Rozdział 7

120 12 5
                                    

      Pustka. Co oznacza owe określenie? Zawsze pozostawało to zagadką. Azazelowi pustka nie kojarzyła się z niczym. Sam nigdy nie odczuwał żadnego rodzaju wewnętrznej pustki ani też nie miał
z nią styczności.
Jednak dzisiaj to właśnie ona przywiodła go do zaułka, który przypominał bardziej obrzydliwy rynsztok; wątpliwy szalet bezdomnych niż uliczkę. Z chwilą wejścia w głąb tejże szlachetnej toalety, Azazela otoczył duszący smród. Minął rozkładające się truchło kota po którym łaziły muchy. Białe larwy wysypywały się z oblazłej
z sierści kociej mordki.
Azazel prychnął tylko pogardliwie
i brnął dalej, z gracją omijając kałuże fekaliów i walające się wszędzie zatęchłe śmieci.
Kilkanaście par oczu śledziło jego ruchy.
Kryli się w cieniu śmietników,
w bramach, leżeli wśród swoich własnych odchodów.
Bezdomni.
Wszyscy obserwowali go, drapieżny wzrok zawieszając na jego drogich ubraniach.
Z zazdrością przypatrywali się jego czystej skórze i zadbanym włosom. Ich nie stać było na takie luksusy. Wszyscy mieli twarze niemiłosiernie umorusane. Brud tworzył swoistego rodzaju maskę nieokreślonego koloru. Ich rysy wydawały się być zastygłe
w jednym wyrazie. Tylko oczy
w głębi tej maski błyszczały głodem.
Z ich wychudzonych ciał zwisały nędzne łachmany, o które już dawno przestali w jakikolwiek sposób dbać.
Azazel nawet nie zwrócił uwagi na sępie spojrzenia i szedł dalej. Magnetycznie przyciągająca go pustka była coraz bliżej.
Czuł, że jeśli nie odkryje jej pochodzenia, oszaleje.
Kilkanaście metrów dalej natknął się na ślepy zaułek. Przystanął i starając się ignorować obrzydliwy smród, rozejrzał się dookoła.
Pod ceglaną ścianą, w odległości około dziesięciu metrów, leżała zwinięta w kłębek postać. Mężczyzna w wieku około 50 lat był pogrążony
w niespokojnym śnie.
Z jego półotwartych ust wypływała strużka śliny, skapując na podartą kurtkę. Kręcił się przez sen, jakby śnił koszmar. W pewnej chwili smarknął prosto w rękaw.
Azazel skwitował to obrzydzonym spojrzeniem.
Nad śpiącym bezdomnym przykucnęło dziecko.
Chłopiec, na oko może siedmioletni, przyglądał się ciekawie mężczyźnie.
W pewnej chwili wyciągnął drobną rączkę i dotknął jego ramienia.
Śpiący nie poruszył się. Dzieciak wstał, westchnął ciężko i obrócił się
z zamiarem odejścia. Zamarł, gdy zobaczył Azazela opierającego się
o zagrzybiałą ścianę i obserwującego całą sytuację. Automatycznie cofnął się kilka kroków i przylgnął plecami do muru.
Azazel uśmiechnął się wychodząc
z cienia.
- Chciałeś go okraść? - zapytał swobodnie.
- C..co? - wydusił chłopak zdezorientowany i spojrzał na ciało leżące na ziemi. - Nie, ja tylko... - bezskutecznie próbował znaleźć sensowną wymówkę.
- Tak, tak. - zaśmiał się diabeł.
Na twarzy chłopca pojawiła się złość.
- Nawet nie miałbym z czego go okraść! A z resztą, co cię to
obchodzi?! - sarknął wściekle
i założył ręce na piersi.
- Ach, nie obchodzi mnie to... niby czemu miałoby mnie to interesować? - odbił piłeczkę rozbawiony. Dzieciak stał pod ścianą zbity z tropu.
Azazel przyjrzał mu się dokładnie.
Było to dziecko niezwykłej urody. Miał czystą, bladą cerę. Zupełnie jak
u porcelanowej lalki. Był drobny
i delikatny.
Z jego twarzyczki wyzierały duże oczy o niezwykłym kobaltowym kolorze, częściowo przykryte czarnymi włosami, po których błąkały się granatowe refleksy. Zadbane kosmyki ładnie układały się wokół jego głowy, spadając na twarz.
Chłopiec stał, patrząc hardo prosto
w jego oczy. Nie ulegało wątpliwości, że był arogancki.
Jednak co ten niezwykły dzieciak robił w takim miejscu? Jego ubrania nie były ani zniszczone ani brudne. Tak samo twarz nie nosiła znamion dłuższego pobytu na ulicy.
Albo od bardzo niedawna znajdował się wśród bezdomnych, albo po prostu zgubił się i przybłąkał aż tutaj.
A wokół niego...
Była pustka...
- Jak masz na imię? - zapytał Azazel łagodnie. Chłopiec otworzył szerzej swoje piękne oczy.


************************************
Witam ☺ Jakieś ciekawe pomysły na imię dla tej enigmatycznej osóbki?

AZAZEL Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz