Rozdział 7

37 3 3
                                    

Jiwon ostatnimi bolesnymi czasy snuł się po niebiańskich drogach, jak dziecko w gęstej mgle. Nie zważał na innych, na samego siebie. Odbierane dusze witał przymuszonym uśmiechem, a rozmowy przeprowadzał z pustym wyrazem twarzy.

Walczył, by jakoś stłumić pałające w nim uczucia. Wmówić swemu sercu, iż jest po prostu zbyt wrażliwe na ból innych i dlatego właśnie w taki sposób zareagowało na spotkanego żniwiarza. Zawsze powtarzano w ich zastępach, że anioł po wymazanej pamięci raz na całe życie może się w kimś zakochać.

Jak jednak rozumieć tak szaloną sytuację? Gdy tylko anioł stróż wywoływał obraz podupadłego Dementiae, toczył walkę ze sobą samym. Każda batalia zwieńczana była jednak jego palcami na szklanej tafli, które usilnie zdrapywały z bladych polików resztki zastygłych łez. Wszelkie spojrzenia pociągały za sobą falę myśli, których Jiwon nie był w stanie od siebie odegnać.

Jakiż bowiem cudowny był ten obraz rozpaczy, otoczony ścianami ze swych czarnych piór. A lśniły one w bladej łunie jak przeklęty kryształ śmierci, który przez zsiniałe usta szepce jego imię. Woła go spod wypłowiałych kosmyków i pragnie, by ciepła dłoń dotknęła martwego serca.

Nie. Tak nie można. To bez sensu, wszystko jest go pozbawione. Przecież anioł raz widział to zapłakane stworzenie na oczy. Och, jakże cudowny był ten raz. Moment, gdy ciemne, puste studnie pociągnęły go na swoje dno, a jego serce było bliskie wyłamania żeber. Czym jest ta piekielna miłość, ta klątwa Szatana? Trzeba do niej lat, czy też naprawdę starczy dzień?

Odpowiedzi mogły być zakopane daleko stąd. Jiwonowi los podał jednak szpadę, gdy tylko ten poczuł lekki, piekący ból na swoim nadgarstku. Drobny, bezkształtny znaczek rozbłysł przyćmionym światłem, rzucając blask na popielate ściany miejsca, w którym przed laty postawiono kolorowy witraż. Nie potrafił anioł określić, jak długo już jego białe skrzydła stykały się z kurzem na betonowej podłodze. Godziny zastępowały minuty, miesiące stawały się dla niego dniami. Co ma znaczenie? Czy coś w ogóle je posiada?

Chłopak wyszedł w ciszy, nieco tęsknym wzrokiem spoglądając w stronę swego azylu. Idąc do złotej bramy przyciągał do siebie wszystkie oczy, chętne pytać go o stan, o powód. Sam go do końca nie znał, więc milczenie było mu odpowiedzią. Wszystko mieszało mu się ze wszystkim.

Schodząc do czyśćca czuł jednak, że tak o to czeka go oficjalne zderzenie z prawdą.

Uciekać będzie, czy walczyć?

*

Żniwiarz oddychał nad wyraz spokojnym dla siebie rytmem, wypuszczając spomiędzy ust obłoki pary. Na zamkniętych powiekach przedstawiała się rzadka sieć fioletowych żył, uwidaczniających się nieco pod cienką, bladą skórą. Pragnął chwili wyciszenia, odejścia od codziennej, narastającej agonii.

Nim wykonał jednak kolejny oddech, jasna łuna światła dotarła do jego oczu, z łatwością kontrastując z wieczną ciemnością czyśćca. Otworzył więc oczy, zapierając dłonie o kamienny murek starej fontanny. Skąd mógł przewidzieć, że anioły są w stanie dwa razy wejść do tej samej rzeki? Zimnej, bezdennej, ponurej, której woda wydaję z siebie pomruki śmierci.

Białe skrzydła rozwinęły się na boki, odsłaniając wyraźnie chudsze, zmęczone ciało. Czarne pióra na wznak nastroszyły swoje czuby, tworząc z wolna granicę między dwoma stworzeniami.

Czemu nikt nie może tego pojąć? Dla wszystkich będzie lepiej, naprawdę lepiej, jeśli właśnie Dementiae zostanie sam. Pogrąży się w tym, po czym zatonie, znikając w kompletną niepamięć pozostałych.

Jednak nie miał pojęcia, co tli się w głowie anioła patrzącego w tamtym momencie na jego twarz. Liczył, że będzie to jak rutyna- monotonna, powtarzalna, niewywołująca szczególnych emocji.

NihilumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz