Nic nie wskazywało na to, że tego lata wydarzy się coś... Że coś w ogóle się wydarzy.
Plan był taki: rodzice, jak co roku, wysyłali mnie na dwa miesiące do babci, która mieszka w Toronto, ponieważ oni nie mogli jechać ze mną z powodu wymagającej pracy, to było najlepsze rozwiązanie. To już mój czwarty rok z kolei. I oczywiście, nie jestem już małą dziewczynką, mam 16 lat!, i bez wątpienia poradziłabym sobie sama w domu. Ale czułabym się cholernie samotna. A poza tym lubię moją babcię i jej miasto. Tam jest pięknie... No i już znalazłam sobie tam przyjaciółkę- Karle. W mojej szkole we wschodniej Filadelfii nie mam zbyt wielu znajomych, to też nie miałabym z kim się spotykać w wakacje. To znaczy jest Dorian i Julietta, ale Julietta wyjeżdża do Francji, skąd pochodzą jej rodzice i nie wiadomo kiedy wróci. A Dorian, no cóż, nigdzie się nie wybiera. I choć prosił mnie żebym została, to i tak postanowiłam wyjechać. To już stało się tradycją, a poza tym tak dawno nie widziałam się z Karlą... Chyba od przerwy świątecznej. Nie wiem, co by mi zrobiła gdybym odwołała przylot.
Karla jest całkowitym przeciwieństwem mnie. Jest żywiołowa, bardzo kochliwa (co ją odwiedzę to ma innego chłopaka), urocza, zabawna, z lekka zwariowana, ale z drugiej strony potrafi wysłuchać, doradzić i dotrzymać tajemnic. Kocham ją za to wszystko i chciałabym mieć tyle odwagi i charyzmy co ona.
A ja? Ja jestem raczej introwertyczką. Może nie jestem nieśmiała, ale na pewno duszy towarzystwa ze mnie nie będzie. Karla twierdzi, że jestem zabawna i kiedy kogoś poznam to się otwieram i rozkręcam. W jej przypadku tak było. Ale przez to, że ludzi odstrasza moja cichość nie miałam wielu okazji na „wielkie otwarcie" i rozkręcenie się przed nimi. Taka już właśnie jestem. Możecie się śmiać, ale jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Oczywiście zakochiwałam się. Zdarzyło mi się to AŻ DWA RAZY, ale nie miałam odwagi żeby powiedzieć tym chłopcom „hej", a co dopiero żeby wyjawić im swoje uczucia. Nie należę do najładniejszych dziewczyn w klasie, mój wygląd jest raczej przeciętny. Mam jasne włosy, szaro niebieskie oczy, jestem dość wysoka i nawet szczupła, choć dawniej miałam kłopoty z nadwagą.
I to właśnie mnie, tej zamkniętej w sobie i szarej dziewczynie, przydarzyło się coś takiego...
Ale wróćmy do początku.
Wakacje 2016 rozpoczęły się 28 czerwca. Postanowiłam zostać do końca miesiąca w domu. Długo, prawda? Ale rodzice nie nalegali na to, żebym nie wyjeżdżała. Nawet gdy byłam w domu widzieliśmy się tylko po godzinie 20, biorąc pod uwagę to, że nie robili nadgodzin, więc oni dobrze rozumieją moją decyzję. A poza tym obiecałam im, że będę dzwonić przynajmniej raz dziennie. Mimo, że przez ich pracę nie widzimy się zbyt często, to i tak jesteśmy ze sobą zżyci. Może to dlatego, że jestem jedynaczką.
Przez te parę dni spotykałam się z Juliette i Dorianem. Raz poszliśmy do kina, później leżeliśmy na hamakach w ogrodzie Doriana. Kolejny dzień spędziliśmy u mnie grając na konsoli i laptopie oraz słuchając głośno heavy metalu (nie, nie jesteśmy satanistami. Ja nawet nie lubię tej muzyki. Po prostu się wygłupialiśmy, zarzucaliśmy włosami i robiliśmy kompromitujące zdjęcia).
W przeddzień mojego wyjazdu Juliette urządziła pożegnalne przyjęcie. Pff, żałosne, przyjęcie dla trzech osób, pomyślicie. A więc właśnie tak.
Julietta przyszła po mnie o 16. Teraz pomyślicie: zaczynać imprezę o 16? Jeszcze bardziej żałosne. No cóż, ale najbardziej żałosne z tego wszystkiego na pewno było to, że musiałam być na 22 w domu. Nie tylko dlatego, że moi rodzice mają ostre zasady. Następnego dnia musiałam wstać o 6. Miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia: ostatni raz spotkać się z Dorianem i Juliettą, a później spędzić jeszcze trochę czasu z rodzicami, którzy załatwili sobie wolne w pracy. No dobra, nie całkiem. Musieli wrócić do pracy o 12. O 9 rodzice mieli mnie zawieźć na lotnisko, a o 10 miałam wylecieć.
CZYTASZ
Handwritten /Shawn Mendes FF/
FanfictionAmy Watson to przeciętna 16-latka. Dobrze czuje się w swoim małym i bezpiecznym życiu, które prowadzi. Ma krąg swoich ulubionych przyjaciół, niczym się nie wyróżnia i wcale nie chce tego zmieniać. I nic nie wskazuje na to, że wydarzy się cokolwiek...