Rozdział 9

25 3 2
                                        

Jakiż to czas? Tydzień, czy rok trwa cała ta farsa? Myśli Dementiae plątały się jedna z drugą, nie mogąc znaleźć sobie konkretnego celu. Liczba zgonów wszak malała, a mimo to problemy rosły wokół niego niczym dzikie krzewy, z wolna oplatające jego ciało. Tylko dlaczego na ten moment nie ma zamiaru wyplenić ich korzeni?

Ponury żniwiarz siedział pod skałą, wtulony niemal w jej twardą powłokę, a obok jego głowy wodospad uderzał o taflę jeziora, zbijając wodę w obszerną pianę. Trawa pod jego dłonią wspartą o grunt sama kładła łodygę przy ziemi, zdając się krzyczeć z powodu swego bólu. ,,Umieram" szeptały zielone listki.

W drugiej ręce Hanbin dzierżył swego papierowego przyjaciela, głaszcząc lekko zimnym palcem grzbiet drobnego tomu. Wszystkie te wiersze zdawały się nadal pływać gdzieś wewnątrz jego przegniłego ciała, kompletnie nie martwiąc się stanem, w jaki go wpędziły.

Nie był bowiem taki sam jak dawniej. Jego serce zdawało się szybciej bić w klatce piersiowej, mocno i szczerze. Ręce nie roznosiły już wokół tego nieprzyjemnego chłodu, a usta nieznacznie nabrały żywszych barw. Jego charakter również nie pozostawał obojętny.

Negatywne uczucia nie wzbierały się już w jego sercu z takim natężeniem. Czuł je nadal, w tym miejscu zmian nie ma. Mimo to potrafił w pewien sposób zapanować nad tym, co z wolna chciało pożreć wszelkie promienie nadziei. Czy smutek, czy chęć płaczu, coraz częściej udawało mu się powstrzymać reakcje własnego ciała.

Czy to tylko sprawka wierszy, czy może czegoś innego?

Czy chodzi o tamten ciepły uśmiech, promieniujący słońcem królestwa niebios? O te gładkie skrzydła, bardziej delikatne od jego postrzępionych, czarnych piór? Czy może w sprawę zamieszany jest anielski głos, adekwatnie wpasowany w jego właściciela? Gdy tylko Dementiae przywoływał sobie ten kojący wydźwięk, zdawało mu się, iż jest zupełnie kimś innym. Nie tą ponurą, zatraconą w płaczu kreaturą. Lodowatą i przegniłą do cna.

Sine wargi opadły nagle na dół. To wyżerające poczucie samotności, inne od tego, które dotąd chował w kącie duszy, martwiło go po stokroć. Nie powinien go posiadać. Nie wywoła to żadnych pozytywnych zdarzeń. Tylko problemy pukać będą do ich drzwi. Co jednak mógł poradzić? To nie to samo serce bije coraz szybciej. To nie ten sam szron rozpływa się powoli na wyziębionych polikach, ogrzewanych nieznacznie od nieznanego dotąd ciepła. A te uczucia razem tworzą jedno spójne, groźniejsze, ciekawsze.

To imię, Jiwon, coraz to piękniejsze. A te wyrwy, te szpary w twarzy, coraz to są szersze.

NihilumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz