Epilog

5.1K 282 161
                                    

- Tutaj jestem- zaskoczyłam Shawna od tyłu, kładąc dłoń na jego ramieniu. Podskoczył ze strachu i szybko obrócił się w moją stronę. Zszedł właśnie z prymitywnej sceny, którą stanowił kawałek parkietu, na którym znajdował się cały sprzęt, głośniki i mikrofon.- Świetnie ci po...

Nie zdążyłam dokończyć, bo Shawn przerwał mi pocałunkiem. Długim, emocjonalnym pocałunkiem. Już od jakiegoś czasu zauważyłam, że po każdym występie jest wprost nabuzowany emocjami.

- Dziękuję,kochanie- powiedział, kiedy się ode mnie oderwał. Dzisiejszego dnia uśmiech nie schodził mu z twarzy. Był tylko odrobinę zdenerwowany przez występ przed małą publicznością. Taki paradoks: wielka gwiazda grająca na olbrzymich arenach boi się występować przed kilkuosobową widownią. No dobrze, nie kilku, a kilkudziesięciu. Wesele Bruna nie było wcale wystawne, zaproszeni byli tylko najbliżsi, a że oboje nowożeńców nie mieli dużej rodziny to i gości nie było wielu. Ale jedno jest pewne. Byli cholernymi szczęściarzami, bo mogli wysłuchać nowej, niewydanej piosenki Shawna „Try my Best". Która swoją drogą brzmiała bosko.

Nie byłam jedyną osobą, która chciała pogratulować Shawnowi występu. Zaraz za mną ustawiła się grupka ludzi, w pierwszej kolejności pan i panna młoda pragnący podziękować mojemu chłopkowi, następnie moja babunia, rodzice, Karla z Jackiem też przyszli, a reszty nie znałam- parę dziewczyn zafascynowanych Shawnem, kilku dorosłych ludzi i ochroniarz. Shawn wszystkich wysłuchiwał i nie puszczał mojej ręki. Kiedy chciałam odejść ten objął mnie jedną ręką w talii i przyciągnął mnie do siebie. Tego dnia nie opuszczał mnie ani na chwilę.

Kiedy wszyscy się rozeszli Shawn zaprowadził mnie na środek parkietu i nie zważając na to, że nie umie tańczyć, przytulił mnie i zaczął kiwać się na boki w rytm wolnej muzyki. Było przyjemnie mieć go przy sobie. Co chwila posyłał mi gorący i zagadkowy uśmiech, zostawiał buziaki na mojej twarzy i szeptał mi miłe, urocze słówka. Ta noc był wyjątkowa, chociaż nie wiele różniła się od innych.

Około północy Shawn zabrał mnie z parkietu. Zaprowadził mnie do moich rodziców, którzy siedzieli przy stole. Nachylił się do mojej mamy, szepnął jej coś na ucho, później mama mrugnęła do mojego taty, ten uścisnął dłoń Shawnowi.

- Jeszcze raz dziękuję.- powiedział do nich Shawn. Co jest grane?

- Amy, oddajemy cię w ręce Shawna.- powiedziała mama.

- Że co?- spytałam.- Co to wszystko znaczy?

- Wszystko w swoim czasie, skarbie.- powiedział Shawn i przytulił mnie od tyłu.

Byłam lekko zaniepokojona, zaskoczona i uszczęśliwiona.

- Do zobaczenia. Uciekajcie już, bo się jeszcze rozmyślimy.- powiedziała mama.

- A więc do widzenia.- odparł Shawn i zaczął ciągnąć mnie już w kierunku wyjścia.

- Cześć- rzuciłam na pożegnanie. Mój niepokój nieco zmalał, kiedy zobaczyłam uśmiechy na twarzach moich rodziców. Byłam pewna, że nic mi nie grozi.

Chwilę później już byliśmy na dworze. Przy wejściu przejął nas ochroniarz, który zaprowadził nas do podstawionej limuzyny. Bez słowa do niej wsiadłam. Ruszyliśmy. Szkoda mi było opuszczać przyjęcie. Bardzo dobrze się bawiłam, jedzenie było przepyszne, a towarzystwo najlepsze z możliwych. Przeczuwałam jednak, że z Shawnem czeka mnie coś lepszego.

- Shawn.- starałam się przykuć jego uwagę. Popatrzył na mnie i dał mi przelotnego buziaka.- Co ty do cholery kombinujesz?

- Nic, słowo daję.- odpowiedział z tajemniczym uśmieszkiem.

Handwritten /Shawn Mendes FF/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz