Kiedy się obudziłam, miałam wrażenie jakbym zamiast wypoczywać, maszerowała przez całe miasto w czasie snu. Jak na złość poza bezczelnie wpadającymi promieniami słonecznymi mój budzik nie zadzwonił. Tak więc jest godzina dziewiąta piętnaście, a ja leżę jeszcze w łóżku. Powinnam w końcu przesunąć je na drugą stronę pokoju. Spanie pod samym oknem zawsze kończy się chwilowym oślepieniem. Marudzę jeszcze chwilę pod nosem po czym siadam na brzegu łóżka i wyciągam mojego Iphone'a.
-Bill? - odzywam się w tej samej chwili kiedy z głośnika zaczyna lecieć ulubiona piosenka Bill'a. My Life Be Like zespołu Grits, to chyba jedyna piosenka którą kocha. Nieświadomie zaczynam do niej potakiwać.
Cholerka!
Jeszcze tego brakuje żeby chodziła mi po głowie cały dzień, na co za pewne jeśli się dowie, Bill ochoczo zaatakuje moją głowę faktami na temat Grits.
-Anne? Wybacz, że nie odebrałem. - odpowiada po mniej więcej minucie. W jego głosie jest jednak coś dziwnego. Cóż, spodziewałam się, że przywita mnie swoim roześmianym głosem, zamiast tego brzmi jakoś nieswojo.
-Jasne, rozumiem. Wszystko okej? - kiedy nie uzyskuję odpowiedzi na pytanie mówię dalej. - O której mogę być po wyniki badań? Trochę mi się zaspało i wiesz... Myślę, że Mike przeskakuje już z nogi na nogę, by się dow...
-Bądź za dwie godziny. Muszę kończyć. - przerywa mi. Żegnam się więc i zaczynam odczuwać niepokój. Co takiego się dzieje? Nigdy dotąd nie prowadziliśmy tak dziwnej rozmowy.
Wzdycham.
Od razu postanawiam wziąć prysznic i doprowadzić się do porządku. Mimo starego już wyposażenia mojej łazienki, nie narzekam. Mieszkam sama i staję się nieuniknionym lokatorem wiecznej pracy, więc w domu nie spędzam zbyt wiele czasu. Zerkam w lustro nad zlewem, które znajduje się troche za wysoko jak na moje metr sześćdziesiąt wzrostu. Zaczynam malować sobie jak zwykle czarne kreski na górnej powiece moim ulubionym eyelinerem oraz przeczesuje włosy lekko na jedną stronę. Dzisiejszy dzień jest trochę chłodniejszy tak więc z bladej, olkuszowej komody obok łóżka wyciągam komplet "na cebulkę". Czarne obcisłe spodnie, biała bluzka, którą wpuszczam w spodnie a na to szara rozpinana bluza, wydają się dobrym pomysłem. Ściągam jeszcze z półki czarne trampki atmosphere. Podchodzę do mojej małej kuchni po przeciwnej stronie pokoju, ponieważ mam szczęście posiadania jednego pokoju z łączoną jadalnią, umniejsza mi to sprzątania po godzinach pracy. Zaparzam moją ulubioną czarną herbatę do niebieskiego kubka z motywem świątecznym, który pewnych świąt dostałam od dziadków. Stał się on moim ulubionym. Tak więc reniferki z czerwonym kubraczkiem towarzyszą mi codziennie. Biorę jeszcze wczorajszą bułkę z budyniem i wraz z kubkiem udaję się do biurka. Zerkam na zegarek.
Dziesiąta.
Mam więc jeszcze czas. Ostrożnie odsuwam wszystko na bok tak, by na środku pozostała jedynie kaseta z audycji oraz starannie zabezpieczona odnaleziona kartka z notesu. Chwile się przyglądam temu wymiętemu kawałkowi papieru, po czym dochodzę do wniosku, że bez lupy nic tu nie zdziałam. W duchu dziękuję profesorowi Philipowi, że na dwudzieste trzecie urodziny podarował mi czarną, profesjonalną lupę z lampą LED. Chwilę mi zajmuje nastawienie odpowiedniej ostrości. Postanawiam też wyjąć z szafy kilkuletni dziennik wydarzeń Blyth. Żółta karteczka, którą wcześniej zaznaczyłam odpowiednią stronę od razu wskazuje mi miejsce. Zaczynam więc czytać o tajemniczym zaginięciu łodzi w okolicach Whitley Bay w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym. Jest tam napisane, że latarnia St. Mary's w pewnym momencie zaczęła wariować. Dosłownie. Wszystkie nadajniki zaczęły pokazywać błędne informacje. Deszcz zacinał niemiłosiernie a łódź stracono z oczu na dobre. W tej samej chwili wszystko się uspokoiło. Co dziwne, był to jednorazowy przypadek. Technicy starannie sprawdzili wszystkie sprzęty w latarni i wszystko wydawało się być w porządku, nie mogła być to wina elektryki. Przez te dwadzieścia lat wszystko toczyło się swoim normalnym tempem aż do ostatniego wydarzenia z portu Blyth. Tym razem, nie było tu latarnii. Jednak analizując opis zachowania morza, sytuacja wyglądała podobnie jak w Whitley Bay.
-Dziwne. - mówię na głos sama do siebie. Mija pół godziny zanim udaje mi się rozszyfrować słowa. Zaczynam mieć zwidy od tak intensywnego wytężania wzroku. Serce mi wali, bo skrawek notatki to faktycznie jakieś zapiski. To musi być kartka z notesu zaginionego rybaka! Powtarzam więc na głos wszystko to, co udało mi się rozszyfrować.
,,Nie wiem, czy to możliwe, nie wiem. Widziałem ich. Już nigdy niepopłynę swoją Mary. To światło, skąd ono padło? Ukazało...To było..."
Co ukazało? Czego świadkiem był ten rybak? Więc ,,Mary" to łódź stojąca w porcie. Jakim cudem wróciła? Sama?
Zaczynam zadawać sobie setki pytań, potrząsam głową bo sama nie wiem już jak wyjaśnić to zjawisko. Kiedy podnoszę kubek by napić się herbaty, z brzegu spada kilka kropel wprost na dół notatki. Zaczynam panikować. Nie mogę zniszczyć tak ważnego dowodu! Szybko biegnę więc do kuchni i biorę jeden kawałek ręcznika papierowego. Modlę się w duchu by metoda osuszania książek na chusteczkę zadziałała. Kiedy w końcu spoglądam oczom nie wierzę.
-To niemożliwe! - wyrywa mi się trochę za głośno, niż powinno.
Krople roztarły brzegi tuszu, który spłynął na dolną część kartki, pokrywając bruzdy po wciskaniu długopisu w papier.
,,...niebieskie, fioletowe. Niecodzienne...1995 "
Mój sen! Przecież śniło mi się właśnie te kolory! I co tam robi data tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt pięć? Przecież rybak nie mógł pisać tego...
W tym momencie dociera do mnie, że być może był jednym ze świadków dawnych wydarzeń, lub miał w posiadaniu notes któregoś z zaginionych.
Pełna poddenerwowania zauważam, że czas udać się po wyniki badań. Z pewnością sprawdzę tę łódź sama. Wysyłam więc sms-a do profesora Philipa:
-Profesorze, załatw mi możliwość sprawdzenia łodzi. Dzisiaj. Ważne.- wysyłam z nadzieją, że odczyta. Na własne oczy muszę się przekonać, czy nie ma tam czegoś jeszcze. Szybko dostaję wiadomość zwrotną.
-Oczywiście. Zapomniałem zadzwonić, ale skoro piszesz do mnie sama, to Andrew Thomson będzie po ciebie za 15 minut.
Z jednej strony wkurzam się na tę opóźnioną reakcję. Ale z drugiej, przynajmniej nie będę musiała korzystać z taksówki. Zabieram notatkę ze sobą, wkładając ją ponownie do zabezpieczającej przezroczystej torby. Kasetę postanawiam zostawić sobie na później.Zanim wyjdę postanawiam, że pierwszą osobą jakiej przekażę informacje o odczytaniu skrawka notatki, będzie profesor Philip. Jeszcze raz sprawdzam czy wszystko wyłączyłam, po czym pakuję się do wyjścia. Pod domem stoi już czarny Dodge Journey, który sprawił sobie ostatnio Thomson. Kiedy mijam ostatni schodek przed domem potykam się, z trudem utrzymując równowagę. Liczę, że tego nie zauważył. Chociaż wiem, że to niemożliwe. Opiera się o drzwi auta patrząc wprost na mnie , próbując powstrzymać śmiech.
-Bałem się, że tego nie przeżyjesz Anno! - mówi wesoło.
-Anne! - poprawiam go. Andrew otwiera mi drzwi, w środku leci już stacja F-FM2 wypuszczając z siebie dźwięki Do I Wanna Know, Arctic Monkeys.
Czy chcę wiedzieć?
Resztę drogi do laboratorium badawczego śmiejemy się i podśpiewujemy w rytm muzyki. Andrew mówi że fałszuję, ale wiem, że tak naprawdę to on nie umie śpiewać. Kiedy mija mnie spokojny krajobraz Blyth, zerkam momentami z zastanowieniem na Andrew.
Znamy się od trzech lat i jest to chyba jedyny zabawny facet z mojej pracy.
Poważnie.
Zawsze można na niego liczyć, mimo tego, że ostatnio jego dziewczyna, długonoga czarnowłosa Natalie zerwała z nim zaręczyny. Pytam się, jak? Dwudziestoczteroletni Thomson zawsze wzbudza w kobietach zainteresowanie. Podziwiam go, że się nie załamał. Poczucie humoru nigdy go nie opuszcza, a po pracy znajduje jeszcze czas na siłownię, która dodatkowo nadaje mu uroku w połączeniu z wysokim wzrostem. Jego starannie przycięty zarost idealnie komponuje się z niebieskimi oczami i nastroszonymi włosami w kolorze ciemnego brązu. Do pracy ubrany jest jak zwykle elegancko. Czasami mam wrażenie, że bardziej nadaje się do szykownego biurowca, niż pracy w laboratorium. Czarne półbuty Gino Rossi zakłada chyba zawsze, nawet do beżowych spodni w które zwyczajowo wpuszcza swoją obecnie czarną koszulę.
Na szczęście ja wolę życie singla. Moim partnerem jest praca. Andrew jakby na odpowiedź moich myśli, kiedy mówię o dzisiejszym planie pracy wypala:
-Pracoholik. - uśmiechając się przy tym.
Gdyby wiedział, że jeszcze tylko wtedy będzie mógł się śmiać tak beztrosko.
CZYTASZ
FEARLESS
Fiksi UmumAnne i Andrew podjęli się odkrycia zagadki ciążącej nad ludzkością od wielu lat. Przypadkowe zaginięcia, tajemnice i coraz częstsze znaki. To wszystko odkrywa pod sobą prawdziwą twarz oceanu, której nie sposób jest zrozumieć - a jednak. Anglia musi...