Dwayne obudził się nazajutrz o godzinie 11:00. Szybko posprzątał po sobie, spojrzał w małe lusterko, które znajdowało się w przedpokoju i wyszedł. Jego rany nie wyglądały już tak źle, jedyne czym się przejmował to swoją przyjaciółką - Kayle. Padał wielki deszcz, mieszkańcy ich miasta powoli mieli tego dosyć, coraz mniej ludzi na zewnątrz, coraz mniej otwartych sklepów, coraz mniej wszystkiego - można by tak to ująć. Nastolatek przesiedział trzy godziny, między szarymi blokami obok budki z ulubionymi lodami dwójki. W końcu przyszedł czas, w którym musiał ruszyć. Był spokojny, jak nigdy, ale i zarazem przygnębiony. Wiedział, że może dziś umrzeć, że wszystko co zrobił - zrobił na darmo. Mimo wszystko ruszył na polany z zamiarem zwycięstwa.
- Nie potrafię w Ciebie uwierzyć... Jeśli jednak istniejesz, daj mi siłę... - skierował swoją wypowiedź do Boga.
Dotarł idealnie na 14:00. Tam czekał już na niego zamaskowany on sam w czarnym płaszczu i czarnych spodniach. Nasz główny bohater stanął przed nim w odległości dwudziestu metrów.
- Witaj, Dwayne... - przywitał nastolatka Drugi Bóg. Czekałem na Ciebie. Przyszedłeś idealnie na czas. - dodał.
- Wypada uszanować rywala. - odpowiedział. Czyli któryś z nas tu zginie, tak? - zapytał.
- Będziesz to Ty. Jesteś zbyt słaby, by mi się przeciwstawić. Ostatnio trochę za bardzo Cię uszkodziłem. Widzę, że rany Ci się jeszcze do końca nie zagoiły... Niech walka będzie sprawiedliwa.
Po tych słowach Drugi Bóg wyjął z kieszeni płaszcza średniej wielkości scyzoryk, po czym wbił sobie go w nadgarstek na wylot. Nastolatek się przeraził, zaczął myśleć, że jest na przegranej pozycji. Mimo to przemówił ze spokojem, tak by wróg nie o tym nie wiedział.
- Nie musiałeś tego robić. - powiedział Dwayne.
- Wiem, że nie musiałem. Chciałem to zrobić. Kiedy wygram, nie będziesz miał wymówek, że walczyłeś ranny, śmieciu. - odpowiedział wróg.
- Próbujesz mnie sprowokować? Nie wychodzi Ci to dość dobrze. - powiedział spokojnym tonem nasz główny bohater.
- WIĘC PO PROSTU CIĘ KUR*A ZABIJĘ! - wykrzyczał, po czym zaczął biec w stronę Dwayne'a.
Walka się rozpoczęła. Przypominało to walkę dwóch lustrzanych odbić, ruchy były niemalże te same! Kiedy chłopak uderzał prawą ręką, wróg blokował to lewą. Kiedy wróg uderzał lewą, Dwayne blokował to prawą. Trwało to jakieś 40 minut, aż w końcu jedno z nich wyszło na prowadzenie przez zbieg okoliczności - nasz główny bohater poślizgnął się na błocie... Drugi Bóg szybko wykorzystał sytuację i zaczął "docierać" go na ziemi. Przyjął trzy ciosy na rozwaloną skroń, wiedział że musi szybko zareagować, inaczej tu zginie. Uderzył więc z główki wroga i delikatnie go oszołomił, po czym kopnął, by zrzucić go ze swojego ciała. Obaj po jakimś czasie wstali i przetarli usta.
- No nieźle, Dwayne. Wygrywam, ale nie wiedziałem, że będziesz stawiał taki opór! Hahahahaha! - delektował się walką Drugi Bóg.
- Po co to robisz? Po co to wszystko? - zapytał chłopak.
- Powinieneś to wiedzieć, przecież jak nikt inny musisz mnie znać, prawda?!
- Tak, znam Cię jak nikt inny. Też chciałem władzy, też chciałem zepchnąć Boga z tronu, to prawda. Jednak cały czas stała przy mnie Kayle, dzwoniliśmy do siebie z Amy, była też mama! CZY NAPRAWDĘ TEGO KUR*A NIE WIDZISZ?!
- Jesteś słaby, Dwayne. Ludzie to tylko pachołki, którzy mają nam pomóc w zdobywaniu celu, rozumiesz? Ten, kto pierwszy osiągnie szczyt - wygrywa! Kiedy ludzie docierają na szczyt, zapominają o innych. Przychodzą pieniądze, przychodzi sława i życie z marzeń. Powiedz mi - czy nie mam racji?
CZYTASZ
A może cofamy?
Teen FictionDwayne był najzwyklejszym w świecie nastolatkiem, który uczęszczał do szkoły średniej (liceum). Jego "przegrywizm" bił aż ponadto w oczy. Pewnego dnia zmienił się bieg jego całego życia... Chłopak dostał albowiem możliwość cofania się w czasie, nie...