Rozdział 2

160 13 3
                                    

Starszy mężczyzna wpatrywał się ślepo przez całą drogę w martwy punkt przed swoimi oczyma. Jego zmącony umysł próbował sobie poukładać te wszystkie rzeczy. Sprowadzić do pionu jego nie tak dawno poukładany świat. Jednak taka możliwość przestała mieć jakiekolwiek znaczenie wraz z nadejściem tej jakże podejrzanej, a zarazem intrygującej istoty, która trzymając mocno jego ciało, leciała z nim do nieznanego miejsca. Nie tłumacząc, nie wyjaśniając. Nie robiąc niemalże nic. Wtem, jakby uderzenie pioruna, zmarły poczuł nieznane sobie uczucie. Ucisk w żołądku i wrażenie, że czas przez moment staje w miejscu.

Obaj dotarli do przedziwnego zdaniem zmarłego człowieka miejsca, świata wyjętego z mitów. Zewsząd rosły bujnie czarne niczym smoła róże o niebieskich listkach wystających spod ciemnego kwiatu. W rytm wiatru grał szum wodospadów, których strumienie wody ciągnęły się wysoko ponad łysą, naznaczoną ciemnymi plamami głowę mężczyzny, zaczynając się gdzieś w nieznanym punkcie, zasłoniętym przez grube, szarawe gałęzie gargantuicznych, potężnych drzew. Ich spopielałe, zielone liście bujały się luźno poprzez lodowate podmuchy smutno wyjącego wiatru. Człowiek zacisnął dłonie na ramionach, okrywając w ten sposób klatę piersiową, po czym zaczął pośpiesznie ruszać nimi w górę i w dół. Dookoła było przeraźliwie zimno i ciemno. Panujący półmrok jedynie potęgował w nieżyjącym narastające od przybycia uczucia. W tym miejscu panował smutek oraz samotność. Żadne inne emocje nie miały tu prawa wstępu. Przynajmniej tak odbierało się to na pierwszy rzut niepewnego, ludzkiego oka. Dobrze jednak wiadomo, że od wszystkiego jest jakieś odstępstwo.

Zmarły szedł w milczeniu za żniwiarzem, starając się przy okazji nie uderzyć stopą o wystające korzenie. Upadek na tą ochłodzoną ziemię, wyglądającą zupełnie jak wyjałowione pole na pewno byłby przykrym i bolesnym doświadczeniem. Zupełnie, jakby nawet rośliny w tym miejscu chciały zapewnić przybyłego o jego aktualnym stanie. Niemalże dało się słyszeć między koronami ciche, zachrypnięte szepty: ,,twoje serce już nie biję. Twoje ciało leży w grobie". Człowiek walczył ze sobą, by pozbyć się tego wrażenia. Jego zapracowane palce były jednak zbyt zajęte ogrzewaniem własnego ciała. Czy był w tym właściwie sens? Czy warto podejmować jakieś akcje, gdy nie jesteśmy w stanie i tak niczego zmienić? Starzec nie był kimś, komu pisana była odpowiedź. Już nie. Podniósł wzrok, by raz jeszcze przyjrzeć się stworzeniu, które bez krzty słowa prowadziło go do jakiegoś celu. Wszystko, byleby odsunąć od siebie ten okrutny, ale boleśnie prawdziwy fakt.

Czarne pióra unosiły się i opadały pod wpływem delikatnego już, jednakże nadal nieprzyjemnie chłodnego zefirka. Choć jego czarne ubrania zakrywały zdecydowaną większość jego chudego ciała, to każdy zauważyłby jego zsiniałą skórę na dłoniach wystających spod luźnych rękawów. Szedł zdecydowanym krokiem- dobrze wiedział gdzie i po co ma iść. Starzec nie miał jednak o tym pojęcia. Nie mógł mieć. Nie był ani trochę pewien, czy w jakikolwiek sposób jest w stanie o to choćby zapytać. Jakby stało się to kilka sekund temu, nadal pamiętał te puste, czarne oczy, w którym widział swoje przerażone odbicie. Wciąż miał przed sobą lodowatą sadź, powoli rozprzestrzeniającą się po szpitalnym pomieszczeniu. Nie miał niestety ani siły sprawczej, ani większego wyboru. Przyspieszył kroku, choć przez parę minut nie odezwał się. Słowa grzęzły mu w gardle, nie będąc w stanie się stamtąd wyzwolić. Wychłodzonymi płucami robił kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Delikatny wiatr tańczył na jego policzkach, otrzeźwiając jego rozszalałe myśli. Gdy jednak miał już coś powiedzieć, istota stanęła w miejscu. Starzec zrobił to samo, przyglądając się zaskoczony. Stworzenie usiadło przy dużej, kamiennej fontannie. Na jej środku umiejscowiona była niewielka płyta w kształcie koła, a z niej wystawał stwardniały, zimny kwiat- ten sam, którego dookoła rosła niepoliczalna ilość.

Zmarły człowiek poczuł się skołowany. Bardziej, niż przedtem. Żniwiarz po prostu siedział, wciąż nawet nie patrząc na osobę, którą ze sobą przyprowadził. Mężczyzna zrobił krok w jego stronę, jednak ciało spowił paraliż, gdy tylko istota podniosła wzrok.

NihilumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz