6. Pożar

1.4K 72 4
                                    

Został już tylko tydzień do aukcji. Niall bardzo się denerwował. Był nieświadomy tego, co go czeka. Siedząc w ciasnej klatce jego stan się nie polepszał, a klaustrofobia dawała o sobie znać nie jeden raz. Siedząc tak był bezużyteczny, dlatego niektórzy pracownicy zaspokajali nim swoje potrzeby, ale tylko na rozkaz szefa Magellana. Było to w ramach kary za nieposłuszeństwo i przygotowanie do uległości wobec przyszłego, nieznanego właściciela.

W nocy nie mógł spać. Miał koszmary. Często zrywał się płacząc, a wtedy gdy jakiś strażnik to usłyszał albo się nim zabawiał, albo po prostu bił za zakłócanie spokoju. Przynajmniej jedzenie dostawał jako takie. Nie smakowało za dobrze, ale dało się zjeść. Jego uszka bolały od ciągłych krzyków, tak jak ogonek od ciągnięcia za niego.

Każdy kolejny dzień mijał podobnie. W końcu nadszedł ten jeden ważny dzień. Dzień aukcji. Wszystkie hybrydy były jakieś markotne i bardziej posłuszne. Gdyby teraz się naraziły prawdopodobnie nie wyszłyby z tego cało. Żadna z nich nie wiedziała czy tam gdzie trafi będzie jej lepiej niż tutaj, ale warto mieć nadzieję.

Nikt jednak nie przewidział komplikacji na ten dzień. A takie wkrótce miały nadejść.

***

Był późny wieczór gdy na obrzeżach Dublina rozpoczęła się licytacja hybryd. Zjechali się bogacze ze wszystkich okolic, aby mieć uległego na własność. Byli to zazwyczaj ludzie w podeszłym wieku, jednak ich duma przewyższała wszystkie inne wartości. No może po za egoizmem.

Na początek wystawione zostały cztery hybrydy. Kolejne pięć przeszło szybko. Na końcu zostały tylko dwie, w tym Niall. Na sali zostało tylko parę osób. Niestety żaden z ludzi w pomieszczeniu nie chciał Nialla. Woleli jakiegoś wyższego bruneta. Po całym zdarzeniu Niall został z powrotem wrzucony do klatki. Zaskamlał, gdy jego posiniaczona skóra zetknęła się z zimnym metalem. Było już dosyć późno, gdy nie mógł spać, przez to że płakał. Do jego wrażliwego noska dotarł smród spalenizny. Podniósł się i ze łzami w oczach podszedł do krat rozglądając się na około. Nie zauważając nic wrócił na miejsce kuląc się i zasypiając.

Obudził się czując nagłe gorąco i duszność. Podniósł uszka i dosłyszał kilka krzyków. Rozejrzał się, a jego oddech zamarł. Wszędzie wokół były płomienie. Wystraszony przesunął się na środek klatki, która już od trzech tygodni była jego miejscem zamieszkania. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach tworząc mokrą ścieżkę. Chciał krzyczeć o pomoc, ale głos uwiązł mu w gardle. Płomienie były coraz bliżej niego. Czuł jak paniczny strach przejmuje nad nim kontrolę.

***

Na dworze zebrali się już wszyscy zastanawiając się co się stało.  Wszystkie hybrydy, które nie zostały sprzedane zostały wyniesione na zewnątrz. Po pięciu minutach do zebranych na małym placu, kilkadziesiąt metrów od magazynu, dołączył Magellan. Jego mina mówiła wszystko, a zarazem nic. Wiadomo wtedy było jak bardzo zły jest w tej chwili. Podszedł do nich szybkim krokiem.

- Jak to się stało? Mieliście wszystkiego pilnować i co?! Chwilę mnie nie ma, a wy wszystko zawalacie! Pieprzonego towaru nie możecie dopilnować! - wrzeszczał tak na każdego, a oni kulili się pod jego żądnym mordu wzrokiem.

- Ale szefie, to nie nasza wina. W pobliżu nikogo nie było... praktycznie nic się nie działo i było spokojnie. - odezwał się jeden ze strażników.

- Nie wnikajmy w szczegóły. Potem się tym zajmę. A teraz najważniejsze... wynieśliście wszystkie bez wyjątku?

- Tak. Zostało to zrobione od razu.

- W takim razie sprawdźmy to! Pokazać mi wszystko! - zawołał, a wszyscy posłusznie się ruszyli.

Przechodzili we trójkę: Magellan, Carter i Set - zastępca Magellana. Doszli do końca zadowoleni, ale tylko jeden z nich zauważył jedną zmianę i brak jednej rzeczy - a raczej hybrydy. Carter nagle się zatrzymał zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki. Przejechał wzrokiem po klatkach jeszcze raz.

- Brakuje jednej hybrydy... - powiedział po chwili namysłu.

- Jak to? Jakiej? ... No mów wreszcie! - zirytował się szef.

Powiedział tylko jedno nazwisko, które rozwścieczyło szefa do granic możliwości.

- Horan.

- Że co kurwa!? Wy popaprani imbecyle! - spojrzał na swoich ludzi i gdyby jego wzrok mógł zabijać już dawno leżeli by martwi. - Jak mogliście zapomnieć o najważniejszym towarze! Macie tam wleźć i go znaleźć. Nie obchodzi mnie to jak to zrobicie, ma stać przede mną za dziesięć minut inaczej to ja was tam zamknę, a wasze spalone resztki rzucę wilkom na pożarcie! Jeśli on zginie to wy razem z nim. - ostatnie zdanie oświadczył lodowatym tonem.

Każdy patrzył na niego z przerażeniem dopiero ponaglający głos Cartera przywrócił im trzeźwe myślenie i ruszyli grupą do płonącego magazynu. Podzieli się na grupy i rozdzielili.

Weszli do pożeranego przez ogień i walącego się budynku.

Hybryda || ZiallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz