Deszcz, ja i ona.

15 1 0
                                    

Kayle siedziała przy przyjacielu od 19:00 do 22:00. Przyniosła mu kolację i zmieniła bandaże. Chodziła w jedną i drugą stronę, podczas masakrycznego deszczu, tylko po to, by Dwayne poczuł się choć trochę lepiej. Następnego ranka również przyszła, tym razem bez plecaka, ponieważ 13 października nadeszła sobota, więc nie musiała wagarować, by zjawić się u niego wcześnie.

- Hejka. - przywitała się dziewczyna, wchodząc do "ich" domku. Śpisz jeszcze? - zapytała, zamykając drzwi.

- Hejczi! Wstałem niedawno, więc luzik. - odpowiedział.

- Przyniosłam Ci śniadanie. Mam nadzieję, że nie przejadły Ci się bułki?

- Nieee, są pyszne. W ogóle to czuję się dzisiaj lepiej, wiesz? Może gdzieś wieczorkiem wyjdziemy?

- Od kilku dni napieprza deszcz, Dwayne. Nie kropi, nie leje. On napier*ala po prostu!

- Ależ nalegam, potrzebuję świeżego powietrza, pani Doktor!

- Musisz być jak najszybciej w formie, żeby powstrzymać siebie samego, bo człowiek-podrabianiec cały czas oszukuje twoją rodzinę i Amy.

- Zdaję sobie z tego sprawę, spokojnie. To wyjdziemy gdzieś dzisiaj, czy nie?

- Niech Ci będzie... Ostatni raz idę Ci na rękę...

Dwayne wiedział, że to może być jego ostatni dzień, ponieważ jutro może zginąć. Chciał więc pobyć trochę czasu z przyjaciółką. Pragnął też spotkać się z Amy i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocha, jednak nie miał takiej możliwości. O godzinie 15:00 Kayle poszła na trochę do domu, obiecując nastolatkowi, że przyjdzie wieczorem. Tak też się stało, o godzinie 20:00 zjawiła się w "ich" domku.

- Ubrany jesteś? - zapytała.

- Zwarty i gotowy! Idziemy! - odpowiedział.

Mimo, że miasto było bez życia, dwójka prawie nadrabiała za wszystkich ludzi, śmiejąc się z siebie i drażniąc się. W końcu dotarli do parku, w którym kiedyś się poznali. Usiedli na mokrej, drewnianej ławeczce i mimo lejącego deszczu zaczęli ze sobą rozmawiać.

- Masz już strupki na twarzy, to dobrze. Po tygodniu powinieneś być już gotów do walki z samym sobą. - powiedziała Kayle.

- Gdyby nie Ty, pewnie bym tam umarł. Jestem przygotowany, by stanąć znowu przed samym sobą. Tym razem muszę zwyciężyć...

- Jesteś silny, Dwayne. Niewielu zniosłoby takie rzeczy, prawdopodobnie większość nawet nie pomyślałaby o bliskich, gdyby dostała taką moc. Nie myślałeś kiedyś, że dzięki manipulowaniem czasem możesz poprawić swoje oceny w szkole, albo stać się bogatym biznesmenem? 

- Myślałem, ale zawsze stawało mi coś na drodze. Pierw rozwód twoich rodziców stał się priorytetem, później kilka innych sytuacji sprawiły po prostu, że nie mogłem zająć się sobą. Szczerze mówiąc, czasami wpadałem w szaleństwo, miałem tego kompletnie dosyć... Dzisiaj jednak jest inaczej... Jestem spokojny jak nigdy mimo, że rany jeszcze do końca się nie zagoiły.

- A co zrobisz, kiedy wszystko już będzie dobrze?

- Nie mam pojęcia. Jeżeli bym mógł, prawdopodobnie zrezygnowałbym z tej mocy. Wiesz, kiedyś, kiedy jeszcze nie miałem tej mocy - stwierdziłaś, że to może nie być moc, a klątwa. Dzisiaj po prostu się to sprawdza, leje kure*sko deszcz od kilku dni, nikt nie wie dlaczego, a sam ja zostałem pieprzonym prezydentem... To wszystko jest chore...

- Jakby nie było, pamiętaj-

Stało się nagle coś dziwnego... Dwayne zaczął słyszeć dźwięk każdej spadającej kropli deszczu na ziemię w spowolnionym tempie. Wiedział, że nadchodzi kolejna wizja... Znalazł się w tym samym parku, jednakże świeciło mocno słońce. Przed nim natomiast stała niewyraźna dla niego postać. Można było jedynie wywnioskować, że była ona wysoka, a postura tego człowieka wyglądała bardziej na męską, niżeli na damską. Nie zdążył nawet odezwać się słowem i już wrócił do reali.

- Słuchałeś mnie w ogóle? 

- Kayle! Przepraszam, zamyśliłem się... Mogłabyś powtórzyć?

- Nie! W ogóle mnie nie słuchasz, więc nie!

- No weź! - krzyknął nastolatek, drocząc się z przyjaciółką.

- Nie ma opcji. - odpowiedziała. Chcesz pojarę? - zapytała, po czym odpaliła papierosa.

- Nie wierzę, że od wczorajszego dnia zaczęłaś palić! - powiedział, uśmiechając się. Kiedyś byłaś wrogiem palenia, a teraz... No po prostu nie wierzę, jak czas zmienia ludzi... - zażartował.

- Może dlatego czas zmienia ludzi, bo Ty nim manipulujesz, gówniaku.

- Słuszna uwaga, Pani Sherlock!

Dwójka przyjaciół spędziła dwie godziny na zewnątrz, z tego większą część czasu właśnie w "ich" parku. Rozmawiali, droczyli się, palili razem... Przyszedł jednak czas, w którym musieli iść do domów. Dziewczyna odprowadziła go po sam opuszczony domek. Żegnając się, nastolatek mocno ją przytulił.

- Za... Za co to? - zapytała zawstydzona.

- Gdyby nie Ty, nie byłbym w stanie dzisiaj wyjść. Dzisiejszy dzień był supi maxx. Dziękuję, Kayle. - odpowiedział pewny siebie.

- Jesteś głupi! Będę jutro koło 12:00, dobranoc! - pożegnała się, po czym poszła do domu.

Kiedy tylko się odwróciła, Dwayne zaczął popłakiwać. Łzy delikatnie spływały wraz z deszczem po jego polikach. Wszedł do domu, zapalił papierosa i położył się spać. Wiedział, że już jutro przyjaciółka nie może go w tym miejscu zastać...




"Być może dziś ostatni raz Cię widzę, Kayle. Dziękuję..."~Dwayne.


A może cofamy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz