaglam go nieco do rozwinięcia swojej myśli.
-Prawnik orzekł, że mój związek małżeński z Natalie został anulowany. Jeżeli można to tak nazwać. Za chwilę mogę być po dokumenty, które go unieważniają...
Nie daję mu skończyć bo wszystko, co wiem zaczyna bombardować mnie ze zdwojoną siłą.
Ślub?! Unieważnienie?
-Przecież mówiłeś, że byliście tylko zaręczeni. -mrugam, chcąc odgonić spomiędzy nas obłok kłamstwa. Na dźwięk moich słów widzę, jak przejeżdża ręką po karku i krzywi się.
-To był ślub, o którym nikt nie wiedział. Dlatego każdemu mówiłem, że byliśmy tylko zaręczeni. Tak naprawdę szybko oddałem tę sprawę w ręce prawników.
O czym on do cholery mówi?
-Sprawę? Ślub nazywasz sprawą? -nieświadomie zaczynam go prowokować, bo powoli traci nad sobą kontrolę, prawie wykrzykując każde słowo.
Emocje mną targają, bo nie mam pojęcia co zrobić ani powiedzieć.
-Tak, właśnie tak! A jak nazwiesz fakt, że praktycznie od razu mnie zdradziła a motywem przewodniej dla niej były pieniądze? To nie była miłość! A wiesz co teraz jest najgorsze?
Nie jestem pewna, czy chcę znać na to odpowiedź ale kiwam głową w milczeniu. Wyciągam swoją rękę po dłoń Andrew, co uspokaja nieco jego wzburzenie.
-Szlag by to! Najgorsze jest, że przez pewien czas byliśmy jeszcze małżeństwem. Wiesz, prawnie. Ta jędza przyuważyła nas i teraz mamy problem.
My?
-Mamy problem? Co ja mam z tym wspólnego? -zaczynam się martwić, gdy przypominam sobie pogłoski o tym, jaka potrafiła być pokręcona.
-Natalie przekazała swojemu prawnikowi to, że z powodu ciebie wystąpiłem o rozwód i unieważnienie ślubu. To znaczy, że miałem być winny wszystkiemu.
Mam okropne wyrzuty sumienia, kiedy teraz tak na niego patrzę. Ta dziewczyna wykorzystała go jak tylko mogła.
-Co teraz?
Mój głos jest cichy, niczym szept.
-Udało się wszystko odkręcić, jest tylko jedna rzecz. -waha się czy kontynuować, ale gdy gładzę go po dłoni decyduje się powiedzieć. - Musisz pojechać ze mną i złożyć zeznania na temat tego, że jesteśmy dla siebie nikim. Ty i ja nigdy nie istnieliśmy.
Wiem, że to tylko dla pozorów, jednak kiedy teraz o tym myślę, wzdrygam się. Mam nazwać go nikim?
-Nie ma innej opcji?
-Niestety.
Dopiero teraz dociera do mnie o co tak naprawdę chodziło. Mam mówić o nim same złe rzeczy, tylko po to by ta niewzruszona niczym małpa raz na zawsze zniknęła z jego życia. Boję się, że to co powiem wszystko przekreśli.-Thomson, zapraszam.
Wchodzimy do przytłaczającego, ponurego biura wywołani przez poważnego prawnika Andrew. W pokoju pachnie książkami a wszędzie leżą porozkładane stery papierów.Kiedy tutaj jechaliśmy mówił mi, że to swojej powadze i oziębłości zawdzięcza on takie sukcesy w obronie swoich klientów. Głos mi się łamał, gdy rozmawialiśmy na temat tego jak będziemy się zachowywać i co mówić, by sprawiać wrażenie obojętnych sobie do granic możliwości. Takie sytuacje są wbrew moim zasadom ale wiem, że jeśli się nie zgodzę, zeznania Natalie mogą zaważyć o sprawie. Niemal krzepnie mi krew w żyłach, gdy Andrew praktycznie zatrzaskuje mi drzwi przed nosem, patrząc na mnie z zimną obojętnością.
-Witaj, Carl. Ostatnim etapem naszej rozprawy jest ona. -kiwa na mnie głową, gdy ja udaję, że mam to gdzieś.
-Tak, nazywam się Anne Ophelia i jestem... znajomą z pracy Andrew, wspólnie pracujemy nad zleconymi zadaniami.
Wąsaty mężczyzna przygląda mi się intensywnie, po czym wstaje i stawia na biurku kamerę, na wprost miejsca gdzie siedzimy. Na mojej twarzy najpewniej wymalowane jest przerażenie, bo Andrew szybko się odzywa.
-To zeznanie ma być nagrywane?
-Owszem. - Carl kiwa głową beznamiętnie.
Mam wrażenie, że to coś w rodzaju pułapki. Chce on sprawdzić, czy nie przestraszymy się nagrania, które również ma być dowodem obstawiającym za racją Andrew. Biorę głęboki wdech, przybierając postać podłej, drwiącej z Andrew Anne.
-Nagrajmy to i po sprawie, nie chcę mieć przez tego dupka więcej problemów.
Przełknięcie tych słów sprawia mi więcej kłopotu, niż myślałam ale o dziwo idzie mi dobrze.
Carl wstaje w swoim idealnie dopasowanym garniturze, wciska parę przycisków w kamerze sortując do tego zebrane dokumenty i zwraca się do nas.
-Dobrze. Zatem rozpoczynam nagrywanie materiału. Sprawa Andrew Thomsona o rozwód i całkowite unieważnienie związku małżeńskiego. To ostatni z wymaganych dowodów dla sądu i prawnika Natalie. Przybieram lekceważącą minę i nastawiam się na serię niekomfortowych pytań. Oboje jesteśmy świadomi niedorzeczności tej sytuacji, jednak zrobię wszystko, by mu w tej sytuacji pomóc.
-Pani Anne, czy potwierdza pani, że codziennie wspólnie pracujecie?
-Potwierdzam.
Carl kiwa głową, zaznaczając coś na kartce.
-Czy odczuwa pani jakiekolwiek uczucia wobec Andrew Thomsona? Spędzanie wspólnie tyle czasu przecież musi jakoś na panią wpływać, prawda?
-Słucham? Absolutnie. Ten typ nie jest dla mnie. Nie interesują mnie ludzie jego pokroju a spędzanie wspólnego czasu to nasz obowiązek.
-Dobrze... Natalie widziała was kiedyś razem, ponoć wyglądaliście na szczęśliwych?
Patrzę prawnikowi prosto w oczy, gdy kłamię mimo, że ręce trzęsą mi się niemiłosiernie.
-Nie mogę tego nazwać szczęściem. Ten mężczyzna jest dla mnie nikim, a kiedy pracujemy nad daną sprawą, muszę czasami się zlitować i zaśmiać z jego żałosności, czyż nie?
Moje serce cierpi gdy tak mówię, ale prawnik podnosi tylko jedną brew, najwyraźniej odpuszczając już sobie kierowanie do mnie pytań.
-Andrew. Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się mieć bliższe kontakty z tą kobietą?
W tej chwili odwraca się w moją stronę z pogardą w oczach, a słowa które wypowiada zmniejszają mnie do wielkości ziarenka piasku.
-Nigdy. Na świecie jest milion piękniejszych kobiet, a ona nie jest jedyna i nigdy nie będzie. Nie nadaje się dla mnie i nic tego nie zmieni.
Reszta rozmowy jest już dla mnie tylko szemraniem i mieszaniną okropnych słów, których już nie mogę słuchać. Nie byłam przygotowana, że to mnie trzeba będzie też zaatakować a co najgorsze, nie jestem pewna czy niektóre ze słów nie były prawdą.
-Dziękuję, rozmowa jak najbardziej potwierdza wszystko co zebraliśmy. Resztę dokumentów odbierz ode mnie za tydzień. Do widzenia.
Kiedy opuszczamy to pomieszczenie mam wrażenie, że dopiero teraz mogę oddychać. Nie wiem w jakim momencie zrobiłam się tak słaba i podatna na słowa Andrew ale tak nie może być. Nie mogę stać się krucha a nasze ostatnie spędzanie czasu odebrało mi część odporności na świat. Ten absurdalny dzień to dla mnie za wiele i na kolejne potwierdzenie mojego ostatniego zwątpienia, w drodze do pracy łzy same zaczynają cisnąć mi się do oczu.
Andrew od razu to zauważa i zjeżdża na pobocze, odwracając się w moją stronę.
-Hej, co ty? Anne? Przecież wiesz, że to nie było prawdą.
Nie mogę na niego patrzeć dłużej niż przez chwilę, bo wiem, że wtedy zupełnie pęknę i się poddam.
-Przepraszam, że musiałem cię w to wplątać.
-To było dla mnie naprawdę ciężkie, więc po prostu już jedźmy, daleko od tego miejsca.
Patrzy na mnie i całuje mnie w czoło, ale nic więcej nie mówi. Wiem, że cierpi przez tę rozmowę ale ja właśnie przed takimi reakcjami zawsze się broniłam. Po chwili odpala silnik i ruszamy do portu Blyth bez słowa, za co jestem mu wdzięczna. Muszę przetrawić tę całą pokręconą sytuację.
Profesor Philip na nasz widok praktycznie się rzuca, ponaglając byśmy poszli za nim. Ma to szczęście, że otwiera drzwi szybkim przesunięciem karty a nie tak jak my, dzwoniąc irytującym guziczkiem.
-Zobaczcie! To niesamowite, co udało się nam nagrać.
Na wspomnienie słów o nagraniu przechodzi mnie dreszcz. W pokoju robi się całkowicie ciemno, gdy na ogromnym ekranie zaczyna pojawiać się obraz. Jest niewyraźny i ma wiele szumów, nie bardzo mogę rozszyfrować co przedstawia.
-To nagranie z dzisiejszej nocy, zarejestrowane przez noktowizor z latarni St. Mary's. Pracownicy od razu nam go dostarczyli.
Kolory są zakłamane a nawet praktycznie nieodróżnialne ale... o godzinie drugiej czterdzieści morze jest całkowicie wyciszone, żadnej fali czy wiatru.
-Co to jest? -pyta Andrew mając na myśli na pojawiające się małe napisy w rogu ekranu.
-To komentarz od pracowników. O godzinie trzeciej w tych okolicach przepływać miała łódź, podejrzana aktywność od razu ich zaniepokoiła. Przesłali informację do właścicieli, by natychmiast obrali inny kurs i cumowali do położonego dalej portu.
Profesor wskazuje teraz palcem w jedno z miejsc ekranu, każąc nam się skupić.
-Teraz. |
Otwieram usta ze zdziwienia. Morze nagle zaczyna robić się dzikie a wiatr porywisty. Dziwne przebłyski pojawiają się na falach, odbijając się od siebie niczym zorza polarna.
-Czym są te błyskające światła?
-No właśnie. O trzeciej dziesięć nim zdążyli zawrócić, łódź znalazła się niebezpiecznie blisko tego obszaru.
To nie są ryby. To nie są żadne morskie stworzenia, które powodują tak nietypowy ruch fal. Kiedy łódź zaczyna się oddalać, morze znowu się uspokaja a kolory zanikają.
-To pokręcone! O co chodzi? Zbadano już ten obszar? -pytam nerwowo.
Po minie profesora wiem, że zrobiono to jak tylko wzeszło słońce, jednak nie znaleziono nic. W głowie pobrzmiewają mi informacje z notatki Georga Witsona.
"fioletowe, niebieskie... te światła."
-George to widział. -odzywam się praktycznie sama do siebie.- Na pewno widział o wiele więcej a jego wiedza przewyższała stokrotnie naszą.
-To prawda. Tylko w jaki sposób to działa?
Nikt nie potrafi udzielić na to żadnej logicznej odpowiedzi, więc cieszę się, że ciszę przerywa Andrew.
-Przez najbliższe dni powinni ściśle kontrolować nagrania oraz pogodę. To może mieć duży związek z tym, co właśnie obejrzeliśmy.
Zapalające się światła rażą w oczy, które przez chwilę wszyscy mrużymy. Moja praca ma to do siebie, że wydaje się trwać godzinę, podczas gdy mijają trzy.
Na dzisiaj opuszczamy laboratorium, bo profesor wyjeżdża z radą na zebranie informacyjne.
Kolejne wibracje telefonu przypominają mi o nieodebranych trzech połączeniach. Mam nadzieję, że to nie Dave. Uśmiecham się do siebie, gdy na ekranie widnieje Dakota. Wybieram jej numer i oddzawniam.
-Dak? Co chciałaś?
W telefonie słyszę śmiech i coś w rodzaju "no weź przestań, rozmawiam!". Dopóki mi nie odpowie, czuję się trochę niekomfortowo.
-Przepraszam, to Adam mnie zaczepia. Czemu nie odbierałaś?
-Byłam zajęta w pracy z Andrew.
-Ah, Andrew? Mam nadzieję, że też cię zaczepia, co? Niezłe ciasteczko które byś schrupała?
Jest podpita?
Nie mogę wytrzymać ze śmiechu, kiedy widzę reakcję Andrew. Zapomniałam ściszyć dźwięk rozmów po ostatnim telefonie Dave, dlatego słyszy wszystko doskonale, ledwo nad sobą panując.
-Przestań! Lepiej mów, co chciałaś.
-Anne, przyjedź na dwudziestą. Zrobimy ten babski wieczór a faceci zajmą się sobą. Oczywiście zabierz też Andrew! Adam bardzo go polubił.
Roześmiany głos Dakoty strasznie mnie odpręża, zerkam na Andrew i wiem, że też z chęcią by poszedł.
-Jasne, do dwudziestej. -mówię i się rozłączam, słysząc jeszcze niewyraźne słowa, których nie mogę zidentyfikować.
I takie właśnie jest moje życie. Ilekroć zaskakuje mnie tym, że jest takie ciężkie, to za każdym razem dzieje się coś, co pozwala mi odetchnąć. Ta krótka rozmowa prawie sprawiła, że zapomniałam o tym przykrym poranku. Planuję ubrać się na luzie, skoro mamy mieć to piżama party, wspominając ostatnią szykowną imprezę. To interesujące jak w tak krótkim czasie Dakota potrafi coś zorganizować. Gdybym to była ja, z pewnością spędziłabym wieczór sama, wśród przekąsek, baloników i samotnej czapeczki urodzinowej.
-Chyba naprawdę przekupiłeś wtedy Adama tym prezentem. -uśmiecham się do Andrew w drodze do domu. Przyłapuję się na tym, że znowu jedziemy do niego, lecz w tej chwili nie mam nic przeciwko temu.
-Oh, no wiesz myślę, że bardziej przekupiłem ciebie, gdy pokazałaś się przy mnie w samym staniku, oblana winem...
-Nie kończ! -podnoszę rękę do góry, śmiejąc się na całego.
-A to wszystko tylko z powodu szklanki wody.
-Kretyn.
Odwracam się do szyby by ukryć to, jak czerwienią mi się policzki. Sama nie wiem, kiedy dom Andrew stał się w pewnym sensie mój, ale gdybym teraz miała wrócić do mnie, czułabym się tam zbyt samotnie. Może to właśnie jedno z tych uczuć, kiedy masz kogoś ważnego i czujesz się najlepiej wszędzie, byle z nim. Zawsze powtarzałam sobie, że moje miejsce jest tam, gdzie zaczyna się moja historia. Teraz moje miejsce jest tam, gdzie są silne ramiona Andrew i jego intensywne, niebieskie oczy. I o dziwo sobie samej proszę się w duchu, by tak zostało.
CZYTASZ
FEARLESS
General FictionAnne i Andrew podjęli się odkrycia zagadki ciążącej nad ludzkością od wielu lat. Przypadkowe zaginięcia, tajemnice i coraz częstsze znaki. To wszystko odkrywa pod sobą prawdziwą twarz oceanu, której nie sposób jest zrozumieć - a jednak. Anglia musi...