PROLOG

393 22 3
                                    

Szybkie, miarowe kroki nastolatka odzianego w czerń odbijały się echem po przestronnej komnacie utrzymanej w barwach onyksu i rubinu. Zmierzał ku wysokiemu podestowi, gdzie obok masywnego, marmurowego tronu stał jego ojciec. Zatrzymał się parę kroków przed nim i lekko pochylając głowę spojrzał pytająco na rodzica. Ten skinął powoli głową i uśmiechnął się kpiąco.
- A więc, mój synu, powiedz mi co skłoniło cię do takiej....orginalnej decyzji? - w jego głosie słyszalne było autentyczne zainteresowanie i lekkie rozbawienie.
- Cóż, każdemu potrzebna jest odrobina rozrywki, czyż nie? - prychnął młodszy wzruszając ramionami i swoją postawą wywołując rozdrażnienie ojca.
- Też mi rozrywka - parsknął - Doprawdy nie rozumiem jak przebywanie wśród NICH ma zapewnić ci rozrywkę.
- Są ciekawi. Ich reakcje i zachowania mnie bawią - jakby na potwierdzenie swoich słów zachichotał - Nigdy nie da się do końca przewidzieć ich reakcji. Jest to trudne nawet wówczas, gdy wyczuwa się ich emocje - pokręcił z podziwem głową.
- Właśnie ta nieprzewidywalność czyni ich tak słabymi. Przez targające nimi zmienne emocje są tacy....tacy dzicy i nieokrzesani!
- Zawsze można tą słabość wykorzystać - rzekł chłopak uśmiechając się niewinnie acz z pewną dozą drapieżności. Stał przez chwilę, uważnie obserwując jak na twarzy ojca pojawia się coraz więcej zrozumienia i aprobaty.
- Ach tak... rozumiem... - pogładził w zadumie brodę - W takim razie idź. - machnął ręką.
- Dziękuję ojcze. - powiedział uradowany i pobiegł do drzwi - Wrócę! - rzucił jeszcze i zniknął za progiem. W sali przez kilka sekund dźwięczało jeszcze echo trzasku drzwi. Mężczyzna w zadumie zasiadł na tronie i westchnął ciężko.
- Powodzenia na ziemi synu... i niech ludzie cię nie skrzywdzą... Azazelu...

AZAZEL Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz